Go To Project Gutenberg

wtorek, 3 stycznia 2017

Koniec petrodolara. Petrojuan?

-



Przyjrzeliśmy się niedawno perypetiom, stojącym przed Trumpem i czyniącym nadchodzący rok niezwykle interesującym. Dominującą cechą wyróżniającą odbywające się na naszych oczach zmiany jest światowy nawrót konserwatyzmu, potężny ruch antyglobalistyczny, protekcjonizm oraz interwencjonizm państwowy. Wszystko, co można uznać za synonimy odwrotności wolnego handlu i umów o wolnym handlu. Nieprzypadkowo schyłkowy Obama to okres chwilowego szczytu globalnych traktatów o wolnym handlu: TTIP oraz TPP. Ostatnim, heroicznym wysiłkiem udało się jeszcze przeforsować ich namiastki: CETA oraz TISA, czyli transatlantyckie traktaty handlowe między UE i Kanadą oraz światowe porozumienie o swobodnym transferze usług, ale wygląda na to, że to początek okresu zamrożenia. Ściślej mówiąc dwa wymienione traktaty pospiesznie wyciągnięto na publiczny widok z zaciszów gabinetowych, bliżej nieokreślonych „ekspertów”, gdy stało się jasne, że na razie wielki wysiłek unifikacyjny globalizmu, oparty na totalnych traktatach handlowych nie może się udać. Jak się nie ma co się lubi… I tak ludność eurokołchozu jeszcze nie ochłonęła z oszołomienia tajnym TTIP, a tu już prawie przepchnięto, przy masowej dezinformacji i kampanii jawnych kłamstw w krajach neokolonialnych typu Polski zauważ, traktat z „zaprzyjaźnioną” Kanadą i szykuje się promowany jako całkiem „niewinny” traktat o usługach. Wynikałoby z tego, że animatorzy traktatowej unifikacji serio traktują zwiastowany przez Trumpa sprzeciw wobec globalizacji, zapowiadający okres wzmożonych wojen handlowych.

Czy 2017 i lata następne będą oznaczały zatem wzrost napięć walutowych, handlowych i w efekcie naturalnego w takich wypadkach interwencjonizmu państwowego, czyli regres w handlu – w wymiarze liczbowym, ale także instytucjonalnym? Tak wypadałoby oczekiwać, ale nie jest to nawet prognoza, ale jedynie stwierdzenie dobrze już zaawansowanego i rozwiniętego trendu. Opisywałem jego logiczne nawarstwianie w kolejnych odsłonach, a poręcznym probierzem i miernikiem bieżącego stanu był dla nas dolar. Petrodolar. Dziś, gdy Wall Street Journal oswaja się z moją prognozą sprzed dwu lat, że dolar się umocni, czyli zauważa, że właśnie rozpoczyna kolejną rundę marszu w górę pod auspicjami Trumpa, mamy dobry moment do rozejrzenia się w pejzażu: czy aby na pewno czegoś nie przeoczyliśmy? W tej logicznie układającej się w sensie dłuższych trendów sytuacji Trump jest naszym człowiekiem nawet nie dlatego, że wydaje się bliski emocjonalnie, tylko po prostu dlatego, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. I we właściwym momencie dodajmy.

Bowiem gdybyśmy nie uświadczyli fenomenu Trumpa, koniecznie trzebaby go wymyślić. Popatrz choćby na Marynę Lepen, Orbana i Beppe Grillo. Jak wiele ich różni w sensie tradycyjnej polityki, a jak zadziwiająco wiele łączy w sensie tego wielkiego trendu, czyli tego, co naprawdę się liczy? Trudno doprawdy ten fenomen zrozumieć na gruncie klasycznej politologii, zatem nadworni publicyści zbywają wymienionych polityków hurtową etykietą „populistów”, a Niemcy ze Spiegla na rozkaz Makreli, co zresztą dodaje specjalnego montypythonowskiego smaku całemu przedstawieniu – po prostu i dosadnie „faszystami”, ubierając ich w stosowne do karnawałowej maskarady esesmańskie mundury. Niemcy ubierają dziś swoich oponentów w eurokołchozie w faszystowskie łachy i zachowują nawet przy tym śmiertelnie poważne miny! Bowiem po pierwsze: faszyści to byli nie żadni Niemcy, ale właśnie - faszyści oraz po drugie: faszyści to są z definicji przeciwnicy Makreli. Dokładnie na tej samej zasadzie, wedle której antysemitą jest każdy oponent Netaniahu i szerzej Izraela. Czyli od ostatniej rezolucji ONZ, potępiającej bandyckie budowy osiedli na kradzionej ziemi: Jimmy Carter, Roger Waters i szerzej Pink Floyd, Barack Hussein Obama, ale także – o zgrozo i zgryzoto! - także premier W. Brytanii Teresa May {z klanu, jakbyś nie zauważył/a na zdjęciach}, premier Ukrainy Wołodymyr Hrojsman {tu nie muszę niczego dopisywać} i parę innych prominentnych osób, które o antysemityzm klasyczny podejrzewać niepodobna, ale czasy są niezwykłe, zatem i pojęcia wydawało się znajome doświadczają karkołomnych przeistoczeń. Faszyści i antysemici galopująco ewoluują i wczorajszy znany judeowiec dziś jest antysemitą. I faszystą, bo każdy antysemita to faszysta, nawet jeśli ukryty. Tak samo jak każdy pijak to złodziej – wie to każde dziecko!

Sami antysemici na tym świecie, zaiste mnożą się, niczym króliki i faszyści, już szczególnie wśród ewidentnych i patentowanych Żydów – to pewnie dla dodania specjalnego napięcia. Żyd antysemita i faszysta. Co w końcu nie jest niczym nadzwyczajnym, skoro terminem faszysta jak wysłużonym batem smaga wokół Żyd, esesmański szmalcownik i „filantrop” Soros, naturalnie przykładnie piętnujący Trumpa etykietą „faszysty”. Ku widomemu zażenowaniu Sheldona Adelsona, Żyda ojca chrzestnego amerykańskiej organizacji, nazwijmy to oględnie z racji rozbudowanych wpływów politycznych i finansowych, opiekującej się kasynami i choćby wspomnianego Kissingera, który twierdzi, że Trump może dla Ameryki „uczynić wiele dobrego”. I także dla Żydów, a szczególnie Izraela, którego w sprawie ostatniej rezolucji ONZ przykładnie i pryncypialnie poparł, tak jakby chciał rozjuszonego Netaniahu, wrzeszczącego ajwaj wniebogłosy, utulić w jego żalu… Gęsto tu jak widać od krzyżujących się interesów Izraela, tak bardzo, że aż trudno się rozeznać: który Żyd jest „prawdziwy” w sensie nie jest „antysemitą”, albo „kryptofaszystą”.

Przyjaciel prawdziwych esesmanów Soros oraz cały AIPAC in corpore z Foxmanem na czele {i naturalnie polskimi Hartmanami i szabesgojami} nazywa dziś Trumpa faszystą i antysemitą, a tymczasem inni Żydzi są jego najlepszymi przyjaciółmi. W tym ukochana córka, wydana za prominentnego machera, która dla niego przykładnie przeszła na judaizm. Jeśli zatem przypuszczasz, że coś jest na rzeczy z pamiętnym proroctwem Kissingera, że za parę lat Izraela nie będzie, to chyba masz rację. Wygląda bowiem z gorączkowych tańców monetarnych szmulów, że zgodnie z ludowym podejrzeniem rozgrywka o nowy system finansowy świata, czyli co będzie po petrodolarze, z organicznej konieczności będzie także rozgrywką o Izrael. Tak jakby tam było prawdziwe centrum finansów tego świata…

Zauważ dobrze, że z ostrożności niczego nie twierdzę kategorycznie, wnioskuję jedynie z ewidentnych i wręcz krzykliwych poszlak, w których wszystkie role obsadzili równie krzykliwi Żydzi. Żydzi Żydów wyzywają od antysemitów i faszystów. A skoro tak, to dobitny i wymowny to znak, że stoją przed nami zaprawdę poważne przesilenia. Jak pamiętamy poprzednia eksplozja faszyzmu i antysemityzmu zbiegła się z paroksyzmami II wojny, czyli że teraz… stoimy właśnie w przededniu III. Aby na koniec roku nie wpędzać nikogo w wisielczy nastrój dopowiem, że jak zwykle chodzi o forsę, czyli o wojnę gospodarczą. Światową - ale to już wiemy. Wojna walutowa, handlowa…

Wszystko zatem rozwija się wedle logicznej konsekwencji i dziś potrzebny jest jakiś Trump. No bo skoro mamy wysyp antysemityzmu i faszyzmu, to i jakieś nowe wcielenie Fuhrera jest potrzebne. No i jest! Zauważ dobrze, że kiedy „postępowy” świat drży ze strachu przed wrażym postępem „antysemityzmu”, popychającym nawet ministra obrony {mocny eufemizm} Avigdora Liebermana, w poprzednim wcieleniu wykidajłę z nocnego klubu w Kiszyniowie, co skądinąd wyjaśnia, skąd tak dobrze się rozumieją z czekoladowym Pornoszenką, do nawoływania francuskich wyznawców Mojżesza do natychmiastowej ewakuacji przed nieuchronnymi pogromami, oraz równie wrażym postępem „faszyzmu”, zarysowały się nowe piękne zapowiedzi państwowego interwencjonizmu. Ot, choćby w wymownej postaci propozycji ochrony rodzimego rynku przed nieuczciwą konkurencją w wymiarze – bagatela – kilkunastoprocentowego tymczasem cła, zapowiedzianej przez prezydenta-elekta na twitterze. W ramach wymiany uprzejmości Chińczycy zrealizowali zapowiedź z początku grudnia obłożenia grzywną – znów bagatela – 30 mln $ niesprecyzowanego producenta samochodów za praktyki monopolistyczne. Producentem okazał się wskazany przeze mnie GM – bo i chińska pogróżka była nadzwyczaj czytelna. Tymczasem pamiętajmy, że do inauguracji Trumpa jeszcze miesiąc, a wojna handlowa między dwoma największymi gospodarkami, tak jakby nie mogąc się wręcz na ten moment doczekać, już w najlepsze się zaczyna rozwijać...

Wydawało się, że „niedopuszczalna” wobec organu KCKPCh sugestia Trumpa, oczywiście znów na twitterze {chyba nie nadążasz za najnowszym trendem}, opublikowana całkiem oficjalnie w imieniu chińskiego MSZ w China Daily, jakoby istniała możliwość odstępstwa od zasady „jednych Chin”, stała się tymczasem faktem. Rozdziawiasz oczy i usta w zdumieniu, tak jakbyś zobaczył potwora na balu przebierańców. A to tymczasem najprawdziwsza prawda. My tu sobie gaworzymy o ciamajdanie, emeryturach dla ormowców, a tam w dalekiej Azji Chińczyki trzymają się mocno. I nie tylko głośno protestują przeciw „niedopuszczalnemu” odnowieniu i normalizacji stosunków z Tajwanem, ściślej z ich wdzięczną prezydent, na razie poprzez internet, ale i dają temu wyraz i oprawę wojskową, paradując w ramach ćwiczeń swój jedyny lotniskowiec Liaonin w cieśninie tajwańskiej oraz Morzu Południowochińskim, które jak pamiętamy dzięki kilkunastu nowym sztucznym wyspom chińskim tylko czekają na pretekst do większej wymiany ognia.

I tak się dynamicznie toczy ta wymiana wzajemnych uprzejmości w świątecznym nastroju, a co mniej spostrzegawczy traktują jako objawy „fake news” w internecie. I tu kolejny zonk drogi watsonie, ukazujący że i samo pojęcie „fake news” zostało przez lewicową kamarylę bardzo pospiesznie i nieudolnie poskładane dosłownie na kolanie. Bowiem – cóż za ambaras – odchodzący prezydent, pokojowy i opalony na Hawajach, bądź w Kenii, albo też Indonezji {jako Barry Soetoro} noblista, podpisał był właśnie na święta jak najbardziej pokojowy, ale za to hojny budżet Pentagonu, ponad 650 mld konkretnie. A w tym budżecie stoi mociumpanie jak wół, że wobec coraz bardziej asertywnych Chin na kluczowym pacyficznym teatrze działań należy zintensyfikować współpracę z podstawowym sojusznikiem Japonią oraz… nawiązać takową z Tajwanem. W tym wspólne ćwiczenia, dostawa uzbrojenia itd.

Z tego bezspornego faktu, bowiem twitter twitterem, gazety chińskie i ich lotniskowiec swoją drogą, a konkretna ustawa, liczby i pieniądze swoją drogą, wypływają oto dla nas dwie nauki. Pierwsza to ta, że ciągłość w imperialnej polityce jest o wiele większa, niż mogłoby się z pozoru wydawać, a prezydent-elekt może mieć kilkadziesiąt milionów abonentów na swoim twitterze nie bez powodu. Bowiem niezwykle często okazuje się, że mówi dokładnie to, co wie. Nie „powiedział co wiedział”, ale wiedział co powiedział. Warto sobie to zapamiętać, gdyż Trump dopiero za miesiąc będzie prezydentem, ale już dziś zachowuje się tak, jakby już nim był.


Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 53/16


© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut