Go To Project Gutenberg

środa, 9 grudnia 2015

Praktyczny Poradnik Partyzanta: Zenobiusz lubi sobie strzelić czyli o tym, że odbieranie broni jest herezją.


                   Zakaz posiadania broni? Toć to bzdura wierutna.

   



      Napisał do mnie "patrzący w dwie strony naraz" abym coś beknął na temat czarnoprochowców. To już ponoć ostatni dzwonek aby się przysposobić pod niepewne (dla czytelników ZeZorro PEWNE) przyszłe przyszłości. Nie jestem żadnym miłośnikiem czarnoprochowców ani żadnym wielkim  znawcą w tej dziedzinie, jestem zwykłym  partyzantem idącym pod prąd i praktykiem z zamiłowania.  Zakupiłem sobie parę sztuk broni CP. Nie po to, aby się nią jarać, podbudować swoją męskość czy brać udziały w jakiś konkursach bądź się nimi chwalić. Kupiłem je jako narzędzie i po to aby je MIEĆ, wyposażyć w nie siebie i swoją rodzinę. Posiadanie broni przez obywateli powinno być czymś tak oczywistym i pospolitym jak posiadanie samochodu. Warto skorzystać z tej furtki, jaką dał nam Bóg, poprzez odrobinę rozumu, jakim natchnął naszych bezmyślnych zazwyczaj ustawodawców, którzy dali obywatelom możliwość wejścia w posiadanie  PEŁNOWARTOŚCIOWEJ BRONI PALNEJ najzupełniej legalnie. Takich furtek i myków jest więcej, ale dzisiaj skupiamy się na broni CP.

Kiedyś pewien mądry koleś imieniem Edmund powiedział, ku mojemu wielkiemu zdumieniu, że mam mentalność Pana. A to z tej prostej przyczyny, że jestem w pełni świadom narzędzia, jakim jest broń, że świadomie chcę ją mieć i dokładnie wiem, po co ją mam i jak jej używać. Zwrócił mi tym uwagę na to, jak większość ludzi reagują na broń. Sam to niejednokrotnie zaobserwowałem i dziwiłem się  jaką wielką awersje mają dzisiaj mężczyźni do posiadania broni, ale nie ubrałem tego w tak zgrabną i wiele tłumaczącą teorie jak on.
Edmund powiedział to tak: ludzie dzielą się na tych o mentalności Pana i Niewolnika.

"Pan" sam bierze odpowiedzialność za siebie, swoje czyny i chce mieć broń.  Nie boi się jej mieć, nie boi się jej użyć, nie boi się podejmować ryzyka i konsekwencji z niego wynikających ,

"Niewolnik" jest natomiast dokładnym zaprzeczeniem pana. Chce aby ktoś się nim zaopiekował,  zawsze i wszystkiego się boi, w tym broni która kojarzy mu się z kłopotami. Boi się jej dotykać, posiadać, używać. Boi się też potencjalnych konsekwencji jej dotykania posiadania bądź używania.

Ekstremalny przykład z mojego życia: mój  dobry znajomy. Gdy pokazałem mu rewolwer,  to się najpierw zaniepokoił, a jak mu go dałem do potrzymania, przestraszył się, wycofał i poddańczo podniósł ręce do góry mówiąc, że nie chce mieć z tym nic wspólnego. Bojąc się jej chociażby dotknąć, a na mą sugestie  o postrzelaniu, bardzo zdecydowanie odmówił. To mnie zdziwiło, bo jak tu nie być takim "małym Kaziem w przykrótkich spodenkach"  i nie popsocić troszkę, nie pobawić się rzeczami "wystrzałowymi"? (I to wszyscy mi mówią że ja jestem dziecinny i że bawię się"zabawkami".) A on kojarzył broń jedynie z kłopotami. I że jej nie chce i ogólnie strach, lęk i olabogarety. Bo coś lub ktoś, zrobi to czy owo i będzie to lub tamto a poza tym "to ja tego nie chcę". Ogółem, lęk przed nieznanym, czyli przed wszystkim. Poddańczy umysł wywinięty na lewą stronę. Typowy człowiek z mentalnym chomątem na karku.

To, co zaobserwował Edmund koreluje z podziałem na prawicowe i lewicowe poglądy oraz z podziałem na płeć.

Kobiety mają naturalną awersje do broni i to jest normalne. Dobrze opisuje to Korwin mówiąc, że kobiety są naturalnym elektoratem różnej maści lewicy (i dlatego tak usilnie walczyli o to, aby kobiety miały prawo głosu). Już tak je natura ukształtowała, że muszą być zapobiegliwymi. Lubią pewność, bezpieczeństwo i stałość (i jakoś żadna nie widzi, że te wartości zagwarantować może jedynie normalny, pełnokrwisty, nieustraszony mężczyzna z bronią w ręku, a nie PAŃSTWO - przyp. Korektorki). Nienormalne jednak jest to, że w dzisiejszej Europie tak wielu facetom pourywało jaja aż do tego stopnia, że zachowują się dokładnie tak, jak kobiety, co jest skrajnie anormalne.

     Zatem standardowo (jak to zwykle czynię, bo jestem bardzo standardowym człowiekiem), zakupiłem sobie standardowe narzędzia, przeszkoliłem "załogę" w ich  użytkowaniu, dogłębnie je poznałem, wprowadziłem pewne poprawki i usprawnienia, znam ich możliwości, mocne oraz słabe strony. Jedyne, co teraz robię to rutynowe ich przestrzelenie połączone z treningiem strzeleckim. Przez większość czasu ta broń leży sobie na swoim miejscu, oczywiście w stanie naładowanym i gotowym do użycia i - wyobraźcie sobie - nie generuje żadnych dodatkowych kosztów, jeść nie woła. Jest to wydatek jednorazowy. Posiadanie broni w dzisiejszych czasach jest sprawą KLUCZOWĄ oraz PIERWSZORZĘDNĄ. Ludziom zdarzają się przeróżne historie i losowe traumatyczne zdarzenia. Posiadanie broni powoduje, że poszerza nam się potencjalna paleta i wachlarz możliwości zareagowania na te nieprzewidziane zdarzenia. LEPIEJ MIEĆ WIĘCEJ OPCJI NIŻ MNIEJ. NIEPRAWDAŻ? Sam aspekt psychologiczny posiadania/używania broni jest potężny. Posiadanie jej daje dużą dozę poczucia bezpieczeństwa, a strzał, nawet w powietrze bądź pod nogi, powoduje poluzowanie zwieraczy u potencjalnego napastnika, wroga, oponenta. Działa to bardzo otrzeźwiająco na różne nabuzowane gorące głowy i powoduje natychmiastowe załagodzenie, nawet najbardziej zaciekłych, "sporów". Wcale nie potrzeba od razu komukolwiek tą bronią wyrządzać krzywdy żeby uzyskać pożądany efekt, jakim jest samoobrona, gdyż w większości przypadków sama broń oraz jej efektowne działanie powodują pożądane efekty (poluzowane zwieracze). Prawdziwy peacemaker.  Oczywiście, sama broń to jest jedynie PRZEDMIOT, NARZĘDZIE w waszych rękach, dający wam pewną MOŻLIWOŚĆ. Bo prawdziwa broń jest w naszym umyśle i jest nią UMIEJĘTNOŚĆ UŻYCIA TEJ BRONI. Naszym modus operandi powinna być mantra "MAM BROŃ I NIE ZAWAHAM SIĘ JEJ UŻYĆ". Jeżeli taka będzie wasza postawa, to prawie na pewno wcale nie będziecie musieli jej użyć. Inna sprawa jest taka, że to nasza postawa jest naszą główną bronią a nie sama broń. Broń w rękach człowieka tchórzliwego i niezdecydowanego to jego własna broń wymierzona w niego  samego, ale to już inna para kaloszy.

 Psychologiczny efekt użycia CP jest potężny. Ogień z lufy oraz huk jest przerażający i nawet nie ma co ich porównywać do "pukaweczek" w stylu glocka czy innych dziurkaczy "małego kalibru". Natomiast Kaliber 44 (11 mm), jaki jest zastosowany w moich  dziurkaczach jest JEDYNY SŁUSZNY i brutalnie skuteczny. Moc obalająca jest potężna a przeca o to nam najbardziej chodzi. Nie zależy nam na ilościach dziur w człowieku tylko na tym aby "klękł" i nie był dla nas dalej zagrożeniem.  Mniejszymi kalibrami nie zawracajcie sobie głowy, bo są wykładniczo kontrskuteczne wraz ze zmniejszeniem się kalibru broni i co potężniejszych przeciwników mogą tylko rozsierdzić. Ale dosyć pitolenia. Oczywiście, jak prawie każda moja historia, ta też jest z życia wzięta, więc przyjmuję taką formę opowiadania.

W moim posiadaniu jest:

Muszkiet gwintowany Enfield 1864 kal 0.54 cala  13.72 mm



Jest to potężny muszkiet, który przy 5 gramach prochu przebija 15 cm buk (drzewo) na wylot, zabija słonia, niszczy czołg :). Celność jest oszałamiająca i przy strzelaniu na 100 metrów (standardowe przyrządy celownicze), skupienie strzałów mieści się na powierzchni zaciśniętej pięści. Całkowita  skuteczność tej broni przy zastosowaniu  standardowych przyrządów celowniczych to 300 metrów. Musicie wziąć pod uwagę, że mam nietypową lufę o skoku 1-33, dosyć niespotykaną na rynku w tym modelu, gdyż robiona jest na zmówienie. Ale parametry standardowych Enfieldów nie będą się diametralnie różniły  od moich danych. Możecie dokupić celownik przeziernikowy bądź zamontować lunetę i macie snajperkę i sztucer na polowania. W takim wypadku zwiększa się też zasięg skuteczny.

Karabinek rewolwerowy remington 1864 kal 0.44 cala 11.18 mm z lufą 18 cali Uberti



Wszystkie rewolwery mają mniejsze lub większe "przedmuchy" pomiędzy bębnem a lufą, więc celność tutaj spada, ale nie aż tak znacząco by zaprzątać sobie tym głowę. Remingtona wybrałem dlatego, że ma on same zalety i prawie żadnych wad swoich konkurentów. Zupełnie tak samo, jak w czasach swojej świetności, kiedy to podczas wojny secesyjnej żołnierze zamieniali dwa Colty na jednego Remingtona.

Zalety:
1. Cena taka sama jak w przypadku Coltów.
2. Mocna  i bezawaryjna konstrukcja.
3. Szybka wymiana bębnów (przeładowanie).
4. Zabezpieczenie w formie bezpiecznego położenia kurka (Colty tego nie mają i wielu ludzi nie ładuje jednej komory ze względów bezpieczeństwa, a to jest już strata jednego strzału).

Idealny do walki na średnim dystansie do 100 metrów. Celność na tym dystansie jest przeciętna, ale wystarczająca.

Rewolwer Remington 1864 kal 0.44 11.18 mm z lufą 5.5 cala Uberti























Wszystko dokładnie tak jak powyżej, tyle że lufa 5.5 cala. Zasięg skuteczny jest taki jak Glocków i innych pukawek, czyli max 50 metrów (w porównaniu do nowoczesnych pistoletów celność jest trochę mniejsza poprzez przedmuchy).  Do tych dwóch modeli posiadam dodatkowe bębny, które umożliwiają szybkie przeładowanie jak i większą szybkostrzelność teoretyczną . Poza tym, wasza kobieta w tym samym czasie, kiedy wy prowadzicie wymianę ognia,  może ładować puste bębny przy pomocy praski do ładowania (można kupić). Czyli teoretycznie można prowadzić ogień ciągły przez bardzo długi czas. UWAGA WAŻNE!!!! Jeśli kupujecie dodatkowe bębny, to kupujcie  TYLKO I WYŁĄCZNIE bębny tych samych producentów, co rewolwery. Konstrukcje różnych producentów nieznacznie różnią się wymiarami, więc w przypadku bębnów, gdzie nie ma żadnej tolerancji w wymiarach w żadną stronę, jest to BARDZO ale to BARDZO WAŻNE.

Deringer kal 0.45  11.43 mm z lufą 2.5 cala



Potężny dwustrzałowy maluszek. Kaliber 45 robi swoją robotę, a broń jest mała, lekka i poręczna. Krótsza lufa ma niewielki wpływ na przebijalność (drzew) oraz moc obalającą, natomiast na celność ma olbrzymią. Broń zdecydowanie na krótki dystans, 10 -15 metrów, a najlepiej z przyłożenia. Jako "broń zapasowa" można też kupić pięciostrzałowy rewolwer Remingtona kal 0.31 cala 7,87 mm, ale jest to "pukadełko" a ja wole mieć SŁUSZNY KALIBER. Kupiłem Deringerka  dla siebie, szwagra i swojej kobiety. Jedyna wada tej konstrukcji to taka, że do dolnej lufy prowadzi dłuższy przewód zapałowy, co przy kiepskiej konserwacji broni może powodować niewypały lub lekko opóźnione zapłony. Przy czystej i dobrze  przygotowanej do użycia broni niewypały nie występują.


Na początku użytkowania będą zdarzały się wam niewypały i tym podobne zdarzenia. Wiedzcie jednak, że nie ma rzeczy, których nie można by było zniwelować. Po odpowiednim zapoznaniu się z bronią i wprowadzeniu paru drobnych modyfikacji, będziecie w posiadaniu NIEZAWODNEGO narzędzia samoobrony. Są trzy rzeczy które zagwarantują wam niezawodność i pewność strzału.

1. Konserwacja broni i jej ładowanie. Czysta i dobrze naładowana broń nie ma prawa nie wypalić.
2. Używajcie wzmocnionych kapiszonów.
3. Podrasujcie sobie trochę sprężynę. Metod jest sporo.




W rewolwerze Remingtona można sprężynę zamontować odwrotnie tak jak widać na zdjęciu (mój patent). W takim wypadku, kapiszon NIE MA PRAWA BYĆ NIEWYPAŁEM!!! Czerwony łuk pokazuje fabryczne ułożenie sprężyny a strzałka pokazuje w jaki sposób zamontowałem ją ja.

    W Deringerze  można zrobić to w taki sposób. Koniecznie trzeba też zdjąć trochę materiału z kominka jakimś pilnikiem, bo kapiszony ciężko nań wchodzą i przez to ciężko jest je założyć do samego końca. Skutkuje to marnotrawstwem energii kinetycznej kurka: dużo jej lezie na dobicie kapiszona do końca, a przez to istnieje ryzyko niewypału.



A w karabinku rewolwerowym Remingtona wystarczy podłożyć jedną lub więcej podkładek pod śrubkę mocującą sprężynę.

Podrasowanie sprężyn skutkuje ich skróconym czasem użytkowania, ale daje pewność niezawodności broni. No, chyba ze  pęknie sprężyna :)

Innym sposobem na podrasowanie sprężyn bez ich nadwyrężania i przedwczesnego zużycia, jest dorobienie doń "wspomagania". Dobrym materiałem na sprężyny są "szczelinomierze", z których można wyciąć dowolne sprężyny i nimi wzmocnić oryginalne, które zastaliśmy w broni.


Czyszczenie też nie jest problemem, jeżeli nie czyścimy rewolwerów. Tutaj jest troszeczkę roboty.
Broń może być bardzo długo załadowana i to nie powoduje dla niej uszczerbku, aczkolwiek warto raz na pół roku ją przestrzelić, wyczyścić i  załadować ponownie.
Strasznie agresywne dla metalu są produkty spalania czarnego prochu, a już w połączeniu z wilgocią, macie pełen sprint korodyczny. Ale nie należy też zbytnio panikować i nie ma konieczności natychmiastowego czyszczenia broni po strzelaniu. Wtedy wystarczy zalać broń WD 40 i w takim stanie spokojnie poczeka ze dwa/trzy tygodnie na  czyszczenie, bez żadnego uszczerbku na "zdrowiu".

Nie wiem, co mam Wam, drodzy czytelnicy, jeszcze napisać. Z wielką przyjemnością odpowiem na wszelkie pytania w komentarzach. Wszelkim  Pomysłowym Dobromirom, którzy już to wszystko wiedzą  najlepiej, przypominam że nie jestem "fachowcem" ani "pasjonatem" i nie pretenduje nawet  do tego zaszczytnego gremium, które, notabene, bardzo szanuje. Jestem zwykłym użytkownikiem narzędzia, czy to pługa, łopaty, śrubokręta czy przecinaka i tak samo traktuje broń czarnoprochową. Zupełnie bezemocjonalnie i wyłącznie jako NARZĘDZIE.

Wierzcie mi, aby mieć broń w pełni legalnie i umieć się nią posługiwać wcale  nie trzeba  skończyć  wyższych studiów gotowania na gazie, jak to rzecze wielce czcigodny redaktor Michalkiewicz :)

P.S
Do bezgłośnych polowań warto mieć także bardziej tradycyjne narzędzia, jak łuk lub kusza.
Łuk jest to pierwsza rzecz jaką zakupiłem  w momencie kiedy się "obudziłem" i jest to chyba najrozsądniejszy pierwszy odruch bezwarunkowy człowieka "wybudzonego". Zupełnie jak nowo narodzony człowiek bierze pierwszy oddech.

Moje uwagi co do łuku: mam łuk bloczkowy 70 funtowy. Tuż po zakupie, po dwóch dniach strzelania, będąc totalną ciapą w tym temacie (wchodziłem w to totalnie świeży), wyćwiczyłem ramie i dałem rade na 50 metrów trafić "dzika". Jednak zanim nauczyłem się w miarę prawidłowo posługiwać łukiem, zrobiłem sobie trochę krzywdy i sporo czasu to trwało. Ale sam fakt ćwiczenia celności strzału, to były raptem te dwa dni, które zaowocowały możliwością ubicia średniej wielkości dzika z 50 metrów. Dla naiwnych dopowiem, że nie ma innej opcji i skuteczny zasięg łuku to 50 metrów i chociaż byście się zaparli i zesrali to, tak to wygląda. Koniec, kropka. Owszem, istnieje możliwość ubicia dzika ze 100 metrów a nawet i z 200, ale o cudach bądź zbiegach okoliczności to my tutaj dyskutować nie powinniśmy.


Inną opcją jest kusza, która jest w naszym nieszczęśliwym kraju zakazana, ale zakazana jest tylko dla tych, którzy ten zakaz respektują. Wielu jest ludzi wolnych i mających w dupie zakazy starszych i podlejszych. Ciekawostką jest fakt, że mnóstwo czeskich firm z kuszami nie dość, że OFICJALNIE kieruje swoją ofertę i porady do swoich braci Polaków, to jeszcze bez żadnej cenzury czy owijania w bawełnę oferuje jawną wysyłkę zamówionego towaru do Polski, z czego warto skorzystać.
Kusza, którą możecie w pełni legalnie kupić w takim normalniejszym kraju, jakim są Czechy (bądź Słowacja), daje wam pełne pole do popisu gdyż: niweluje tzw. problem strzału skutecznego. Czyli, jak mi to naświetlili myśliwi: 100% skuteczności/celności strzału na odległości 100 metrów, a taka odległość jest bezwarunkowo ważna w podejściu zwierzyny, nawet z dzisiejszymi nowoczesnymi sztucerami. Ba, ona strzela celnie i skutecznie na większe odległości. Nie trzeba mieć żadnych umiejętności, jest cicha i cholernie skuteczna. Z tego co widzę w ofertach firm, skierowanych do polskiego odbiorcy, to już co druga polska rodzina ma kuszę :). I to jest radością mojego życia, że ludzie pomimo zewnętrznych oznak i nacisków zniewolenia, są wolni i się nie boją i plują tej prostytucie prosto w twarz.

 Słowem zakończenia i poinformowania mniej ogarniętych czytelników, mających obawy i lęki związane z czarnoprochowcami: wiedzcie, że ja też startowałem z tej samej pozycji. Będąc totalnym lamerem wszedłem na Allegro i kupiłem. Nic prostszego.

Do czarnoprochowców należy dokupić parę rzeczy NIEZBĘDNYCH oraz można dokupić parę rzeczy PRZYDATNYCH.

Do rozpoczęcia swojej przygody z CP. NIEZBĘDNE są:

-zestaw do czyszczenia broni dedykowany do danej jednostki broni. Na ten przykład, rewolwery potrzebują kluczyka do kominka, a z kolei muszkiety i broń długa potrzebuje długiego wycioru. Inne są tez kalibry więc i szczotki do czyszczenia muszą być dobrane pod dany kaliber;
-kapiszony, które można zakupić prawie w każdym sklepie wraz z bronią (koniecznie wzmocnione);
-przybitki, czyli to coś co wsypuje/wkłada się do lufy pomiędzy proch a kulę. Można kupić lub robić samemu. Dobrze nadają się do tego płatki (waciki) kosmetyczne 100% BAWEŁNIANE albo kasza manna (rewolwery). NIE STOSUJEMY W POCISKACH  TYPU MINIE, A POCISKÓW MINIE NIE STOSUJEMY W REWOLWERACH;
-smar do pocisków, można kupić bądź zrobić samemu. Wosk pszczeli 60% olej silnikowy 40%. Proporcje możecie dowolnie modyfikować w zależności od konsystencji, jaką chcecie uzyskać, bo jak wiadomo w zimie jest zimno a w lecie jest ciepło;
-WD40. Zamiast wydawać duże pieniądze na małe buteleczki płynów do czyszczenia i konserwacji  broni, kupcie jeden wielki baniak "wudeka" za grosze. Sprawdza się, a nie jest gorszy od specjalistycznych czyscideł.
-proch czarny. Tutaj warto jest się zatrzymać i opisać sytuacje z nim związaną. Proch czarny traktowany jest jako materiał wybuchowy i nie wolno wam go posiadać. Ale w związku z tym, że nie ma czegoś takiego jak specjalne pozwolenie na amunicję i jeżeli posiadacie czarnoprochowca, który nie potrzebuje pozwoleń, to już WOLNO WAM GO MIEĆ. Jest parę opcji wejścia w posiadanie tego specyfiku. 

1. Zrobić samemu - nielegalne. Jednak nigdy w warunkach domowych nie zrobicie prochu o dobrych parametrach.
2. Zakupić w polskim sklepie: aby tego dokonać, musicie wyrobić sobie Europejską Kartę Broni i niejako zarejestrować broń. Nie polecam, gdyż tylko człowiek ułomny intelektualnie składa sam na siebie donos. Gdyby się ustawodawcy odwidziała legalność tychże  zabaweczek, to będziecie pierwszymi do których szeryf zapuka.
3. Kupić na Allegro "bezpieczny pojemnik do przechowywania prochu" za ok. 170-180zł (ja tak zrobiłem).
4. Poprosić kogoś, kto ma EKB lub jest np. myśliwym i posiada pozwolenie na broń aby wam zakupił.
5.Kupić go osobiście w Czechach, gdzie potrzebny do tego jest jedynie dowód osobisty (nie wysyłają).
6. Poprosić rodzinę mieszkającą tuż przy granicy Czech, aby podjechała, kupiła i wam wysłała.

W czeskim Cieszynie, jakieś 200 m od granicy, jest sklep  WOJOCZEK i tam możecie się zaopatrzyć.

A co do strzelania, to niby powinno się strzelać na obiektach do tego przystosowanych (w domyśle: strzelnice), ale ja się takimi pierdołami nie przejmuje i strzelam w lesie,. "w miejscach do tego przystosowanych", czyli skarpy i góry które robią za kulochwyt. Oczywiście, w pewnym rozsądnym oddaleniu od siedzib ludzkich. Istnieje niewielkie, bardzo bardzo niewielkie prawdopodobieństwo, że ktoś się do was przypierdzieli. Ale policzcie sobie: ilu jest leśników, na ile hektarów lasów i ile czasu potrzebuje policja od zgłoszenia do interwencji (i to w jakimś lokalu bądź na ulicach waszych miast) z dojazdem oraz lokalizacją przestępstwa bądź wykroczenia a ile czasu by potrzebowali aby namierzyć waszą kanonadę w lesie :). NIEWYKONALNE. Poza tym, jest to wykroczenie i za to jest tylko mandat, a jak ktoś jest chronicznie "bezdomny i bezrobotny", nie mający żadnego majątku oprócz portek na tyłku,  to mogą mu generalnie naskoczyć a on może sobie przypiąć do kożucha jak order kolejny niezapłacony mandat. Ogólnie rzecz biorąc, lewiatan może mi naskoczyć, bo się go nie boje (bo ma w dupie dwa naboje - przyp. Korektorki). Wroga trzeba znać, aby móc go kiwać - a ja go znam wyjątkowo dobrze.

BÓG STWORZYŁ LUDZI, A SAMUEL COLT UCZYNIŁ ICH RÓWNYMI.

Niech Bóg Wszechmogący Stworzyciel Nieba i Ziemi będzie z wami. Nie lękajcie się i weźcie sprawy we własne ręce a Bóg już wam dopomoże. 

Pleban Zenobiusz

Sugestia czytelnika zresztą bardzo trafna. Sposób na usprawnienie ładowania. Sam to zresztą robiłem i testowałem. Najlepsze do tego są bibułki do robienia skrętów. Z moich doświadczeń wynika że użycie bibułek w ogóle nie wpływa na pojawienie się niewypałów. Czasami ale to naprawdę  bardzo rzadko następuje lekko opóźniony zapłon który w sumie jest nieistotny.

 https://www.youtube.com/watch?v=pC5mwOJ2Khg




Słów kilka od Korektorki (kobiety Zenobiusza): przyznam szczerze, że początkowo kontakt z bronią lekko mnie niepokoił (wiecie, kobieta, bezpieczeństwo, te sprawy). Zanim wzięłam do ręki czarnoprochowca, miałam kontakt wyłącznie z wiatrówką (z której w sumie bardzo lubiłam strzelać). Kiedy pierwszy raz byłam na takim strzelaniu, odważyłam się wziąć broń dopiero po jakiejś godzinie, z pewną dozą obawy. Jednak szybko okazało się, że takie strzelanie to naprawdę świetna zabawa. No, nie licząc olbrzymich siniaków na ramionach (tak to jest, jak ma się ręce jak meduza). Po takim pierwszym oswojeniu sama broń przestała mnie przerażać, jednak myśl o posiadaniu jej w domu, na podorędziu, wciąż wydawał mi się dziwny i bardzo abstrakcyjny. Początkowo bardzo nieprzyjemnie było natykać się na naładowaną broń w różnych niespotykanych miejscach w mojej własnej, prywatnej, bezpiecznej sypialni. Z czasem jednak oswoiłam się z tym faktem. Ba, stał się on dla mnie naturalny i oczywisty. Dał mi właśnie spokój i poczucie bezpieczeństwa, jakiego każda kobieta potrzebuje (tylko zwykle szuka nie tam, gdzie należałoby). I nie wyobrażam sobie teraz, że miałoby być inaczej. Broń w domu być musi. Należy się z nią oswoić, umieć z niej korzystać i absolutnie się jej nie bać. Tylko wtedy jej obecność daje pewność. Dla wszystkich lękliwych jest tylko jedna rada: lęk swój ujarzmić i oswoić się z przyczynkiem tego lęku, czyli wziąć broń do ręki i troszkę się nią pobawić. To nie jest ani straszne, ani niebezpieczne, o ile ma się tylko trochę oleju w głowie.



© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut