Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Niemcy stanowią problem

-
Poniżej jeden z wpisów byłego szefa amerykańskiego banku centralnego Beniamina Bernanke na jego blogu. Tak jest! - brodaty Benek stał się niedawno blogerem, co – wbrew pozorom – nie oznacza spadku w hierarchii, chciałoby się rzec, że to elementarne, iż wręcz przeciwnie. Jeden ze znanych luminarzy ekonomii, Paul Krugman dostał kilka lat temu Nobla po tym, jak zajął się zawodowo prowadzeniem bloga właśnie, bo do tego sprowadza się jego praca w redagowaniu kolumny ekonomicznej w New York Timesie. Blogowanie oficjeli trzeba zatem traktować poważnie, gdy oni sami – i ich sponsorzy – tak czynią. Krugman został wedle mojej dość dobrze udokumentowanej opinii wystawiony na centralny front medialny jako jeden z głównych narratorów wielkiej depresji, której cały świat jest jednocześnie uczestnikiem i obserwatorem. Kształtowanie opinii publicznej w świecie ekonomii jak wiadomo odgrywa pierwszoplanową rolę, a już zwłaszcza w dobie kryzysu, nie mającego precedensu, a służącego przecie zakulisowym reżyserom do przeprowadzenia własnych planów ekonomicznych, a zwłaszcza politycznych – na skalę globalną!

Z takiej perspektywy widziane blogowanie Krugmana, a ostatnio także brodatego Bena, jest nie tylko systemowo znaczące, ale także – pomimo doraźnego i lekkiego wydawałoby się charakteru – śmiertelnie poważne, z racji ewidentnej po bliższym przyjrzeniu motywacji za tym działaniem. W oczywisty sposób publiczna komunikacja zarówno Krugmana, jak i obecnie Bernanke, nie jest ich hobby, ale centralnym zajęciem, o prawdopodobnie poważnych konsekwencjach pieniężnych, a z pewnością merytorycznych.

Dlaczego brodaty Ben właśnie teraz poczuł nieodparty pociąg do internetu i aktywnego, a wręcz żywego w nim uczestnictwa, po latach oficjalnego występowania na konferencjach, które zarządcy miliardów analizowali z nabożeństwem niczym święte pisma, wraz z najmniejszymi niuansami, starając się z nich wywróżyć przyszłość ruchów banku centralnego? Odpowiedź na to pytanie wydaje mi się dość prosta, a stanowi jednocześnie z objaśnieniem samego zjawiska zachętę do śledzenia bieżących publikacji Bernanke. Moi czytelnicy zauważyli z pewnością, że na bieżąco analizuję posunięcia FED w przekonaniu, że to właśnie on pełni nadal rolę lidera wśród banków centralnych świata, jeśli nie w merytorycznym sensie dosłownym {bo przecież nikt nie słucha rozkazów FED wprost}, to na pewno w sensie praktycznym wyznaczyciela trendów, którymi podąża z niejakim opóźnieniem: pół roku, bądź dłużej, reszta świata. Z takiego punktu widzenia opinie FED, a zwłaszcza przewidywane ich działania są wręcz nieocenionym źródłem wiedzy o najbliższej przyszłości gospodarki i finansów w otoczeniu międzynarodowym. To wręcz elementarne watsonie, ale nie zawadzi o tym przypomnieć.

Skoro więc brodaty Benek nagle przedzierzgnął się w ekonomicznego publicystę i polemistę, w czym dołączył do już niejako obowiązkowego, ale nieco przyprószonego patyną bełkotu Krugmana, to stoją za tym raczej poważne przyczyny. Upatruję ich w konieczności „naprostowania” niespójnej wydawałoby się ostatnio narracji FED pod wodzą nowej szefowej, Żanety Jeleń, a której dość bezradne wolty ostatnio opisywałem. Najwyraźniej osoby rekomendujące Bernanke do funkcji szefa FED w kluczowych, przełomowych czasach kryzysu {wielce nieprzypadkowe zauważ, bo Bernanke jest czołowym dziś specjalistą od Wielkiej Depresji}, doszły do przekonania, że powinien wesprzeć bank centralny nawet po formalnym odejściu z funkcji prezesa, w ważkiej roli mentora i objaśniacza bieżącej polityki monetarnej. Jeleń wydaje się nie dorastać do swej roli autorytatywnej i co ważniejsze wiarygodnej wyroczni w sferze pieniądza, zatem wsparcie jej przez poprzedniego prezesa nie powinno być ani ujmą dla niej samej, ani stratą dla obserwatorów i spekulantów. Tym bardziej, że akademik Bernanke był i jest – w odróżnieniu od kostycznego i kaustycznego siłą rzeczy prezesa banku centralnego – osobą wielce oczytaną, wymowną i w dodatku świetnym wykładowcą.

Z tymi wszystkimi objaśnieniami wstępnymi zajrzyjmy, co mówi nam dziś Benek o finansach, bo na pewno nas to w jakiś tam sposób dotyczy. Nie mam wątpliwości, że zarówno jego sposób rozumowania, jak i przekazywane treści są w bliskim, wręcz nierozerwalnym związku z bieżącą polityką monetarną, więc śledzenie i ich rozbiór warte jest czasu. Większość z tego, co pisze jest dość proste, ale nie chodzi o oczywiste fakty, ale o to, po co o tym się rozmawia, jak się rozmawia oraz w jakim celu? Tu bowiem leżą odpowiedzi co do dalszych ruchów FEDu. W tym, do czego – wprost, bądź częściej w sposób dyskretny i ukryty – przekonuje bloger brodaty Benek.

W obecnej chwili nie przewiduję, aby mogło się spełnić podniesienie stóp procentowych, jakkolwiek minimalne, w bieżącym roku, choć „sterowanie rynku” wypowiedziami oficjeli FED w tym kierunku konsekwentnie co najmniej od półtora roku zmierzało. Co więcej, wszystko wskazuje na to, że nie tylko banki centralne państw rozwiniętych nie są w stanie wyjść z narożnika zerowych stóp procentowych, w który same się wpędziły, ale są tego także świadome, a ponowne wejście na ring Bernanke ma pomóc jedynie w utrzymaniu ich słabnącej wiarygodności. Brak jakiejkolwiek racjonalnej i dającej się zrealizować wizji wyjścia z całkowitego impasu polityki monetarnej – i to na skalę globu! - powoli przebija się bowiem do powszechnej świadomości, a w ślad za nią podąża klęska centralnego bankiera w postaci utraty magicznej pałeczki: publicznej wiary, że to on steruje rynkiem i panuje nad pieniądzem. W nadchodzących miesiącach – wbrew stanowczym zaklęciom Żanety Jeleń i jej kolegów – spodziewałbym się nawet ogłoszenia następnego programu QE, z numerem bodaj 4, na pomoc słabującej giełdzie, która wyraźnie wyczerpała zdolność wzrostu na samej monetarnej pompie z poprzednich edycji QE, bez żadnej właściwie reakcji realnej gospodarki, pogrążonej w stagnacji. Innymi słowy, niezależnie od zaklęć magików monetarnych fakty są nieubłagane i wskazują na długi okres stagnacji i deflacji, czyli depresję. Nie da się z niej wyjść przy pomocy tradycyjnego narzędzia monetaryzmu, czyli długu. Wręcz przeciwnie: wyjście z depresji wymaga ich powszechnej redukcji, albo w drodze organicznego odpracowania {wiele lat stagnacji}, albo restrukturyzacji {reset systemu}. Obecnie znajdujemy się między wariantem pierwszym i drugim, gdzie już uruchomione procesy załamania piramidy długu {czyli reset} centralnie bankierzy herkulesowym wysiłkiem starają się powstrzymać. Wysiłek ten okaże się w końcu chybiony, gdyż wygra deflacja i reset systemu – i jest to matematyczny pewnik, którego ukrycie przed pozornie wykształconymi i wyrafinowanymi uczestnikami rynku wymaga zatrudnienia na posadach propagandystów takich blogerów, jak Paul Krugman i Ben Bernanke. Czasy są najwyraźniej wyjątkowe i desperackie.


Tekst jest wstępem do analizy w Summa Summarum 15/15
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut