Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 13 lutego 2017

Sekrety CIA, czyli co łączy Busha, Clintona i Gatesa

-


Tytułowe pytanie wydaje się stosunkowo proste, bowiem łączy ich bardzo zdecydowany i jednoznaczny sprzeciw wobec prezydentury Trumpa. I na tym spostrzeżeniu moglibyśmy poprzestać, gdybyśmy naturalnie nie zauważyli byli dużo wcześniej, że walka wśród wywiadów znakomicie się zaostrzyła, a w samym jej centrum znajduje się – cóż za niespodzianka – nowy lokator Białego Domu. O tym, że coś wyraźnie jest na rzeczy, świadczą choćby znane nam z lokalnego podwórka przejawy kampanii nienawiści, w której znane publicznie osoby nawołują bez zawoalowań nie tylko do aktów buntu i nieposłuszeństwa, ale także do wandalizmu i wprost przemocy. Tak na przykład szansonistka ps. Madonna chciałaby wysadzić Biały dom, znany komentator telewizyjny radzi, aby Trumpa zastrzelić, a niemiecka polityk, aby zbombardować. Akcja jest bowiem międzynarodowa, a jej nowy rozdział otwarto pod pretekstem obrony „uchodźców”, gdyż Trump na otwarciu drugiego tygodnia urzędowania wstrzymał przejściowo wizy dla wszystkich obywateli siedmiu państw zagrożonych terroryzmem. Tych samych, na które obostrzenia migracyjne nałożył przy wielkim społecznym aplauzie Clinton, a ostatnio… Obama. Tak się bowiem składa, że to są dokładnie te same kraje – cóż za przypadek – które na początku lat 2000 proroczo wskazano gen. Wesleyowi Clarkowi jako miejsca, w których jankesi będą musieli stoczyć bój o demokrację. I albo Clarke obracał się w sztabie generalnym w grupie proroków, albo – jak to w sztabie – w kręgu planistów. Bowiem w sześciu z siódemki w minionym piętnastoleciu „zwyciężyła demokracja”, albo przynajmniej jest w trakcie zwyciężania, co jak wiemy z obserwacji skutkuje masową produkcją bojowników ISIS.

Urobek politycznych przewrotów pod szyldem „uchodźców” ktoś masowo tymczasem eksportuje do Europy i szerzej do świata rozwiniętego, co zamęcie wojennym wcale nie jest trudne, a produkcja fałszywych dokumentów na skradzionych blankietach państw, których administracja przestała funkcjonować, jest zgoła dziecinnie proste. Kto by to wszystko zresztą sprawdził, jeśliby nawet chciał? A zresztą tak po prawdzie nie chce, gdyż urzędnicy niemieckiego urzędu ds. imigracji dostali poufne przykazanie, aby przepuszczać i tuszować sprawy nawet ewidentnych fałszerstw dokumentów „uchodźców”. Przy tych wszystkich kolorowych rewolucjach i przewrotach krzątało się jak pamiętamy imperium fundacji Sorosa, w bliskiej komitywie z wywiadem, tak bliskiej, że jej emisariuszy bez pudła spotkać można we w wszystkich punktach naboru i przerzutu uchodźców w krajach objętych wojną, a dalej na szlakach migracji. Że obecnie Soros i jego najemne bandy wandali, werbowanych na Craigslist pod wodzą zawodowych wichrzycieli, protestują przeciw „faszyzmowi” wybijając szyby i podpalając samochody, nie powinno nikogo dziwić, skoro program otwartych granic dla niekontrolowanego najazdu migracji stanowi jeden z kluczowych postulatów „filantropa”. Aliści i wszelkie inne powody do marszów potępienia postępów „faszyzmu” są dla niego równie dobre, gdyż zmobilizowano na inaugurację Trumpa i ruch uciskanych Murzynów pod szyldem Black Lives Matter i feministki pod hasłami wolności macicy i wspomnianych już postępaków, pragnących otwartych granic. Ciekawe, że odmiennie od oczekiwań obroty Castoramy po tych imprezach nie maleją, ale przeciwnie: rosną, szczególnie w dziale metalowym i ślusarskim. Być może otwarte granice wydają się postępakom dobre, ale powszechnie nie widać nad nimi zachwytu, gdyż „społeczeństwo obywatelskie” widząc co się dzieje prywatnie zakłada sobie nowe zamki, ogrodzenia i żaluzje. Feministki chyba dosięgły przy tej okazji szczytów otwartości i porzuciły wszelkie pozory i sugestie jak na przykład „Pussy Riot”. Dziś pussy jest całkiem dosłownie w postaci przeboju tego karnawału: stroju ulicznicy obrazującego… pussy właśnie. Przebrana w ten sposób feministka już nic nie musi ględzić, że jest kimś – wszyscy widzą, że jest pędzącą glizdą.

Powyższy obrazek to tylko, podobnie jak poseł Niesiołowski, pewien margines, ale bardzo znamienny i pozwalający precyzyjnie zmierzyć temperaturę wydarzeń. Oto pod tym pejzażem na skraju buntu widzimy państwowych urzędników całkiem otwarcie zmierzających do puczu. Dla przykładu ostatni szef CIA Brennan, od wielu miesięcy w stanie półoficjalnej wojny z Trumpem i całkowicie wydawałoby się skompromitowany niczym krajowy nowoczesny, latający Rysio, na odchodne tkwi mocno w siodle. Wprawdzie zmontowana przez jego podwładnych afera „ruskich hakerów” skończyła się sromotnie skandalem „złotych wodospadów”, opowiadającym o ekscesach Trumpa z moskiewskimi prostytutkami, ale całkowicie i bezspornie wyssanych z brudnego palucha, ale nie przeszkadzało mu to atakować prezydenta pogróżkami. Brennan bowiem w swojej wściekłości przestrzegł Trumpa, że wywiad może go dopaść na wiele sposobów {six ways from Sunday} i tylko osoba poważnie upośledzona nie odebrała tego jako otwartej pogróżki. Dlaczego zatem dzielni agenci Secret Service nie aresztowali go bez zwłoki? Ano najwyraźniej mają tak przykazane. I prezydent Trump także stąpa śmiało, niemniej ostrożnie, wiedząc że na każdym kroku może spotkać minę z pozdrowieniami na przykład od Lee Harveya oraz Osvaldo, jak pono zwali się zamachowcy na Cartera {zamachowiec na Kennedy’ego zwał się Lee Harvey Oswald – to chyba nie przypadek?}. I tak pełniąca po. prok. Generalnego w miejsce pamiętnej Loretty Lynch w akcie publicznego nieposłuszeństwa ogłosiła, że nie będzie respektować dekretu Trumpa o ograniczeniu migracji, co skądinąd jest gestem doskonale pustym, gdyż imigracja, deportacja i podobne jest procedurą stricte administracyjną, a nie karną. Czyli że prokuratura i ministerstwo sprawiedliwości nic w jej stosowaniu nie mają do powiedzenia. Chyba że urzędnicy migracyjni i straż graniczna będą te przepisy łamać, narażając się na zarzuty karne. O taką chyba sugestię właśnie chodziło, o kolejną zachętę do puczu, zatem nie dziwota, że Trump zwolnił prokurator z hukiem pod zarzutem „zdrady” tego samego dnia.

Nastrojów oburzonego przywróceniem normalnej kontroli granic lewactwa nie podzielają wprawdzie urzędnicy średniego i niższego szczebla straży granicznej i imigracji {ICE}, które przyjęło nowo mianowane kierownictwo oraz zapowiedzi zmian wręcz entuzjastycznie. Widzą w Trumpie niemal zbawiciela, który przywróci ich służbie sens po blisko dwóch dekadach rozmontowywania i wpuszczania do kraju wszelkich patologii: narkotyków, przestępczości, chorób, handlu ludźmi… Obserwujemy zatem potężny rozdźwięk w łonie samej administracji, tych różnych urzędach, gdzie stara korupcja zasiedziała się tak mocno, że ani myśli ustępować. Oczywiście, jak to w wielkiej polityce, mamy – i to o wiele szybciej niż żeśmy się spodziewali – otwarcie frontu nowej wojny światowej, tym razem ideologicznej. Trumpowi wystarczyło dokładnie dziesięć dni urzędowania, aby wkurzyć cesarzową Europy Makrelę do tego stopnia, aby ogłosiła stan oblężenia. Wydaje się, że wprawdzie w publicznym odbiorze chodzi o pretekst sprawy migracji, ale moim zdaniem faktycznym wyzwalaczem wojny handlowej między Stanami i UE było obrazoburcze określenie przez wysokiego oficjela handlowego Trumpa waluty euro jako przedłużenia deutschmarki i niemieckiej broni ekonomicznej.

Zdaniem ekipy Trumpa euro jest z winy Niemiec niedowartościowane, umożliwiając Niemcom nieuzasadnioną ekspansję kosztem reszty Unii. O ile można się nie zgadzać z argumentem manipulacji euro dwa fakty tymczasem nie budzą naszej wątpliwości. Pierwszym jest ten, że w ECB wprawdzie z zastrzeżeniami, ale jednak faktycznie rządzą Niemcy, nie w sensie taktyki, bo tu Draghi jest od ponad dwu lat na ścieżce wojennej z Buba, ale na pewno strategii. Na dowód niech wystarczy nam, że ratowanie Banca dei Paschi zmontowali Niemcy właśnie, skądinąd grudniowy bailout przy końcu stycznia rozsypuje się w Unicredit… Drugim faktem bezspornym jest nieprzerwane zwiększanie niemieckiej nadwyżki obrotów bieżących i przewagi konkurencyjnej wobec reszty eurolandu. Euro tak naprawdę służy wyłącznie Niemcom. Trudno z tą tezą polemizować, aczkolwiek Merkel stanowczo odrzuciła amerykańskie sugestie o manipulacji walutą, zarzekając się na wszystkie świętości, że nigdy nie wpływała na niezależność ECB i nie będzie tego czynić w przyszłości. I tu jej wierzę, gdyż niemieckie przywództwo ekonomiczne nie polega na wydawaniu poleceń bankowi centralnemu, tylko na zagwarantowaniu w nim pozycji wierzyciela. Widać to było w postaci czystej w Grecji. Nikt nie ma dziś chyba wątpliwości, że faktycznym właścicielem i zarządcą Grecji jest nie ujęty ani w konstytucji ani nawet w traktacie minister finansów Niemiec Schauble? A jeśli ma, to niech wróci do moich opisów greckiej tragedii w odcinkach. Schauble jest nadpremierem i nadprezydentem Grecji – ot co. Tak działa prymat ekonomiczny w euro w praktyce. Czy to nie jest de facto manipulacja walutą? Jak najbardziej jest, tyle że nie w klasycznym sensie handlowym, choć opiera się na wrogim wykorzystaniu przewagi handlowej dla uzyskania i utrwalenia znacznej przewagi politycznej. Chyba nie ma wątpliwości, że jest to manipulacja walutą, choć w znacznie groźniejszej politycznie postaci. Nie da się otóż jej skutków nijak usunąć w ramach obecnej architektury euro, z czego zresztą zdają sobie sprawę zarówno Merkel, jak i Schauble, choć w pierwszym przypadku wypadałoby sformułować to ostrożniej, jako: powinna wiedzieć.

Ostra scysja przez Atlantyk, której notabene w formie wojny handlowej oczekiwałem, ale nie aż w tak ekspresowym tempie, oto ukazała się naszym zdumionym oczom. Z tej poważniejszej, bo finansowej perspektywy „pochód faszyzmu” promowany przez Sorosa już nie wygląda tak egzotycznie, jak mogłoby się nam wydawać. Jeśli to umknęło twej uwadze, to spieszę wyjaśnić. Bulwersujące wypowiedzi polityków po obu stronach Atlantyku rozpętały się zaraz po przełomowej wizycie Teresy May w Waszyngtonie, zatwierdzającej niezłomny sojusz militarno-gospodarczy Brytanii i USA, zwłaszcza w kontekście brexitu. Że Brytania postawiła na twardy, konfrontacyjny brexit, już wiemy. Teraz otrzymaliśmy potwierdzenie amerykańskiego wsparcia w tym procesie, oczywiście oburzający Brukselę, gdyż jej argumenty negocjacyjne, oparte na szantażu gospodarczym, rozpadły się w puch. May jednym zdecydowanym posunięciem odwróciła szantaż Brukseli tak, że obecnie jedyną sensowną taktyką jest dla niej nie tyle dalsze stawianie przed Londynem przeszkód, co ciche ustąpienie i wynegocjowanie przyjaznych warunków. To jednak nie wchodzi dziś z powodów ambicjonalnych w rachubę, gdyż przez ostatnie pół roku Merkel, Juncker i grupa najważniejszych eurokratów, pod światłym przewodem ustępującego prezydenta Obamy zauważmy, gdyż ten ostatnią wizytę zagraniczną poświęcił gorączkowym rozmowom z Merkel w Berlinie – co robić w epoce Trumpa? Bruksela zbyt ostentacyjnie zaangażowała się dziś w twarde i nieprzejednane stanowisko wobec brexitu, a odwrócenie tego groziłoby jej utratą twarzy. Będzie zatem brnąć w nim dalej.



Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 5/17

© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut