Go To Project Gutenberg

wtorek, 20 września 2016

Bignews Brzezinski: imperium kontratakuje

-
Niedawne skandale, obserwowane przez nas na marginesie chińskiego szczytu G-20, wprawdzie były pozornie tylko ich pikantnym tłem, ale jak to zwykle bywa, na tym łez padole żadnych przypadków nie ma, a już szczególnie na najwyższym międzynarodowym poziomie, gdzie wszystko jest starannie wystudiowane, a „przywódcy państw” dzielą się tylko na dwie grupy. Pierwsza z nich składa się z przywódców większych i wydaje dyspozycje przywódcom mniejszym, przekazując instrukcje od oficerów prowadzących, czy jak wolisz sekretarzy stanu, a druga te dyspozycje gorliwie przyjmuje do natychmiastowej realizacji. Kłopot, czy jak wolisz skandal dyplomatyczny powstaje wówczas, gdy przywódca mniejszy nijak nie chce przyjąć starannie i troskliwie dla dobra „narodów”, czyli tubylczych stad, gdzie tam odpowiednio zamieszkują, przygotowanych wytycznych i próbuje stawiać się na pozycji równej przywódcom większym, bez żenady negocjując z nimi warunki ich akceptacji. Tak powstają klasyczne skandale dyplomatyczne, jak na ten przykład gdy prezydent Filipin Rodryk Duterte {za samo imię ma u mnie piątkę} rycersko stanął w obronie swego narodu i nijak nie chciał przyjąć od amerykańskiego ambasadora wytycznych na zbliżający się szczyt ASEAN, w toku dyskusji i kłótni poirytowany nazywając go „złośliwym pedałem”, co jak pamiętamy „wolna prasa” przykładnie napiętnowała, idąc za stadnym impulsem z wiadomych źródeł, łatwych do odgadnięcia gdy się wie, że ambasador naprawdę jest gejem i w dodatku nosi nazwisko Goldman czy Goldstein. Toż to szkandał!

Niepokorny przywódca mniejszy nijak się nie pokajał i nie zawrócił ze swej nienawistnej „mowy nienawiści”, pracowicie tymczasem rozdmuchiwanej przez pismaków na coś podobnego do zapowiedzi kolejnego holocaustu i w obliczu upartego nacisku „postępowego świata” w osobach przewodniczącego ONZ Ban-ki-Moona oraz samego prezydenta USA, obydwu sponiewierał słownie – i tymczasem postawił na swoim. „Wolna prasa” straciła z oburzenia na dłuższą chwilę oddech, gdyż w trakcie dyplomatycznych nacisków na odstąpienie od akcji „politycznie motywowanych samosądów” wedle ONZ, czyli wielkiej akcji policyjnej likwidacji gangów narkotykowych, z natychmiastową likwidacją ich członków włącznie, niemożliwie spostponował obydwu. Pierwszego wysłał bezstresowo na drzewo, oświadczając że „ma w nosie” {wersja dyplomatyczna} reakcje ONZ, gdyż może się z tej organizacji natychmiast wypisać, a drugiego wobec usilnej presji na rozmowy o prawach człowieka nazwał s****synem, wobec czego Obambo odwołał planowane z nim spotkanie, zapewne ku swemu zażenowaniu, bowiem miał z nim także poważne rzeczy do omówienia, ale najpierw musiał oponenta do nich nastroić batem „opinii publicznej” i „prawami człowieka”.

Przywódcy więksi nie stanowią zwykle źródeł skandali dyplomatycznych, gdyż starają się po cichu między sobą w kuluarach omówić realne zagadnienia wielkiej polityki, a jak zrobić to inaczej niż w dyplomatycznych, partnerskich stosunkach? Nawet jeśli przeciwnicy i konkurenci pochodzą z różnych klas wagowych, to dopóki jeden nie może drugiemu nic kazać, czyli zepchnąć go do szerokiej klasy przywódców mniejszych, musi traktować jako większego, czyli równego. Wynikają z tego skandaliki i utarczki mniejszego kalibru, jak zobaczyliśmy w Chinach pod dość czytelną postacią zgrzytu w protokole, gdy Chińczycy nie tylko nie wystawili przybywającemu prezydentowi mocarstwa czerwonego dywanu, przynależnemu jego godności, to jeszcze zmusili do wychodzenia na chińską ziemię tylnymi drzwiami awaryjnymi wielkiego boeinga, procedura przyznasz niepospolita w oficjalnym protokole dla głów państwa.

Mamy zatem kłótnie i zgrzyty pomiędzy przywódcami większymi, negocjującymi wielkie sprawy światowe przy swoim stole, ale także – a co ku zadziwieniu gawiedzi coraz częściej wychodzi na światło dziennie z powodu narastających napięć oraz rozpadającego się na naszych oczach uświęconego przez dekady porządku międzynarodowego – jawne akty nieposłuszeństwa i kontestacji przywódców mniejszych, niezadowolonych z zastanego stanu rzeczy i coraz śmielej go otwarcie i bez żenady kontestujących. Tak bowiem wypada zaklasyfikować systemowy przejaw światowego rozprzężenia w osobie Rodryka Duterte. To nie przejaw szaleństwa, ani chamstwa, ani też szalonego chamstwa, jak na pierwszy rzut oka wygląda, to widomy znak niepokoju i buntu przywódców mniejszych, niesionych narastającą falą społecznego buntu, widoczną na całym świecie pod postacią galopującego wzrostu partii alternatywnych, ludowych, kontestacyjnych, populistycznych. Ich przejawem jest Front Narodowy Maryny LePen, Pięć Gwiazdek Beppe Grillo, Alternative fur Deutschland, czy Trump w Stanach, prące na całym świecie niczym walec do władzy, miażdżąc przy tym bez pardonu ugrupowania tradycyjne. Wczoraj nie do pomyślenia, dziś na salonach.

Tymczasem przywódcy więksi w bardzo okrojonym gronie godzinami dyskutują sprawy porządku światowego, w kilkugodzinnych, rzeczowych i ostrych maratonach, jak choćby przy okazji G-20 uczynili Kerry z Ławrowem, potem ich patroni, nie doprowadzając wszakże do rozstrzygnięcia. Ale po paru dniach w Genewie, przy wódeczce, w końcu Kerry z Ławrowem ogłosili triumfalnie rozejm w Syrii, który – cóż za niespodzianka drogi watsonie – zgodnym chórem popierają i prezydent Syrii Assad i sułtan Erdogan, przed trzema zaledwie tygodniami angażujący swą armię zmechanizowaną w Syrii i płn. Iraku, jak i „społeczność międzynarodowa”, bowiem o nadajnikach z Moskwy i Waszyngtonu nie muszę wspominać. Dzieje się zatem wiele i bardzo dynamicznie, warto przy tym zauważyć te narastające symptomy światowego bezhołowia, nieposłuszeństwa, coś na kształt epoki burzy i naporu oraz końca cesarstwa. Istotnie, z bolesną wręcz wyrazistością dostrzegamy nieomylne przejawy nadchodzącego końca imperium amerykańskiego, niekoniecznie jako jego zmierzch i upadek, ale z całą już pewnością utratę pozycji światowego hegemona, zazdrośnie strzeżonej od ćwierćwiecza od rozpadu ZSRR, a naprawdę od końca II wojny światowej.

Erozja tej pozycji ostatnimi czasy tak przyspieszyła, że istotnie może przyprawić licznych obserwatorów o ból głowy, jest niemniej faktem, a co dziecinnie łatwo wykazać na przykładach wspomnianych skandali. Łączy je bowiem jedna wspólna cecha strategiczna: kontestacja domyślnej, niejako oczywistej dla Obamy hegemonii Stanów nie tylko przez przywódców większych, ale już nawet przez mniejszych, co wcześniej było nie do pomyślenia. Trudno wobec tego zgodzić się na oficjalną narrację, iżby wszyscy stadnie oczadziali – i stąd takie bulwersujące wybryki. Przykładów jest więcej i zaczynają się drogi watsonie mnożyć jak króliki, wypada zatem wysnuć z tego hipotezę, że Obambo nieprzypadkowo dostał nominację na prezia Stanów, w końcu któż lepiej z gracją przypieczętuje ich dramatyczne osuwanie z roli jedynego supermocarstwa, niż mulat bez metryki, mąż transwestyty, tęczowy bolszewik, wychowanek czerwonego terrorysty Saula Alinskiego? W castingu trudno byłoby znaleźć lepszego kandydata, a że ten okazał się skuteczny, nie sposób dziś, po jednoznacznych oznakach masowej degrengolady sądząc zaprzeczyć.

Epokę hegemonii Stanów wypada symbolicznie pożegnać wraz z bliskim już końcem kadencji opalonego, pewnie stąd też wynika taki wysyp objawów końca imperium. Co bardzo ciekawe nie jest to jedynie moja obserwacja, bowiem podzielają ją liczni obserwatorzy, tak stała się tymczasem oczywista. Warto przy tej okazji zauważyć, że nie jest także niczym nowym, gdyż trend ten obserwuję i opisuję od lat, niemniej w ostatnich miesiącach dramatycznie on przyspieszył, zapewne za sprawą powszechnej już jego świadomości. A skoro powszechnej, to możesz być pewny, że wielcy planiści coś o tym wiedzą i adekwatnie do tej wiedzy coś tam planują i knują. Niezawodny jak zwykle Big Zbig Brzeziński naturalnie jest przy piłce, jako że zdiagnozował sytuację z wyprzedzeniem pół roku temu, zatem wypadałoby zajrzeć do klasyka, a w tak dramatycznych okolicznościach przyrody zapewne nie pożałujemy. I zaiste jak zwykle: eureka watsonie!


Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 38/16


© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut