Go To Project Gutenberg

sobota, 30 stycznia 2010

Czy świnie latają, czyli cisza w antrakcie.



To że dobrze wypasiona świnia potrafi przesłonić mniejszą, nie jest niespodzianką. Nawet Pospieszalski w okienku o tym debatował. Tylko patrzeć, jak nad zezowatym u Mosza Mbewe z Pastusiakiem i red. Broniarkiem będą się pastwić ;)

Mniejsza świnka całkiem zielona, ale chuda jakaś, odtłuszczona - 1,7%. Już przepraszałem ministra Rostowskiego, niech mu będzie - jest najlepszym ministrem wśród najgorszych. Mi nie chodziło z tymi rachitycznymi wzrostami o ich negację, tylko o to, że są na granicy całkowitego uwiądu. Na tle reszty Europy być może to i jest dobrze, tylko że oni tam trochę jakby bogatsi i autostrady mają... O perspektywę idzie i nie na rok do wyborów, ale najbliższe kilka dekad. Mamy więc najtłustszą świnkę z rekordowym przyrostem w pasie, wersja dietetyczna. Program naprawy też niby wporzo, ale szczegóły dość enigmatycznie sprowadzają się do dalszego nic nierobienia, więc właściwie czym tu się chwalić. Jest dobrze, dopóki ni będzie gorzej, bo niestety zanim gruby schudnie, to chudy umrze. Nie idzie też o wieśniacki wystrój "sprawdzonego" formatu z telebimem i dwoma mównicami, na których dwóch sterników - jeden dostojnie obok drugiego, oflagowani jak ORP Orzeł przed zanurzeniem - może się oprzeć, w końcu mogliby spece od marketingu dostrzec to skojarzenie z okrętem na wzburzonym morzu i dwie bliźniacze wieżyczki, w końcu sami wymyślili tę marynistyczną poetykę ze wzburzonymi falami i bezpieczną przystanią, ba - zieloną wyspą na morzu! No to jasno specom wygarnę, że te dwa wieśniackie pulpity w marynistycznej narracji przypominają wieżyczki okrętu podwodnego, a U-boot - jak wiadomo - łatwo się zanurza...



Teraz do rzeczy, czyli co to za cisza? Otóż to sceniczna cisza w antrakcie greckiej tragedii. Papaconstatinou oraz Papandreou zgodnie wypierają się potajemmnych negocjacji z Angelą Merkel o ratunkowych funduszach, na stronach minfin Grecji oficjalne dementi. Prezes ECB Trichet z absolutną pewnością powtarza, że nie ma planu awaryjnego, Grecja nie może upaść, ponieważ nie ma takiej możliwości w traktacie zjednoczeniowym. Musi sobie poradzić, a min. Papaconstatinou zapewnia, że na pewno sobie poradzi. Tymczasem w ciągu tygodnia rentowność ich obligacji wzrosła prawie o procent! Znaczy się pieniądz raczej nie wierzy greckim zapewnieniom. Może tam sobie Barbapapa opowiadać i pisać różne bajki, ale dzieci przecież wiedzą, że Grecja nie raz już nie spłacała długów.

Otóż to. Cisza przed kolejną odsłoną greckiej tragedii. Rachunek jest prosty. Skoro długi Grecji i np. Hiszpanii przekroczyły 100% pkb, to ile procent dochodów budżetowych można przeznaczyć na odsetki? Spróbujmy sprawdzić. Obecnie obligacje greckie dają kupon ok. 7%, więc rocznie to daje 7% pkb. Oszacujmy dochód budżetowy na poziomie 40% pkb. Wówczas okaże się, że w chwili obecnej 17,5% dochodów, czyli podatków, trzeba wydać tylko na odsetki do długu, nie wspominając o kapitale. Bieżący deficyt - i najwyraźniej przez kilka lat najbliższych - zakładają realnie nieunikniony, dalszy wzrost zadłużenia rzędu 1/8 pkb rocznie! Odsetki puchną w oczach. To jeszcze nie jest spirala, ale łatwo sprawdzić, że Grecja jest dziś, jeśli jeszcze nie przekroczyła, na progu bankructwa. Obligacje to z całą bezczelną szczerością pokazują. Co zatem z PIIGS, czyli Portugalią, Włochami, Irlandią, Grecją i Hiszpanią? Kolejna odsłona greckiej tragedii, po antrakcie.

O tym, że jest to prawdziwa, klasyczna tragedia, łatwo się przekonać, analizując dlaczego tak zawzięcie Trichet, Papa-coś-tam i Weber z Angelą w tym tygodniu kłamali. Otóż jeśli nie wybawią Greków z kłopotów, pigsy polecą prosto w przepaść, bo o własnych siłach Grecja dziś z długów nie wyjdzie. Czyli tragedia. Upadek strefy euro, bo się posypią - jak klocki domina - Hiszpania, potem Irlandia, a na końcu banki Niemiec i Austrii, które to wszystko kredytowały.

Wariant nieuchronnej - tak zakładam, że jest już uzgodniona awaryjna, nieoczekiwana, nadzwyczajna pomoc dla Grecji pod wodzą Bundesbanku - awaryjnej pożyczki dla Grecji, ale wcale nie z Frankfurtu, ale z MFW, który właśnie potwierdził swoją gotowość, jest niewiele lepszy, bowiem stanowi groźny precedens. Po pierwsze udowodni, że cała ta strefa euro ze swoimi nieprzekraczalnymi zasadami to fikcja. Nieprzekraczalny deficyt w wysokości 3% to już dawno bajki, a najgorsze jest to, że Bruksela nie ma tak naprawdę żadnej siły, żeby ochronić Grecję przed tragedią klasyczną śmiertelnej spirali zadłużenia. Załóżmy, że dziś to jest jeszcze możliwe. Jeszcze można ograniczyć deficyt, drogą radykalnych cięć wydatków, do - powiedzmy - 3%. Co to oznacza praktycznie dla Papandreou? Oprócz strajków i płonących pod Akropolem samochodów, bolesną recesję. Czy Grecy się na to zgodzą? Retoryczne pytanie.

Tak, czy owak, grecka klasyczna tragedia się rozegra, oczywiście w wersji rozciągniętej, co tylko wzmocni jej siłę destrukcji. Nie ma dobrych wyborów, bo nie może być jednej waluty dla Europy dwóch porządków, dwóch prędkości i dwóch koniunktur. Nie dziw się zatem, że dolar na tle euro spokojnie sforsował .7200. To nie Obama, ani nie cudowne rzekomo odbicie na zapasach (czkawka chyba - 5,7% rocznie), tylko zadziwiająca wiarygodność dolara w porównaniu do umownej waluty bez suwerenności fiskalnej. Euro dostaje od Grecji drugie ostrzeżenie. Tym razem jego los jest przesądzony. Odseparowanie PIIGS od tzw. twardego jądra jest nieuninione i to tylko kwestia czasu. Euro nie upadnie, ale na pewno się rozszczepi.



Ciekawe, jak w tych zawodach, kto jest gorszy, wypada USA. Otóż oni też mają deficyt bieżący 1/8 pkb i też przekraczają właśnie 100% pkb długu. Mają jednak suwerenność fiskalną i jeszcze walutę rezerwową, czego nie można powiedzieć o pigsach. Warto w tej perspektywie porównawczej spojrzeć na nasz okręt i zastanowić się, jak daleko mu do wersji nurkującej? Tragedia to rzecz klasyczna, spojrzyj na Grecję. Nie piszę tego ze złośliwości, tylko dla ostrzeżenia. Kiedy euro zadrży, to znaczy - po awaryjnej pożyczce z MFW, zwróć uwagę, że Polska podobny kredyt stabilizacyjny wzięła w ub.r. - Grecja będzie musiała wyjść z euro, albo jakoś się od niego separować, rynki z obrzeża, które jeszcze w euro nie są, także zadrżą. O kondycji złotówki zadecyduje wiarygodność, czyli poziom zadłużenia i zdolność kredytowa. Jeśli będziemy musieli więcej pożyczać, to będzie drogo kosztowało.




© zezorro'10 dodajdo.com

środa, 27 stycznia 2010

Voodoo Science

Afera Klimatyczna związana z Globalnym „Oziębieniem” (choć co niektórym coraz cieplej) nie zakończyła się na kompromitującym upublicznieniu w sieci prywatnej korespondencji członków CRU. Nie dość, że Mr. Pachauri został przewodniczącym komisji badającej okoliczności przecieku w CRU to zlecał im jako prezes IPCC analizy etc. I tak minął miesiąc od zjazdu w Copenhagen gdzie wielu światłych propagatorów tezy, iż to działalność człowieka a dokładniej emisja dwutlenku węgla do atmosfery doprowadza do znacznego ocieplenia klimatu, topnienia lodowców w Himalajach, zmniejszania się pokrywy lodu w kole podbiegunowym, podniesienia poziomu oceanów oraz zmian klimatycznych objawiających się chociażby kataklizmami itd.

W ciągu miesiąca sporo się zmieniło… przyszła zima, nie taka ciepła. W niektórych krajach odnotowuje się ją jako najzimniejszą od 100 lat. Dziadek Mróz nie odwiedził w tym roku tylko Moskali ale i Lachów, Iroli, Szkotów, Brytolii aż przez landy Angeli przez Żabojadów i dotarł do Alvaro, który musiał ubrać kalesony.

W takich warunkach co niektórzy zaczęli pękać. Trzeba przypomnieć, że nie tak dawno mówienie publicznie, o tym że masowe szczepienia przeciwko Świńskiej Grypie są napychaniem kasy korporacji farmaceutycznych a sama pandemia propagandą strachu było nie lada wyczynem zwłaszcza dla salonowców. Obecnie takie opinie możecie przeczytać już w mainstreamie ;]


W zeszłym tygodniu pojawiły się kolejne pęknięcia w fundamentach… tak to jest jak czarodzieje polewają się ciepłą wodą w oczekiwaniu na Globar Warming, powinni naśladować ‘morsów’. Mowa tutaj o Syed Hasnain z Jawaharlal Nehru University w Delhi, który przyznał, że fragment Raportu IPCC 2007

„Glaciers in the Himalaya are receding faster than in any other part of the world and, if the present rate continues, the likelihood of them disappearing by the year 2035 and perhaps sooner is very high if the Earth keeps warming at the current rate.”

Jest oparty no właśnie… na “spekulacji” a dokładnie na przypuszczeniach z artykułu sprzed 8 lat z magazyny New Scientist.

Sam Pachauri stwierdził:

“It was a human error that should not have occurred...”

Rumcajs ma duże wsparcie ale zamiast czuć się cool robi się dosłownie warmer & warmer.

Po lodowcach odpadły Im katastrofy naturalne. Wspominał o nich Obama mówiąc:

"More powerful storms and floods threaten every continent."

Nie On jeden używał takiej logiki. Samuel zwany Ed’em twierdził, że jeśli nie zapanujemy nad Global Warming to powodzie takie jak zeszłym roku w Cumbri mogą się rozpowszechnić.


Bogatym i brodatym niestety halny nie zawiał. Sunday Times poszedł na wymianę z chłopakami z IPCC ratującymi świat od zagłady. W serii artykułów przedstawiono pogrążające Pachauri’ego dowody niekompetencji ( z wykształcenia wszak to inżynier kolejnictwa). Ciosem w plecy są badania Robert’a Muir-Wood’a, który uchodzi za eksperta w dziedzinie katastrof naturalnych. Który konkluduje je:

„We find insufficient evidence to claim a statistical relationship between global temperature increase and catastrophe losses.“

Niestety co dla niektórych nie doszukał się on zależność z ociepleniem klimatu w stopniu dającym jakąś weryfikowalność jednakże nie przeszkadzało to forsować tej tezy w Raporcie IPCC. Sceptycznie wobec chłopaków wypowiedział się recenzent Wood’a – prof. Roger Pielke, wskazując na wybiórczość danych przytaczanych przez Pachauri’s Group. Kolejnym sceptykiem jest prof. Mike Hume, który również nie może się doszukać konkretów. Ten ostatni jest doradcą Rządu Brytyjskiego w sprawie Globalnego Ocieplenia więc sygnał idzie z góry.

Kolejne dni przynoszą nowe symptomy gorączki u Pachauri’ego.


Amazongate to kolejna niespodzianka.

Na czym polega? W ostatnim raporcie IPCC - Fourth Assessment Report a dokładnie w Working Group II w rozdziale 13 poświęconemu Ameryce Południowej możemy przeczytać o zagrożeniu dla lasów tropikalnych Amazonii.

„Up to 40%of theAmazonian forests could react drastically to

even a slight reduction in precipitation; this means that the

tropical vegetation, hydrology and climate system in South

America could change very rapidly to another steady state, not

necessarily producing gradual changes between the current and

the future situation (Rowell and Moore, 2000). It is more

probable that forests will be replaced by ecosystems that have

more resistance to multiple stresses caused by temperature

increase, droughts and fires, such as tropical savannas.”

I nie było by w tym nic nie właściwego gdyby nie źródło. Otóż dane te są wyssane z palca.

Autorami są Andy Rowell i Peter F. Moore (Rowell, A. and P.F. Moore, 2000: Global Review of Forest Fires. WWF/IUCN,Gland, Switzerland, 66 pp. http://www.iucn.org/themes/fcp/publications/files/global_review_forest_fires.pdf.) Dostępny tutaj.

Dyletanctwo choć raczej mataczenie Pachauri’s Group polegało w tym przypadku na:

  1. Użyciu danych, które w ogóle nie opierają się na badaniach specjalistów od problematyki lasów Amazonii (Rowell jest dziennikarzem, wolnym strzelcem – aktywistą zielonych, Moore analitykiem życia politycznego )
    Up to 40% of the Brazilian forest is extremely sensitive to small reductions in the amount of rainfall. In the 1998 dry season, some 270,000 sq. km of forest became vulnerable to fire, due to completely depleted plant-available water stored in the upper five metres of soil. A further 360,000 sq. km of forest had only 250 mm of plant-available soil water left." ww. ‘specjaliści’ również nie bazują na źródłach a na artykule z Nature, 1999, Vo l 398, 8 April, pp505.


  2. Druga niezwykle drażniąca sprawa to fakt wykorzystania pobieżnych danych dotyczących pożarów/wypalania lasów jako argumentu równoważnego w skutkach z Ociepleniem Klimatu. To nie była pomyłka lecz świadoma manipulacja.


Pachauri odczuwa w ostatnich dniach stan silnego napięcia emocjonalnego. Oblały go zimne poty po tym ;) Okazało się, że naciągane prognozy o topnieniu lodowców w Himalajach zwiększyły szansę na Grant w wysokości 310 tys. i 2,5 mln funtów dla The Energy and Resources Institute (TERI), którego dyrektorem generalnym jest Pachauri. I tak pojawił się motyw kasy. Pierwszy grant przyznała Icelanding Foundation za pośrednictwem Cornegie Corporation (fundacje są dość ciekawymi instytucjami). Timesonline zapodaje info jakoby gros (2,5 m) poszło z UE czyli od Ciebie czytelniku ;) Żenujące jest to iż pieniądze przyznano 15 stycznia Anno Domini 2010 .

Czyli tuż przed całą aferą.

Było to spory dopływ kasy dla TERI (Pachauri?). W Indiach nie odbyło się to bez echa.

Wzywano Rumcajsa do ustąpienia z urzędu. Natychmiast propaganda podchwyciła temat w telewizji NDTV. Całość możecie zobaczyć pod adresem LibertyNewsCentral, polecam również komeraż na stronie, wart uwagi, gdyż czarodzieje odprawiają Voodoo Science.

Telegraph.co.uk mówi "Give us science we can trust", ja się pod tym podpisuje.



© zezorro'10 dodajdo.com

sobota, 23 stycznia 2010

Peak Kennedy



Nie, to nie nazwa szczytu w Australii, tylko szczytu giełdowego. Zapowiadana i oczekiwana od dawna korekta nadeszła - jak zwykle - nieoczekiwanie ;). Tym razem wygląda na głębszą sprawę, więc może to być nawet odwrócenie odbicia i powrót do spadków w kierunku nowego, absolutnego dna. Jak wiadomo, jestem zwolennikiem niższego dna, bowiem twierdzę, że zgodnie z fundamentami czarować wyniki darmowym pieniądzem (zerowe stopy) można tylko przez ograniczony czas, natomiast deflacja może rozciągać się na dziesięciolecia, co obrazuje przykład Japonii. Realny, zdrowy, czyli oparty na fundamentach wzrost, pojawi się wtedy, kiedy zostaną usunięte przyczyny obecnej choroby, czyli bilionowe sterty zobowiązań o wątpliwej wartości, zalegające sejfy jako aktywa. Będzie to poprzedzone wyklarowaniem perspektyw rynku pracy (bezrobocie przestanie być chronicznie długotrwałe) oraz globalnego rynku nieruchomości. Do tego czasu można spokojnie zakładać, że - mimo całej potęgi drukarskiej - wzrost giełd będzie ograniczony od góry dającą się zaobserwować aktywną odrazą masowych inwestorów. Dość zauważyć, że - mimo hurraoptymistycznej propagandy oraz nachalnej promocji ożywienia, green shoots i poprawy nastrojów - odbitej w najniższych historycznie wskaźnikach np. zmienności kursów VIX, tzw. ulica nie wierzy we wzrosty i nie kupuje akcji. Powszechny inwestor nie przyłączył się do wiosennego odbicia, bo w niego nie wierzy. Nie zainwestuje pieniędzy, widząc rosnące bezrobocie i ogólną potrzebę oszczędzania, wszedzie dookoła, poza oczywiście prezesami banków, czyniących boże dzieło. Przez ostatnie miesiące, o czym tu informowałem, wskaźnik smart money (udziałowcy i zarządy spółek) był na najniższych historycznie poziomach, dochodząc do absurdalnych wartości 50-80 akcji sprzedanych na jedną kupioną. Zarządy i właściciele przez ostatni kwartał nieprzerwanie i pracowicie pozbywali się akcji swoich wspaniałych, rokujących świetlane perspektywy nieustannego wzrostu w kosmos, firm.



Dlaczego bezpiecznie można obwieścić dziś lokalny szczyt, który ja osobiście uważam za szczyt absolutny, już nie do pobicia (a nawet SP powinien zejść poniżej 1000 i nie wrócić wyżej)? Z dwóch powodów. Po pierwsze w poniedziałek spodziewam się przebicia wsparć w okolicach 1090 - wystarczy spojrzeć na nastroje i nachylenie spadku, dopiero zaczyna się rozwijać panika.

Drugi powód jest ważniejszy i nazywa się Ted Kennedy, stąd peak Kennedy na jego cześć. Otóż ten zmarły niedawno członek klanu politycznego Kennedych, oczywiście niezłomny demokrata oraz jeden z filarów reformy ochrony zdrowia, która stała się jego opus vitae, zmarł niedawno i zostawił wakujące miejsce w Kongresie. Wybory uzupełniające w Massachusetts wygrał, wbrew oczekiwaniom, bardzo słaby republikański konkurent demokratycznej kandydatki Mary Coakley. Głosowanie było ostatnim sygnałem ostrzegawczym dla ekipy Obamy, bowiem pokazało ogromne zniechęcenie dotychczasową polityką jak dawniej. Republikański kandydat wygrałby nawet wówczas, gdyby był z Marsa. To otrzeźwiło Obamę i zadziałał on piorunująco.

Oczywiście pozornie jeden głos z Massachusetts nic nie zmienia w długiej prespektywie. Błąd. Zmienia wszystko, bowiem tej jeden głos pozbawił demokratów bezwzględnej większości blokującej i od tego momentu ich zdolność koalicyjna została zanegowana. Obecnie wszystkie inicjatywy ustawodawcze demokratów można zablokować poprzez procedurę flilibuster, co czyni cios dla Obamy podwójnie bolesnym. Miejsce po ojcu reformy zdrowotnej, sztandarowym postulacie Obamy, zajął nic nie znaczący dotychczas republikanin, który - o zgrozo - może tę reformę skutecznie zablokować.

Nietrudno zgadnąć, jak gorączkowo sztab Obamy debatował nad wynikami Massachusetts, dość zauważyć, że już po kilku dniach wystąpił z ofensywą propagandową i oto jej wyniki. Otóż Obama zaatakował Wall Street, za jej ekscesy, ogromne nagrody roczne i brak zmiany sposobu działania. Stwierdził, że mimo ogromnej pomocy państwa w obliczu kryzysu, dzięki której system bankowy się nie zawalił, banki nadal nie udzielają kredytów, a kraj nie chce wyjść z recesji tak, jak w poprzednich cyklach. Pogroził palcem firmom, wykonującym spekulacje, zamiast organicznej pracy (tu ukłon do Goldmana Sachsa i bożego dzieła). Obama zapowiedział ni mniej ni więcej, tylko starania w kierunku demonopolizacji i segmentacji rynku finansowego.

Oczywiście od słów do czynów jest daleka droga, niemniej dzwon alarmowy, który rozległ się w Massachusets, prawidłowo zrozumiano w Waszyngtonie w kategoriach hemingwayowskich (Komu bije dzwon?). To jest ostatni dzwonek dla Obamy, bowiem statystyki poparcia notują historyczne minima, a wskaźnik dezaprobaty - historyczne maksima. Wolta Obamy wobec Wall Street (przyznajmy szczerze, werbalna, on był i pozostaje ich zakładnikiem) dokonała się w ostatnim momencie przed wiszącym w powietrzu lynchem. Ulica ma dość polityki pięknych wykresów, kiedy rośnie bezrobocie. Nie pomogą piękne słówka, kiedy szefowie wczoraj splajtowanych banków dostają dziesiątki milionów odpraw na głowę (roczny bonus za 2009 r. w Goldmanie średnio, na pracownika wyniósł prawie 500 tys). Ulica ma dość i Obama to dostrzegł w chwili, kiedy stracił w Kongresie bezwzględną większość. Teraz trwa gorączkowa akcja retuszu wizerunku. Na wylocie (w sensie propagandowym) jest na przykład Tymon Geithner - tu warto wspomnnieć o zarzutach postawionych w sprawie np. pomocy dla AIG, gdzie Geithner kazał ukrywać informacje finansowe (oczywiście nie jedyne i wyjątkowe, ale wypłynęły we właściwym momencie) - oraz jego mecenas Larry Summers. W miejsce Summersa w otoczeniu Obamy zaczął się od jakiegoś czasu pojawiać (to warto zauważyć) były szef FED, Paul Volcker.

Volcker, znany zwolennik tradycjonalistycznego podejścia do bankowości oraz odwieczny krytyk pseudonowoczesności Greenspana, z wielką mocą i konsekwencją krytykował od chwili uchwalenia odejście od rozdziału bankowości komercyjnej (tradycyjnej) oraz inwestycyjnej (spekulacja i hedge-fundy), czyli porzucenie Glass-Steagall act. Znanym promotorem politycznym obalenia tej ustawy był natomiast Larry Summers, obecny szef doradców ekonomicznych Obamy. Trudno wyobrazić sobie dłuższe przebywanie Volckera i Summersa w jednym zespole, więc Massachusetts oraz peak Kennedy należy uznać za moment działu wód.

Obama wystawia dla uwiarygodnienia swych zamiarów czytelną figurę Volckera, pokazując światu, nawykłemu już do polityki marketingowej i obrazkowej, wiarygodną twarz. Jeśli Volcker pozostanie tam dłużej (a to by oznaczało ewakuację Summersa), czeka nas zapowiadany powrót do jakiejś formy Glass-Steagall. Oczywiście pogadać przed kamerami jest dużo łatwiej, niż zrobić. Podobnie jest dużo łatwiej pogrozić sponsorom kampanii, niż odebrać im zarobione bonusy i administracyjnie podzielić ich firmy, niemniej widziano już takie przypadki w historii (ustawy antymonopolowe) i jest to tylko kwestia determinacji. Jak wiadomo, najlepszym motywatorem determinacji jest strach, a ten zagląda Obamie poważnie w oczy.

Dla giełdy wystawiona publicznie figura Volckera to jednoznaczny sygnał, że Wall Street straciła chwilowo swój blask, a możliwe że nawet na dłużej. Podobnie jak w przypadku hossy marcowej, kiedy po przemówieniu Obamy, mówiącym iż osiągnęliśmy dno, opanowaliśmy sytuację, giełda następnego dnia urosła (i rosła trzy kwartały), tak i teraz Obama obwieścił symbolicznie górkę i następnego dnia giełdy spadły (i będą spadać). Ten prezydent taki ma juz urok, że potrafi wskazać lokalne maksimum, jest po prostu genialnym analitykiem. Genialny analityk ogłosił zatem peak Kennedy (to w kręgach politologów), który powinien nazywać się właściwie peak Volcker (w kręgach finansowych). Tak czy inaczej obydwa kręgi są ze sobą ściśle powiązane przez mass-propagandę, bo giełda dawno utraciła swój korzeń ekonomiczny, a właściwiej wyrosły jej dwa nowe i teraz mamy razem trzy: ekonomiczny, finansowy i polityczny. Jeśli zapowiadane regulacje ograniczenia ryzyka finansowego przez odcięcie lewara spekulacjom zostanie wprowadzone, a to symbolizuje twarz Paula Volckera, peak Volcker nie jest wymysłem chwili, ale nieuchronnym faktem. Zakończy się era dominacji funduszy hedgingowych oraz ich niepomiernych zysków i nastąpi powrót do nudnych, żmudnych fundamentalnych korzeni giełdowych, gdzie wyceny są ostrożne, P/E w granicach do 10, a roczny zysk w akcjach średnio kilka punktów wyżej od obligacji. To jednak znaczy jednocześnie powrót do zapowiadanych przed rokiem wycen SP500 na poziomach 400+. Wielu ludziom to się bardzo nie spodoba.

© zezorro'10 dodajdo.com

wtorek, 19 stycznia 2010

Hazardzista ocenzurowany



Dziś nasi rządziciele dyskutowali jak by tu okiełznać hazard. Pisze prawna

Przy okazji zaostrzania przepisów antyhazardowych może zostać wprowadzona cenzura prewencyjna. Nad projektem nowelizującym ustawę o grach hazardowych i prawo telekomunikacyjne będzie dziś dyskutować Rada Ministrów. Projekt przygotowany w Ministerstwie Finansów i Ministerstwie Infrastruktury przewiduje utworzenie przez prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych. Policja, ABW, wywiad skarbowy i służba celna razem z prezesem UKE będą w sposób dość arbitralny decydować o uniemożliwieniu dostępu polskim użytkownikom internetu do stron określonego rodzaju – ostrzega Marek Szydłowski, radca prawny z kancelarii Wardyński i Wspólnicy.
Zakazane treści

Pierwszym rodzajem treści, do których dostęp będzie blokowany, są materiały pornograficzne z udziałem małoletnich i zwierząt.

– Utrudnienie dostępu do treści o charakterze pornograficznym jest konsekwencją penalizacji w kodeksie karnym tego typu zachowań – mówi Magdalena Kobos z Ministerstwa Finansów.

Będą także blokowane strony zawierające treści umożliwiające uzyskanie informacji mogących służyć do dokonania operacji finansowych bez zgody dysponenta środków finansowych. Trzecim rodzajem niepożądanych treści są treści umożliwiające urządzanie gier hazardowych bez udzielonego zezwolenia.

– Utrudnienie dostępu do wymiany takich informacji będzie miało charakter działania prewencyjnego – zaznacza Magdalena Kobos.


Oczywiście chodzi w pierwszym rzędzie o to, aby przykryć aferę hazardową. Rząd działa, rząd robi, rząd chroni. Nie będzie żadnego hazardu, a ten najgroźniejszy to my go całkiem zlikwidujemy. Kaganiec na internet i spokój. Oczywiście jest to nachalna próba cenzury prewencyjnej, po której przejechali się - prewencyjnie, a juści - na wszystkich portalach IT, prawnych i innych. Rzecz w tym, że ausgerechnet teraz, jak na ironię wielkie duże G idzie na wojnę z Chinami. O cenzurę. O wolność słowa. Gógle, które cenzurowało potulnie jak baranek, zgodnie z zaleceniami KC, staje okoniem i nie chce dalej cenzurować. A Tusku nie słyszał, bo akurat koledzy na cmentarzu, Rychu i Zbychu o tym rozmawiali. Więc żeby nie było problemu, to wpiszemy te wszystkie niewłaściwe witryny cmentarzy i innych zadymiarzy na centralną listę blokowanych i spoko. Żadnego hazardu, żadnych przypadkowych wiadomości. Gdyby to nie było śmieszne, to byłoby tragiczne. Tragikomiczne.

Wielkie G walczy bohatersko, jak donosiła gazeta (małe g)

- Nie chcemy dłużej cenzurować wyników wyszukiwania. Będziemy rozmawiać z władzami, czy zgodnie z prawem możemy w ogóle prowadzić wyszukiwarkę w Chinach - napisał w blogu David Drummond, główny radca prawny Google.

Jeśli do porozumienia nie dojdzie, Google zrezygnuje z chińskiej wersji wyszukiwarki, a nawet zamknie lokalne biura w Chinach, gdzie zatrudnia ok. 700 osób, głównie programistów.

To nagła zmiana strategii koncernu. Google przez cztery lata współpracował z chińskim reżimem, wycinając wiele niewygodnych dla rządu stron z chińskiej wersji wyszukiwarki (dostępnej pod adresem www.google.cn). I powszechnie był za tę współpracę krytykowany - tym bardziej że motto koncernu głosiło: "Nie czyń zła". Google broniło się, twierdząc, że z ocenzurowaną wyszukiwarką i tak internauci zyskają większy dostęp do informacji.

Dlaczego teraz chce się wycofać z cenzurowania sieci? Tłumaczy to... cyberatakami - w grudniu ub.r. chińscy hakerzy włamali się na serwery ponad trzydziestu firm z różnych branż - internetowej, technologicznej, finansowej czy chemicznej, wykradając poufne dane. Także z serwerów Google. Ale Drummond przekonuje, że głównym celem ataków były skrzynki pocztowe Gmail należące do chińskich aktywistów. Ujawnił, że kilkadziesiąt kont e-mailowych obrońców praw człowieka z Chin, Europy i USA było regularnie monitorowanych przez hakerów z Chin. Oficjalnie nikt tego nie mówi, ale między wierszami padają sugestie, że ataki były inspirowane przez rząd w Pekinie.


Żeby nie było niedomówień. To jest centralne zwarcie dotyczące cyberwojny. Na cenzurę panowie z dużego G dotychczas kładli małe g. O co chodzi? O wzmożone włamania, wywiad elektroniczny itd. Gógle występuje w imieniu kilku wielkich koncernów, na które atak wykrył. Stanowisko potwierdza sekretarz stanu Clinton. Brzmi znajomo? Akcja jest uzgodniona na poziomie MSZ i nie chodzi o drobiazgi. Cyberwojna jest faktem. Teraz albo Chińczycy ustąpią i otworzą swój internet, czyli zrezygnują z cenzury niewygodnych treści (nie zrezygnują, żaden komunista nie oddał władzy dobrowolnie), albo ogłosimy cyberwojnę na całego panie pierwszy sekretarzu. I o to chodzi. Zezowaty o tym tak jakoś niedawno pisał w kontekście szefa CIA zawodowca Leona. Prorok jakiś, czy co?

Z tej perspektywy dziecinne gierki internetowo-cenzurystyczne Tuska, który śmiga sobie z zięciulem na stoku (ach ta zazdrość) wygladają jakby tak żałośnie, ale cóż, każdy ma cyberatak i cybercenzurę na jaką zasłużył. Duża wojna i mała wojenka, duże G i małe g, duża cenzura i mała cenzurka. Ta ciągła niepewność to zdaje się jest istota hazardu...

© zezorro'10 dodajdo.com

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Gdybym byl bogaty



Merrill
Lynch: za dwa lata euro poniżej 3 złotych
Za dwa, trzy lata euro może kosztować tylko 2,7 zł – stwierdził w rozmowie z TVN CNBC Biznes Benoit Anne, strateg walutowy banku Merrill Lynch. Analitycy są przekonani, że przed naszą walutą okres szybkiego umocnienia, choć większość z nich uważa jednak, że nie będzie ono aż tak szybkie.

– Całkiem niedługo, w kwietniu, maju, możemy płacić za euro około 3,7 zł – mówi główny ekonomista ING Mateusz Szczurek. – Potem jednak nastąpi powrót do obecnej sytuacji i pod koniec roku euro znów będzie kosztowało około 4 zł. Szczurek dodaje, że jeśli założymy gotowość Polski do wstąpienia do Unii Walutowej za dwa, trzy lata, to kurs wymiany może oscylować wokół 3,6 zł za euro.


Tymczasem Skrzypek na dachu NBP ostrzega spekulantów użyjemy wszelkich środków, by chronić stabilność złotego

Warszawa, 18.01.2010 (ISB) - Narodowy Bank Polski (NBP) użyje wszelkich środków, by bronić stabilności polskiej waluty, wynika z poniedziałkowej wypowiedzi prezesa Sławomira Skrzypka. W ten sposób szef NBP ostrzegł banki inwestycyjne przed spekulacjami na naszym rynku walutowym, których bardzo kontrowersyjne nieraz prognozy nazwał "interwencjami werbalnymi".

"Złoty jest walutą, która ma pełen podstawy być walutą stabilną, zwłaszcza ze względu na bardzo mocne fundamenty gospodarki. Pokazaliśmy to choćby wynikiem PKB za 2009 r., a rok 2010 także będzie optymistyczny" - powiedział Skrzypek w wywiadzie dla Programu Pierwszego Polskiego Radia.

Szef banku centralnego dodał, że dla waluty zawsze najważniejsza jest stabilność, więc gdy słyszy prognozy różnych banków komercyjnych, to najpierw stara się analizować je w kontekście wcześniejszych szacunków tej samej instytucji.

"Często projekcje które różnią się tygodniami czy miesiącami między sobą są tak skrajnie różne, że można odnieść wrażenie, że nie służą one przedstawieniu rzetelnego obrazu przyszłości, ale stanowią jakąś formę werbalnej interwencji" - powiedział prezes NBP.

Skrzypek jeszcze raz mocno zaznaczył, że "złoty ma mocne fundamenty i wszelkie podstawy do tego, aby być stabilny". Zapewnił też, że będzie dbał o jego siłę. "NBP użyje wszelkich środków, by bronić stabilności naszego złotego" - podkreślił. (ISB)




Skrzypek jak zawsze twierdzi, że będzie bronił, tylko nie bardzo wiadomo, czego i dlaczego. Jest parcie na umocnienie złotego, to widać, słychać i czuć. Minister Vincent sprzedaje obligacje w usd i euro, co w oczywisty sposób na krótko wzmacnia złotego - przecież te waluty natychmiast są wymieniane na złote. Czego Skrzypek nie mówi, to fakt, że rząd teraz się w galopującym tempie zadłuża w walutach, co ma podwójne konsekwencje - wzrost długu oraz wzrost ryzyka kursowego, bowiem te długi trzeba oddawać z procentem. Gdyby obligacje były w złotym, byłby tylko problem zadłużenia. Najlepiej oddaje zatem nastrój jak zwykle rzeczowy Szczurek, który potwierdza, że rząd w pierwszym półroczu będzie sprzedawał waluty pożyczone w Londynie (umacnianie złotówki), aby przestać to robić latem (koniec umacniania).

Długoteminowe oczekiwanie umocnienia złotówki w związku z wejściem do euro jest tak odległe, że można go dziś pominąć. Co się liczy, to średnioterminowy wzrost obciążeń odsetkowych w walutach, osłabiający naszą walutę. Jeśli zajdzie do tego jakieś niepokojące wydarzenie na peryferiach euro, to rejon CEE gwałtownie opadnie. Stąd prognoza Szczurka jest najbardziej wyważona.

© zezorro'10 dodajdo.com

niedziela, 17 stycznia 2010

Czy Trystero jest złodziejem?



Pytanie było trochę inne, ale dojdziemy po kolei.

W notce Trzeci król oraz SEO zapytałem w ankiecie - dzięki uprzejmości Klossa, żeby nie być posądzanym o stronniczość (przy okazji sprawdziłem, czy to faktycznie ma sens) - co sądzicie o wyczynach panów doktor(antów) i co im z SEO zrobić. Wynikiem nacieszcie swe oczy graficznie, bo warto (kliknij aby powiększyć).



Zgodnie ze zdrowym odruchem, naszkicowanym w tekście Wyżnikiewicz, Trysteo, CTKJ?, należy po prostu zignorować, czyli olewka. Owszem, nawet aż 1/4 respondentów (a wyniki sumują się do 100) uważa, że trzeba zrobić aktywną reklamę (czyli całkiem sporo negatywnych emocji), ale przytłaczająca większość jest zdania, że należy olać. Ciekawe, że dziwnie znikomy procent sugeruje "nie wygłupiaj się", czego prawdę mówiąc oczekiwałem po tej sondzie, bo jest to rodzaj zgrywy. Otóż czerwone światełko ostrzegawcze powino się zapalić adresatom przy stwierdzeniu faktu, że mało kto traktuje to jako żart, więc pewnie to żart nie jest.

Ankieta pokazuje, zapewne uzasadnione przekonanie, że spienieni panowie więcej sobie krzywdy zrobią sami i już specjalnie nie trzeba się nimi zajmować. Czy nie jest bowiem szczytem obciachu opluwać czyjść blog, odsądzać od czci, wiary i sensu, aby po serii chamskich tekstów dostać jedną, samotną odpowiedź - żądanie sprostowania oraz wezwanie do usunięcia naruszeń prawa autorskiego? Czy nie jest szczytem obciachu pracowite tworzenie manipulacji, mających udowodnić braki wiedzy i czego tam jeszcze, studiowanie rzekomo idiotycznych tekstów i ich rozbiór logiczny po to, żeby kasować komentarze i nie odpowiadać na listy? Czy nie jest szczytem obciachu studiowanie, opracowywanie i egzegeza tekstów kogoś, kogo uznaje się publicznie za ignoranta?

Ja w osobach doktor(antów) nie mam żadnych przeciwników, bowiem z nimi nie dyskutuję i nigdy nie dyskutowałem wcześniej, nie pisałem o nich, do nich, o nic nie prosiłem ani nie pytałem, oni natomiast - z sobie wiadomych powodów - bardzo kochają mnie cytować, montować, manipulować i przekręcać, a teraz nie odpowiadają na wezwania do usunięcia naruszeń prawa autorskiego. To nie spełnia wymogów polemiki, nawet minimalnej cywilizacji. Nic od nich nie chcę, tylko żądam tego, co jest moje. Mamy stosunki własności, a nie rywalizację, albo - nie daj panie - polemikę.

Tu dochodzimy do pytania pierwszego: czy Trystero jest złodziejem. Ja tak nie twierdzę, zauważam jedynie, że złodziejem jest bez wątpienia osoba, która bierze moją rzecz, dajmy na to rower z komórki, wbrew wyraźnie napisanemu na drzwiach regulaminowi, a potem na wezwanie do oddania, nie odpowiada. Oczywiście że będzie udowadniać, że przecież tylko chciała się przejechać, że to wszystko nieodpłatnie, poza tym to ustawowe prawo do manipulacji, a w ogóle to ona nie słyszała wezwania, bo przygłucha jest na lewe ucho.

Sonda wykazała, że oczywiście bez sensu jest udowadnianie, co z rowerem. Czy Trystero jest złodziejem? Powiedzmy jasno. Na tym przykładzie widać, że ma dość egzotyczny stosunek do prawdy oraz prawa własności, jak na swoją profesję, i na tym sprawę zamknijmy, zgodnie z wynikiem sondy.

© zezorro'10 dodajdo.com

piątek, 15 stycznia 2010

Terroryzm stary jak świat

Sołtys przy szklance bimbru wspomniał, że każdy terror poprzedza dyktaturę. Teraz też jest tak samo. Rzeczywistość pokazuje nam co rusz dowody, że największym terrorystą jest władza. Nawet udało mi się namierzyć elaborat w tej sprawie. Sprawa terroryzmu ciągnie się od zamierzchłej przeszłości. Kiedyś Rzymianie zostali oszukani, i zamiast republiki dostali cesarzy, z których większość miała wiekszego lub mniejszego świra. Dobrym przykładem działania państwowego terroryzmu w czasach starożytnych było działanie Cicero. Znany literat i polityk w celu pokazania Rzymianom jak niebezpieczne stało się ich miasto, opłacił zbirów aby wywołali zamieszki, a potem zorganizował kampanię zbudowaną na obietnicy zakończenia zamieszek, pod warunkiem, że zostanie wybrany i otrzyma nadzwyczajne uprawnienia. 9/11 i nadzwyczajne uprawnienia, brzmi znajomo, nieprawdaż?-)

W czasach nam bliższych, mistrzem terroryzmu był malarz austriacki - Hitler, z którego doświadczenia garściami czerpią współcześni. Wybrany na kanclerza Niemiec, szybko zorganizował brązowe koszule, które za przykładem rzymskich protoplastów, organizowali bójki, podkładali ogień, a Hitler przemawiał i obiecywał z tym skończyć, jeżeli, ach co za zaskoczenie,-) otrzyma nadzwyczajne uprawnienia;-). Faszyście nie mieli wtedy Beoingów, więc Reichstag podpalono tradycyjnymi metodami. Niemcy w zamian za republikę otrzymali ein Reich, ein Fuhrer, ein Euro, tfu, na to ostatnie trzeba było poczekać nieco ponad 50 lat.

W USA imć Roosevelt nie mógł sobie poradzić z chorobą toczącą gospodarkę od czasu Wielkiego Kryzysu i potrzebował wojny, a tu jak na złość, pomimo kilku prowokacji na Atlantyku, ani Niemcy nie wydały Ameryce wojny, ani Amerykanie, ciągle pogrążeni w kłopotach ekonomicznych, nie chcieli wojny. Roosevelt starał sie jak mógł dołaczyć do wojny, zachęcany przez bankierów, pogwałcił nawet neutralność USA poprzez dostawy sprzętu wojskowego dla Anglii, a nawet rozkazał zatapianie niemieckich statków na Atlantyku, ale wojnę dało sie wywołać dopiero, kiedy zaczęto zagrażać interesom Japonii.

Czasy współczesne i napad USA oraz ich polskich sojuszników na Irak, o którym już wiadomo, że był bezpodstawnym aktem agresji, nie usprawiedliwionym ani rezolucjami ONZ, ani pogłoskami o broni masowego rażenia. Bush chciał wojny, bankierzy i korporacje chciały wojny, i chciały ropy z Iraku, leżącego na około 1/3 rezerw w tamtym regionie. Potem było Kosowo, i media uporczywie głoszące historie o ludobójstwie i okrucieństwach, których nie było, a wybielające kosowską mafię, która teraz stała się tam oficjalną władzą. Zupełnie, jakby wyzwolic spod okupacji Włoch Sycylię, a premierem obwołać capo di tutti;-) Wśród serdecznych przyjaciół wilki Serbów zjadły.

No i teraz można zastanawiać się, czy terroryzm w USA to rodzima produkcja, czy też import z zewnątrz, aby Amerykanie uwierzyli, że nie mają innego wyboru jak tylko zrezygnować z republiki i wiwatować na cześć Obamy, tfu nowego Furhera;-) Poprzez kryzys ograbi się najpierw społeczeństwo z dostatku, a potem zda na łaske rządowych kartek żywnościowych. Jeszcze tylko, jak stwierdza Katian Michael, trzeba spowodować aby mikrochipowanie stało się w końcu obowiązkowe w kontekście identyfikacji oraz jako elementu systemu bezpieczeństwa narodowego i mamy faszyzm pełną gębą. Najczarniejszy scenariusz rozwoju technologii doprowadzi do całkowitej utraty praw człowieka. Spodziewając się takiej możliwości już sześć stanów USA, w tym Wisconsin i Północna Dakota wprowadziły zakaz przymusowego implantowania chipów.

- Znaczy się jest światełko w tunelu - zadumał sie Sołtys - Jakoś nie chciałbym zamieniać obecnej wolności na faszystowski bat nad głową. Temu, co dostaje cięgi jest obojetne, czy knut jest chiński, amerykański, czy też (pan)europejski.-

Wtedy do gabinetu wpadł blady Muller i ogłosił, że Wielka Brytania zwyciężyła, bo McKinsey ogłosił, iż poziom brytyjskiego długu publicznego i prywatnego na koniec 2009 roku sięgnął 450% PKB! - Jeszcze jedno takie zwyciestwo i wyspa zostanie zatopiona - pomyślał Brunner.


© zezorro'10 dodajdo.com

środa, 13 stycznia 2010

Nota Picaka



Zima stulecia, a gorączka jak w dżungli. To się nazywa animal spirits. W sprawie afery cmentarnej, co to jej nie było, zeznawał właśnie półminister finansów z zastosowaniem rewolucyjnej półrzędowej pic-noty, nie pozostawiającej śladów i zacierającej wszystkie plamy. Rewolucyjny wynalazek w świecie finansów. Korektor pamięci bez skutków ubocznych! Pisze gazeta
Komentatorzy są zgodni, że po zeznaniach Jacka Kapicy należy bliżej zająć się wątkiem przecieku w aferze hazardowej. Bowiem coraz bardziej prawdopodobne jest, że jego źródłem, świadomie lub nie, był Donald Tusk.

Piotr Gursztyn z "Rzeczpospolitej" twierdzi, że zeznania Kapicy dowodzą, że przeciek był i prawdopodobnie wyszedł z kancelarii premiera. Rację w tej sprawie, według niego, miał więc Michał Kamiński, były szef CBA. Następnym krokiem, zdaniem Gursztyna, powinno być sprawdzenie billingów premiera i księgi wejść i wyjść do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. To wyjaśni jednoznacznie, czy Donald Tusk był źródłem przecieku.

Michał Karnowski z "Polski" również uważa, że należy pociągnąć wątek przecieku i sprawdzić Donalda Tuska. Nie jest jednak tak kategoryczny w twierdzeniu, że mógłby on być źródłem przecieku, jak publicysta "Rzeczpospolitej".


Padło pytanie, dlaczego z kapelusza wyszła egzotyczna "notatka" Jacka Kapicy (która zlewa mi się fonetycznie w 'notę picaka') rzekomo przekazana w jakimś osobliwym trybie kopertowym nic nie rozumiejącemu Ministrowi Wielkich Finansów Vincentowi, bez dekretacji, bez dziennika, nigdzie nie rejestrowana, taka pół-urzędówka, coś jak garnitur półrzędowy (w odróżnieniu od garniturów jedno- bądź dwurzędowych, które od razu można rozróżnić). Mamy więc półrządową notatkę półministra finansów, który tak bardzo się przygotowywał do zeznań, że przestał się nawewt golić. Co ta półrządowa półurzędowa notatka ma załatwić, że pojawiła się znikąd od razu na przywitanie półministra? Trzy rzeczy.

1. Notatka betonuje sprawę daty wypłynięcia wątpliwości co do zmian w ustawie hazardowej oraz ich źródła na poziomie półministra. Jednoznacznie fiksuje datę i źródło, uniemożliwiając dalsze wypytywanie i ew. kluczenie Kapicy, gdyby coś jeszcze miało wypłynąć. Pamiętajmy, że Kapica ze swojego półurzędu nadzorował cała sprawę, więc musiał o wszystkim urzędowo wiedzieć. Jednoznacznie o podejrzanych sprawach dowiedział się od spoconego Chleboszczaka, który tak zawile mu tłumaczył swoje zainteresowanie, że "nabrał pewnych podejrzeń".

2. Nota Picaka "zwalnia" z ustawowej odpowiedzialności ministra Vincenta, który - z racji bycia nie pół-, ale całym ministrem - odpowiada konstytucyjnie za zmiany i machloje przy ustawach z jego resortu. Tak się jednak szczęśliwie składa, że na czas otrzymał od wiernego podwładnego (w kopercie, taka konspira) jasną pic-notę, z której wynikało, że półminister jest w stanie półczuwania i wszystko jest pod kontrolą, zatem dalej może wytrwale poświęcać się sprawom budżetu oraz nieustannego wzrostu gospodarczego, oby nam trwał w nieskończoność.

3. Nota Picaka załatwia nam najważniejsze - alibi dla premiera, który został poinformowany o półczuwaniu półministra przez czujnego ministra, i ta błoga świadomość mu wystarczyła. Nie zażądał doręczenia pic-noty (przecież nie chciał jej czytać), nie ma problemu braku w dzienniku, nic nie ma, jak u Kononowicza. Tusku jest czysty. Pogadał z Vincentem, który ma jakąś pic-notę, znaczy się spoko, można pograć w piłę. Nic nie podpisywał, ale nad wszystkim czuwał. Coś tam Chleboszczak pod drzewkiem zakręcił, to rzeczywiście szkoda, ale w końcu ma dzielnych pół- i całych ministrów, którzy pilnują spraw budżetu. Tusku się zawiódł na kolegach, konkretniej zawiódł go Chleboszczak, ale drużyna nie zawiodła. Przypilnowała, zanotowała, a teraz rozliczy. Mamy na to wszystkie pic-noty. I możemy jechać na narty :)

Z trzech powyższych niezbicie wynika, że Nota Picaka zabetonuje teraz lojalność trzech zainteresowanych - jeśli będą dalej indagowani: półministra, ministra oraz oberministra. Wszyscy mają alibi, a winien jest Chleboszczak, bo przybiegł spocony. Cokolwiek teraz Chleboszczak nie powie, jest i tak spalony, bo występuje w cmentarnych nagraniach, a już pięknie w pic-nocie zarejestrowany i potwierdzony przez trzech czystych ludzi. Czy można było zrobić lepszą? Wątpię. Zresztą na ten wygląd parę dni trzeba się nie golić...

© zezorro'10 dodajdo.com

Ziemia rolna: lekki wzrost wg budnet



Budnet.pl Inwestowanie w ziemię znane jest już od dawien dawna. Ludzie chętnie ją kupowali i uważali za najlepszą możliwą formę ulokowania swego kapitału. Ostatni kryzys finansowy sprawił, iż grunty inwestycyjne mocno straciły na wartości. Natomiast odmiennie kształtuje się sytuacja w sektorze gruntów rolnych. Z najnowszych danych Agencji Nieruchomości Rolnych wynika, iż w III kwartale 2009 r. średnia cena 1 ha wyniosła 16.370 PLN, co stanowi wzrost aż o 33 proc. w stosunku do tego samego okresu w 2008 r.


Czy ziemia się opłaca-budnet -

© zezorro'10 dodajdo.com

wtorek, 12 stycznia 2010

sobota, 9 stycznia 2010

Globalne ocieplenie na stokach

Chiny: BBC News - Beijing disrupted by record snowfall

Szkocja: BBC News Schools closed and travellers hit as snow continues

Rosja: English Russia Snow Frenzy

Hiszpania

Francja

Niemcy

Grecja

USA: BBC In pictures: North America snow

Polska: TVN24 Śnieg paraliżuje kraj.
"Nie wsiadajcie do aut"
© zezorro'10 dodajdo.com

piątek, 8 stycznia 2010

Rozwolnienie dolara 24: indianie atakują



Jeśli to nie jest schizofrenia, to co to jest? Jazda 50 pipsów w dół i zawrót 40 w górę? Indiańska winda to jest kolego. Nawet na Bloombergu pogłupieli i musieli zmieniać komentarze (teraz zmieniają właśnie jeszcze raz). Po co się męczyć. Wystarczy pomyśleć. Po pierwsze, co spowodowało indiańskie odbicie w grudniu, przecież wyraźnie i detalicznie to rozdrabniałem, właśnie na tę okazję. Otóż rajd lolara był wywołany właśnie śmiercią indian, natychmiast posłusznie dołączył się Moody ze swoimi historiami o upadku Grecji, a to już naturalnie posypało lawinę degradacji długu peryferiów europejskich - Hiszpania, Portugalia i teraz UK nawet! Jednym słowem indiańskie odbicie na dzikim zachodzie i upadek Europy. Dolar rulez! Ojro kaput!

Teraz panie bracie okazuje się, że to wszystko ściema była, odbicia ni ma, bezrobocie wcale nie spadło. Czyli dolar nie wzrośnie, czyli spada. Po chwili okazuje się, że ten raport o bezrobociu to on wcale nie jest zły - przeczytaj poprzedni wpis - po prostu jest taki sobie, lekko neutralnie pozytywny. Bezrobocie nie spada, ale też nie wzrasta, za to w eurolandzie dramatycznie rośnie, właśnie stuknęło 10%! Teraz jest ruch powrotny. USA co prawda nie mają mocnego odbicia, ale za to Europa jest w jeszcze gorszym położeniu (ten sam mechanizm co poprzednio). Ameryka ma długi, ale Europa też się sypie (Grecja). Bezrobocie jest wysokie, ale w eurolandzie jeszcze większe! Czyli na koniec dnia wychodzimy na remis, z jednym wnioskiem. Prawdopodobnie rzeczywiście Europa jest spóźniona w cyklu o co najmniej pół roku i wtedy, gdy Stany już odbiją się od denka (jeśli tego nie uczynili), Europa jeszcze będzie leżeć w rozkroku.

Co to znaczy dla naszego lollara? Otóż bardzo wiele cennych rzeczy. Po pierwsze operacja pompierska Benka okazała sie sukcesem tak dalece, że nawet strachy o rychłym upadku Grecji i Hiszpanii razem wziętych nie pociągnęły lollara zbyt wysoko, raptem na .700. Kiepścioszka. Po drugie Benjamin właśnie zapodał, że nie jest winien żadnej bańki, nic nie dmuchał i mogą mu wszyscy nadmuchać. Będą niskie stopy tak długo, jak to potrzebne do ożywienia trupów. Innymi słowy jesteśmy w krainie czarów i boli nas niewiele w tej sprawie, że komuś się to nie zgadza. Tak ma być, bo tak być ma (i będzie). Benio locuta, causa finita (America perdita). Zwolennicy jakiegokolwiek zacieśnienia, jak choćby Hoenig z FED Kansas, który już nawet nie po kryjomu ale w primetimie "krzyczy", że stopy trzeba podnieść do 3,5-4%, inaczej inflacja się pięknie wymknie. Krzycz pan dalej, Benek nie słyszy. Zresztą taki jest plan od początku. Drukujemy. Jeśli liczysz na to, że pociąg z bondami sie zatrzyma, jesteś w błędzie. Prognoza MS zostanie wykonana z nawiązką.

Co zatem z lollarem? Żegnajcie się z rajdem, do chwili pęknięcia w Europie (a ono nastąpi jak amen w pacierzu, Stark i Angela nad tym pracują). Do tego czasu marzenia o short-squeezach są raczej przesadzone. Znowu oczekiwania zezowatego wzięły w łebek (tak to jest, nawet ja nie doceniam Benka), choć przynajmniej mam tego świadomość (i ostrzegam z góry).

Na koniec graficzne podsumowanie, bo nic nie cieszy artysty jak piękny obraz. Wygrzebał z czeluści Stoje i patrze.



Poddam hasło: commercials. W grudniu, jak kazali Moodyemu głosić upadek Grecji właśnie nakupili rekordową liczbę putów na lollarze. Jeśli zechcesz sprawdzić, to tak jakoś zawsze wychodzi, że banki wygrywają, a tyle samo w opcjach fundusze przegrywają. Taki ładny, symetryczny wykres, aż cieszy prostotą. Poprzednie maksimum pochodnych było oczywiście na górce, więc można wróżyć nawrót.

© zezorro'10 dodajdo.com

Indianie nie giną tak łatwo



Na potwierdzenie słabości rynku pracy dzisiejszy raport z USA (rozczarowujący?), który według Bloomberga był najpierw pozytywny (wzrost bezrobocia się zatrzymał), aby po pół godzinie zmienić się na słaby (poprawa rynku pracy była chwilowa). Zmiana tonu komentarzy wynika z ewidentnej sprzeczności pierwszej wersji z foreksem, gdzie dolar pięknie i obrazowo się zwalił (o tym później). Stwierdzenie w ogóle faktu zmian komentarzy tzw. "specjalistów" już daje sporo do myślenia. Co to za specjaliści, których zaskakuje reakcja rynku i próbują to ukryć? Ale do rzeczy, co w tym raporcie jest nie tak i co miało być tak, a dolar nurkuje bo jest rozczarowany?

Po pierwsze trzeba zauważyć, że dane wcale nie są złe. Po prostu jest dalszy spadek zatrudnienia, choć słabnący. To zapowiadał i przewidywał zezowaty, bo to jest oczywiste i widać na wykresach. Euforia, spowodowana sztuczkami w listopadzie była przedwczesna. Stąd taka negatywna reakcja teraz. W listopadzie podobno przybyło miejsc pracy, a w grudniu znowu ubyło. Fiku-miku i indianie się odnaleźli, dane z listopada skorygowano w dół (większe bezrobocie) w grudniu nie zrobili sztuczek i wyszło, że rynek jest rozczarowany. Wszyscy oczekiwali odbicia, wzrostu zatrudnienia, a tu plajta.

Zmanipulowane oczekiwania sprzed świąt stworzyły wrażenie odwracania rynku pracy, trwałego ożywienia. Okazuje się, że nie jest to takie proste, bo bezrobocie - mimo że już niewiele - jednak ciągle wzrasta. Rynek nie traci już dużo miejsc pracy, ale nie tworzy nowych. Do ożywienia rynku pracy daleko. Więcej: prawdopodobnie okres wysokiego bezrobocia będzie trwał kilka ładnych lat, nawet przy ekspansji gospodarki. Jak widać, czarowanie liczbami szybko się kończy, zauważyłem tu już, że indianie z listopada szybko się odnaleźli na awaryjnych zasiłkach EUC (350 tys), a w grudniu dołączyło do nich blisko 200 tys. nowych. Rynek pracy jest słaby i na razie taki pozostanie, nawet po odbiciu, które i tak będzie rachityczne, bowiem jest napędzane wsparciem rządowym, subsydiami dla banków i innymi złodziejskimi mechanizmami dystrybucji pieniądza wśród rekinów, a nie zdrowym rynkowym popytem na towary i usługi. Jak się skończą zapomogi, skończy się księgowy wzrost i tyle.

Teraz obrazek, który to wszystko ładnie podsumuje, żeby już was żaden doktor od statystyk nie zaginał, że indianie są, a jednak ich nie ma. Indianie tak łatwo nie giną.



Po pierwsze przeciętny okres trwania bezrobocia stale się wydłuża i osiągnął maksimum 25 tygodni, czyli pół roku! Tyle przeciętnie człowiek nie może znaleźć zatrudnienia.

Po drugie stale rośnie odsetek długotrwale bezrobotnych (co tłumaczy rozdęcie świadczeń awaryjnych EUC) - odsetek wykluczenia ze świadczeń osiągnął właśnie 52%.

Po trzecie obydwa wskaźniki są w fazie wzrostu i nie wyglądają na rychły nawrót. Powoli powinny zacząć tracić dynamikę w trakcie roku 2010. Możliwe jest też rychłe zatrzymanie i odwrócenie, ale to wymagałoby dynamicznego odbicia otoczenia, a na takie się nie zanosi. Tu dochodzimy do istoty rozczarowania. Otóż nadzieja na odbicie w listopadzie-grudniu była uzasadniona, możliwa, racjonalna. Stąd także jej zanegowanie jest całkowicie racjonalne (tu ukłon do Bloomberga). Indianie zniknęli na chwilkę i wracają.

Po czwarte wreszcie wykres maluje piękny kanał, pokazujący postępujące od połowy ub.w, regularne psucie dynamiki rynku pracy. Widać na nim jak w soczewce, że kolejne recesje były dla pracowników coraz głębsze (dłużej szukają pracy). Po prostu kolejne cykle koniunkturalne najwyraźniej coraz mniej potrzebują pracowników dla zwiększenia wydajności i obrotów. Coraz więcej (i lepiej) robią maszyny, a właściwie Chińczycy i Indusi. Otóż kolejne ożywienia tworzą miejsca pracy za granicą Stanów. To jest widoczne na tym wykresie i znowu nie stanowi zaskoczenia, bo piszą o tym od lat '80 ub.w. Globalny model gospodarczy tak już ma i dla gospodarki opartej na usługach to wcale nie jest dobrze. Usługi w rosnącej mierze także można outsourcować za granicą, tak jak produkcję towarową. Jeśli nie wierzysz, musisz poważnie pokontemplować ten wykres, bo na nim to właśnie jest wyrysowane, postępująca utrata zdolności do generowania miejsc pracy dla tubylców. Cenna nauczka dla krajów o wysokiej stopie życia. Globalizacja wyrównuje poziom życia, ale wcale nie tak, jakby sobie życzyli indianie. Hawk!

© zezorro'10 dodajdo.com

środa, 6 stycznia 2010

PPT nie istnieje



Punkt pierwszy. Climax. Piszą o tym w językach indian na rynkach wschodzących, np. w rzepisze.
Punkt drugi. Widział pan murzyna? Jakiego murzyna, to katolicki dom!
Punkt trzeci. Wszystko samo się robi.

Same przypadki. Ritholtz mówi, że to wszystko kosher, legal, nie ma PPT, krasnoludki.

Tak się złożyło że zawsze wygrałem. Panskie podejrzenia sa calkowicie bezpodstawne. Ta pani przyszla w tym futrze i w nim wychodzi.

Indianie się budzą. Będzie jazda.


© zezorro'10 dodajdo.com

Trzeci król



Pisze gazeta
PO złożyła w Sejmie projekt ustanowienia Święta Trzech Króli dniem wolnym od pracy - poinformował Grzegorz Schetyna. Szef klubu PO dodał, że projekt zakłada także zniesienie obowiązku dawania pracownikom dnia wolnego w zamian za święto przypadające w sobotę.

W ten sposób czas pracy nie uległby skróceniu - uzasadniał w Sejmie Schetyna. Były wicepremier wezwał wszystkie kluby poselskie do poparcia tego projektu.

Inicjatorem pomysłu, by 6 stycznia ponownie ustanowić dniem wolnym od pracy, jest prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki. Pod koniec 2008 r. zebrał niemal 700 tys. podpisów pod obywatelskim projektem przywracającym dzień wolny od pracy w Święto Trzech Króli. Pomysł Kropiwnickiego przepadł jednak w Sejmie głosami PO.

Zezowaty popiera Schetynę i Trzech Króli i ma po temu nie tylko powody wypoczynkowo-religijno-kulturalne. Wiadomo przecież że to święto obchodzone jest w Europie. W Polsce jednak - dodatkowo - kościoły obrządku wschodniego, które nie uregulowały kalendarzy według porządku cesarza (Juliusza chyba?), są już spóźnione o dwa tygodnie i mają w Trzech Króli - wigilię. W Białymstoku na przykład jest święto :)
Otóż zezowaty dostał pod prawosławną choinkę prezent w postaci... trzeciego króla.

Piotrek Wrzosiński odznaczył mnię był zaszczytnym trzecim królem bloga/blaga roku 2009 wnet!.


Jestem zaszczycony nie tylko przez osobę nominującą - wnet zna się na marketingu netowym - ale także przez doborowe towarzystwo, w którym mnie łaskawie umieścił. Tak się śmiesznie składa, że czytam i polecam. Dziwnie to się panie plecie, bo jakbyśmy się umawiali, a to zwyczajna grawitacja informacyjna ;)

Dziękuję za prezent, mam nadzieję że zasłużę. Jak to raz wspomniałem, trudno odróżnić pochwałę od pochlebstwa, choć to pierwsze to aktywo (strona ma), a drugie - zobowiązanie (strona winien). Jaka jest różnica, łatwo sprawdzić u kolegi.
- Masz stówę?
- Mam. Mam mieć.

Oczywiście w komentarzach poniżej zaraz pojawił się wątek narcyza, że "wygrał potyczkę", więc werdykt jest niesprawiedliwy... Coś mi jednak mówi, że nominacja jest właśnie dlatego, że potyczki nie było.

© zezorro'10 dodajdo.com

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Kto puścił bańkę? Bańka Benka jest bezpańska.


Benek twierdzi, że nie zawaha się pompować dalej. Wszystkie ręce na pokład! Brakuje rąk, kończą się zapasy quantitative easing? Nie szkodzi, teraz będą qualitative messing, demolitive by-passing oraz kiss my assing. Wszystko, czego trzeba, aby pojawiły się zdrowe pędy wzrostu, już jesteśmy prawie w raju, już prawie na haju, już gospodarka się kręci, bezrobocie spada (w grudniu do listopadowych 300 tysięcy indian dołączyło kolejnych 200 spadów z EUC - emergency unemployment).

Ben nie porzuci sierot w upadłych Fannie+Freddie, będzie je dokapitalizowywał, aż odżyją, albo do śmierci (gospodarki). Nie powtórzy błędu przedwczesnego zaniechania reanimacji, czyli sztucznego oddychania. Pacjent nie chce wstać o własnych siłach, więc trzeba zwiększyć dawkę adrenaliny i glukozy. Jeszcze powstanie, jeszcze będzie skakał, już jesteśmy tak blisko...

Ci frajerzy, którzy myśleli, że dolców zabraknie, bo Benek przestanie pompować, są w grubym błędzie. Będzie pompował, aż będzie furczało. Nie pytajcie, co na to bondy. Oczywiście polecą rentowności jak ta lala, Morgan Stanley miał rację, cztery procent na 10-latkach to kwestia dni, a nie miesięcy, a dalej cel nam przyświeca radosny - 5,5% i hipoteki po 8%, Fannie i Freddie nie nadążą odbierać dopłat w specjalnym okienku, coraz szybciej drukarnia...

Ciekawym, czy on może w te brednie wierzyć naprawdę? Nie pytaj, wygląda na kumatego. W każdym razie dopalacze będą szły na całego, zatem spokojnie możemy przyjąć, że nadzieje na short-squeeze przy Benku bledną. Do not bet against FED. Benek rzecze -drukarnia i tak będzie. Lolar będzie zatem flaczał w kontrolowany sposób i nikt Benjamina w szmaceniu nie przegoni.

Najśmieszniejsze w przemówieniu (najedź myszą) proroka wiary monetarnej jest to, że uparcie trzyma się ponadto tezy, że to nie on puścił bańkę. To nie zbyt niskie stopy spowodowały bańkę nieruchomości, o nie! Wszystkiemu winny jest brak odpowiednich regulacji systemowych i nadzoru. Oczywiście ze strony FED, a jakże, przecież Benek sam zaproponował nowe regulacje antykryzysowe, zwiększające uprawnienia regulacyjne i kontrolne FED.

Chińskie kazania Benka jakoś nie idą w parze z zeznaniami Grynszpana, który aczkolwiek trochę późno, przyznał iż przyczyną bańki były zbyt niskie stopy oraz wiara, że rynki finansowe raz puszczone samopas same się wyregulują. W swoim wystąpieniu przed kongresem wręcz stwierdził, że jest w szoku (shocked disbelief), iż paradygmat samoregulacji rynków finansowych okazał się nieprawdziwy. Benek idzie w klaunadzie krok dalej, otóż on twierdzi że to nie jego bańka, nie jego problem, to jest wyłącznie niedostateczna regulacja (ze strony FED). Trzeba mu tylko dać więcej władzy, a on to wszystko pięknie wyreguluje, napompuje, postymuluje i będzie klawo. Klawo jak cholera!

A propos chińskich kazań Benek znalazł jeszcze większego winowajcę od braku ścisłego nadzoru FED przez FED. Jest nim oczywiście podstęny Chińczyk z nawisem oszczędności (savings glut), którymi wykoleił cudownie kwitnącą amerykańską gospodarkę, tak pieczołowicie zasilaną w płynność przez Bena. Taki nam tu glut zwisa na mrozie na to dictum, na te nawisy i stymulanse. Z gluta bata nie ukręcisz Benek.

Przynajmniej jasne się stało, kto puścił bańkę. Bańkę puścili komuniści chińscy, a piszą o tym - no popatrz jak punktualnie - panowie Krugman z NY Times oraz Wolf z FT. Gdyby nie człowiek roku, to by jankesów na śmierć Chińczyk zaglutował, albo zabańczył. Jakie szczęście, że na straży czuwa pajac roku, przepraszam człowiek roku, pilnujący żeby stopy się nie podniosły przez nadmierne oszczędności. Kto powiedział że są granice obciachu? W show biznesie - a w tym robi Benek - jest tylko kwestia ceny. Kto napompował bańkę FEDu? Chińczycy. Przy pomocy gluta. Teraz strażak Ben oraz skarbnik Turbo-tax Tymon ich nastraszą i wyregulują im te gluty i wszystko znowu będzie proste i łatwe. Był kiedyś wielki językoznawca, ale on zdaje się nie przewidział, że jego metody zastosuje prezes wrażego imperialistycznego banku przeciwko komunistom w Pekinie. Świat stoi na głowie, czy się kręci, bo już nie wiem. Ten pan to jest klaun, a to koło to karuzela, tak?


© zezorro'10 dodajdo.com

Wielka szachrownica



Zebrałem materiał na książkę objętości ok. 300 stron o ostatnich ciekawych wydarzeniach. Nie wiem, czy warto ją wydawać, ale dziś - dzięki internetowi - jest to w miarę łatwe. Sprawdźmy.

wielka szachrownica okładka -



*********** zamówienie pocztą

© zezorro'10 dodajdo.com

Strefa wolnocłowa

Chiny powili wdrażają w życie swój projekt ucieczki od dolara. Od pierwszego stycznia ponad 90% towarów w strefie wolnocłowej Azji Południowo-Wschodniej jest zwolnionych z cła. Prawie 1/3 ludzkości, tj około 2 miliardów ludzi utworzyło strefę, której wymiana w ubiegłym roku wyniosła nieco ponad 190 mld dolarów, a tempo wymiany potraja się średnio co pięć lat.

W skład strefy wolnocłowej weszły Chiny, Indonezja, Malezja, Singapur, Tajlandia, Brunei i Filipiny. W najbliższym czasie wejście do strefy planuje Kambodża, Laos, Wietnam i Birma oraz planuje wykonać taki krok w ciągu najbliższych pięciu lat Japonia.

Jakoś tak w kościach mi łupie, że za rok nikt w tej wolnocłowej strefie nie będzie rozliczał się w dolarach.
© zezorro'10 dodajdo.com

niedziela, 3 stycznia 2010

Sylwek na długach



Pan Radziwiłł nas zadziwił. Zamiast przypinać muchę i glansować lakierki ogłosił w Sylwestra, że mu dług nie podskoczy do progu! 49,8 procenta i ani grama więcej. No to teraz będzie piękna jazda na jędrasie, musieli w grudniu nieźle dopakować. My tu ze szczurkiem polnym kombinowaliśmy na 4,30, a tu się okazuje, że cel Vincenta zdecydowanie poniżej 4,20 leżał. A i to ledwo-ledwo i już nie tylko zezowaci, ale nawet mainstreamowi doktorzy tego masła nie łykają. Ale najważniejsze: meldujemy wykonanie zadania, panie prezesie.

Radziwiłł: Dług publiczny w relacji do PKB w 2009 nie przekroczył 50 proc.
31.12. Warszawa (PAP) - Dług publiczny w relacji do PKB w 2009 roku nie przekroczył pierwszego progu ostrożnościowego z ustawy o finansach publicznych wynoszącego 50 proc. i ukształtował się na poziomie 49,6-49,8 proc. - poinformował PAP wiceminister finansów Dominik Radziwiłł.

"Nie mamy jeszcze danych odnośnie PKB w całym 2009 roku oraz danych o zadłużeniu sektora finansów publicznych, jednak w tej chwili szacujemy, że dług publiczny ukształtował się na poziomie 49,6-49,8 proc. PKB" - powiedział PAP Radziwiłł.

Strategia zarządzania długiem sektora finansów publicznych zakłada, że dług publiczny w relacji do PKB ma wynieść w 2009 roku 49,8 proc., zaś w latach 2010-2012 ma nie przekroczyć poziomu 55 proc. PKB kształtując się odpowiednio na poziomach: 54,7 proc., 54,5 proc. oraz 54,8 proc.


Rzepka skrobie trochę tę emalię Vicenta.
Wartość długu publicznego na koniec 2009 r. nie przekroczyła 50 proc. PKB – twierdzi resort finansów. Zdaniem ekonomistów to mało prawdopodobne.

Z ankiety przeprowadzonej przez „Rz” wśród ekonomistów wynika, że dług publiczny za 2009 r. wyniósł średnio 50,7 proc. PKB.

Jeśli ich prognozy się sprawdzą, przekroczony zostanie pierwszy próg ostrożnościowy z ustawy o finansach publicznych. Zdaniem analityków w tym roku rząd uniknie jednak przebicia kolejnego progu 55 proc., co oznaczałoby konieczność równoważenia budżetu i wprowadzenia drastycznych oszczędności.

Z kolei rządowi sprzyja ograniczenie emisji długu przez ministerstwo pod koniec roku. Jakby tego było mało, od końca października złoty umocnił się o ponad 10 gr, co – biorąc pod uwagę wycenę zobowiązań zagranicznych – przekłada się na ok. 5 mld zł oszczędności (dług księgowany jest po kursach z ostatniego dnia roku). Ale choć resort finansów ograniczył emisję obligacji, to emitował je także Bank Gospodarstwa Krajowego. Skala zobowiązań z tego tytułu (ok. 8 mld zł plus odsetki) będzie wliczona do długu publicznego.

Na wzrost długu mogą wpłynąć działania samorządów. Zaciągają one zobowiązania w dużej mierze w ostatnich miesiącach roku. Na koniec III kwartału ich dług sięgał niespełna 32,1 mld zł. Jeżeli będzie przyrastał jak w 2008 r., to można oczekiwać, że w ostatnim kwartale wzrośnie o jakieś 5 – 6 mld zł.


Prawdziwe otrzeźwienie będzie w maju, kiedy okaże się, że wydrukowane hurraoptymistyczne dane Vincenta, w które już nawet dzieci nie wierzą, a doktorzy wstydzą się do ich przekonywać (bo to obciach jest, prawdziwy grójecki obciach z lampasami łowickimi i włocławskim szlaczkiem - mówi zezowaty), rozjechały się ostatecznie i niepodważalnie z Ojrostatem. Co to będzie, co to będzie? Hejkum, kejkum, szczurku ratuj! Moja wyobraźnia nie staje...

© zezorro'10 dodajdo.com

sobota, 2 stycznia 2010

The Day the Dollar Died

Dzięki gościnności Zezowatego Zorro pozwalam sobie przedstawić zupełnie niedoskonałe tłumaczenie znalezionego w necie tekstu autorstwa Johna Galta, Tekst przetłumaczono już na kilkanaście języków, podpis autora to odniesienie do chyba najbardziej znanej postaci literackiej XX w. z powieści Ayn Rand Atlas Zbuntowany. Przedstawiam I część bovel’i (tak to się nazywa), pozostałe w j.angielskim na stronie autora www.johngaltfla.com. Jeśli się spodoba to proszę o reakcję i wtedy na bieżąco będę starał się tłumaczyć pozostałe odcinki, jeśli oczywiście ZeZo nie wygoni mnie ze swojej strony za sianie paniki.

Grzeso


DZIEŃ W KTÓRYM UMARŁ DOLAR

Następująca historia napisana kursywą jest potencjalną fikcyjną linią czasu w dniu w który umarł dolar. Moim zamiarem nie jest szerzenie strachu czy paniki, chcę tylko pokazać możliwą perspektywę, którą tak naprawdę dość łatwo można sobie wyobrazić. Wbrew obiegowym opiniom i obietnicom tych, którzy chcą okraść cię z twoich oszczędności i dorobku, upadek dolara może być wydarzeniem mierzonym w godzinach, a nie dniach, bo sprawowana przez nich kontrola jest nie tym, czym się wydaje......

Mike był mniej niż godzinę drogi od domu w Minnesocie, po rozładowaniu ciężarówki w Fargo, wiedział że musi jeszcze zatankować paliwo, żeby spokojnie spędzić niedzielny wieczór. Podjechał do dystrybutora stacji Petro Truck Stop na obrzeżach Fargo, zeskoczył z kabiny na zewnątrz, gdzie było o 20 stopni zimniej, zaskoczony że jest już 22.00. Wsunął jedną ze swoich kart paliwowych do dystrybutora, czekając na polecenie maszyny, kiedy napis “WEZWIJ OBSŁUGĘ” błysnął na ekranie. Wkurzony pomyślał, że to musi być problem z tą kartą. Zresetował dystrybutor i wsunął własną Master Card, ale znowu pokazała się wiadomość: “WEZWIJ OBSŁUGĘ”, “Co się do diabła dzieje?” pomyślał kiedy przechodził obok długiej kolejki kierowców pokrzykujących na pracowników stacji.

Tom zakończył swoją zmianę w dokach w składzie Nastle w Hampton stanie Georgia dokładnie o 23:00. Ponieważ czytał różne przestrogi na forach dyskusyjnych, pomyślał, że kupienie kilku puszek żarcia i papieru toaletowego nie jest złym pomysłem. Mimo niedzieli lokalny Wal Mart był otwarty całą dobę, a Tom miał do nadłożenia tylko 5 minut drogi jadąc do domu. Po wejściu do sklepu szczęka mu opadła. Sklep wyglądał jak w dzień wyprzedaży przed świętem dziękczynienia. Wszystkie kasy były czynne, a przy każdej min. 10 osób o godz. 23:30! “O mój Boże”, dysząc złapał ostatni koszyk i idąc tak szybko jak potrafił zmierzał do wyrobów papierniczych. Rozglądał się nerwowo po półkach i wtedy zauważył oszołomionego pracownika sklepu, “Jak to możliwe do JASNEJ CHOLERY!, żeby w Wal Marcie wyprzedano cały papier toaletowy, synu!” wrzasnął do 18 letniego dzieciaka. “Nie wiem proszę pana co się dzieje, czy świat się kończy?, jestem cały ogłupiały” tłumaczył się pracownik. Tom zreflektował się, że to nie wina dzieciaka, i powiedział “synu, ja również nie wiem co się dzieje, to chyba musi być jakaś burza śnieżna na drodze. “czy spodziewacie się jakieś dostawy w najbliższym czasie?” pracownik odpowiedział bardzo cicho: “Proszę pana przyjadą dwie ciężarówki ok. drugiej w nocy, na pana miejscu poczekałbym tu. Po tej informacji, Tom prześlizgnął się do swojego samochodu na zewnątrz i zadzwonił do żony tuż przed północą, że zostaje czekać w sklepie na dostawę.

17:30 ET ... 21 lutego 2010

To był typowy niedzielny wieczór w domu, pyszny obiad, piękna pogoda na Florydzie no i oczywiście okazja aby porozmawiać online z przyjaciółmi na temat wydarzeń na świecie. Najważniejszą wiadomością był fakt, że w piątek 19 lutego 2010 US Dollar index zamknięto na poziomie 69,07 znacznie poniżej najniższego poziomu w historii, oczywiście rozbijając w pył wszelkie znane analizy techniczne.

Wziąłem szklaneczkę porto, rozsiadając się przed komputerem o godzinie 5 p.m. czasu wschodniego, żeby pooglądać Azjatyckie fajerwerki i popatrzeć na TV Bloomberg i CNBC-Asia. Zauważyłem, że rynki bliskowschodnie zamknęły się wykresem o paskudnym kształcie. Rynek w Izraelu zamknięto w trzy godziny po otwarciu na stracie 22% w czasie sesji. Rynek saudyjski zamknięto po godzinie ze stratą 41%. Inne giełdy regionalne nie zostały otwarte w ogóle, lub zostały zamknięte na podstawie przepisów dot. bezpieczeństwa narodowego. Zaskoczony tym wszystkim włączyłem Bloomberg, gdzie dziennikarka podekscytowana przekazuje, że znalazła informację na blogu “pogłoski”, że dyrektorzy generalni Citigroup i Bank of America są na spotkaniu w siedzibie FED w Nowym Yorku od godz.11:00 a.m.

W tym momencie nadszedł czas haustem wypić porto i zapalić mocną chmurę.

Złoto znowu zamknęło się na rekordzie, podskoczyło o $37 i zakończyło piątkową sesję na poziomie $1289. Pomyślałem, że w związku z tymi wszystkim informacjami o niestabilności na świecie złoto powinno znowu podskoczyć. Przeuszukiwałem jak szalony informacje we wszystkich możliwych kanałach, szukając czegoś na temat irańskiego ataku lub wybuchu wojny w innych częściach świata, ale nic nie znalazłem. O godz. 6 p.m. spojrzałem na zegarek i wtedy CNBC przerwało swój program i zamiast z Australii czy Tokio, podano wiadomości z Nowego Yorku na temat spotkania w NY FED. Bloomberg również przerwał nadawanie swojego azjatyckiego programu, ale nie przekazano żadnych konkretnych wiadomości: “jaki był cel tego spotkania, kto jeszcze w nim uczestniczył?”. (Po otwarciu w Nowej Zelandii, nastąpiła szokująca zwyżka cen złota. Ich rynek wystrzelił o 11%, przecinając poziom ceny ponad 3900, ale to nie o tym historia. Kiedy otworzono rynek futures w Chicago wieczorem, nieważne gdzie byłeś na świecie, czy to był dzień czy noc, wydruki danych z godz 6:04 p.m. czasu wschodniego były zdumiewające:

Złoto UP 212,15 dolarów do 1501,15 dolarów

Srebro UP 39,13 dolarów do 81,06 dolarów

US DOLLAR INDEX DOWN 9,5869 lub nieco ponad 14% do 59,4830

FUTURES USA S&P DOWN 49.13

USA FUTURES DOW DOWN 472

FUTURES NASDAQ DOWN 135

Święci pańscy!, wieczór zaczął się naprawdę absurdalnie, a mój telefon rozdzwonił się, przyjmował smsy i e-maile. Poczucie paniki było widoczne na twarzy Berni Lo, który uczestniczył w dyskusji o tym co się dzieje na rynkach futures, z lekką ulgą ogłosił, że po kolejnej przerwie dołączy do niego Jim Rogers. Kiedy wznowiono obroty o godz 6:09 p.m. czasu wschodniego u dołu ekranu przewijał się jaskrawy czerwony pasek na napisem:

WSZYSTKIE POZYCJE U.S. EQUITY FUTURES ZAMKNIĘTE. HANDEL ZAWIESZONY DO 09:00 a.m CZASU WSCHODNIEGO PONIEDZIAŁEK 22 LUTEGO. SPRZEDAŻ DOLARÓW USA, TYLKO POPRZEZ FED.

O godz. 6:15 euro sprzedawano po $1.92, Kiwi (dolar Nowozelandzki), po $1.26, Aussie (dolar australijski) $1,39 Looni (dolar kanadyjski) wystrzelił do $1,33. Dolar amerykański był w pełni rozwiniętego upadku, i wszędzie na świecie próbowano go wyprzedać, żeby uciec od zbliżającej się rzezi. Rynki kapitałowe w Nowej Zelandii przeżyły zawał. O godz. 6:27 p.m. czasu wschodniego ogłosili, że nie będą akceptować USD w przelewach krajowych, przez następne 72 godz, do czasu kiedy U.S. Federal Reserve Bank nie uruchomi środków stabilizacyjnych. To natychmiast spowodowało ogromny spadek kursu, o 17% w czasie krótszym niż 3 minuty, a niebawem obroty zostały zawieszone o godz 7:00 p.m. czasu wschodniego. Zamiast czekać co będzie dalej wyszedłem do najbliższego bankomatu wypłacić 500$, tak aby zdążyć na pełne wydanie wiadomości.

19:00 ET

Giełdy australijskie próbowano otworzyć zgodnie z przepisami w terminie, ale z uwagi na światowe zachwianie równowagi, otwarcie opóźniono o 27 minut. Zaczęła się prawdziwa gorączka zakupów, Aussie (dolar australijski) piął się w górę jak rakieta, a złoto kontynuowało swój rajd aż o $273,20 w czasie krótszym niż 2 godziny. Zarząd giełdy towarowej w Chicago ma ogłosić oświadczenie o godz. 8:00 ET, a świat w tym czasie bierze grupowy oddech, w oczekiwaniu złego z USA, wszyscy chcą kupować na rynkach zewnętrznych, aby uciec przed katastrofą widoczną na amerykańskim horyzoncie. Krótko po otwarciu rząd Australii, w ślad za Nową Zelandią, zawiesił rozliczenia handlu w USD aż do odwołania. W tym czasie Japończycy byli bardzo cicho, ogłosili o godz 7:00 p.m. ET, że ich rynki będą zamknięte, ale bardzo duży popyt na jeny wywołał przerażenie ich banku centralnego. Jen w piątek 19 lutego na zamknięciu wyceniany był na 79,8213, a w ciągu mniej niż godziny od otwarcia wyceniany jest na 48,7326. Nikt nie chciał dolarów, a jeszcze mniej osób chciało funta brytyjskiego. Funt po raz pierwszy w swojej historii był wart mniej niż 100 jenów, i właśnie wchodził za dolarem amerykańskim w spiralę śmierci.

20:00 ET

W internecie spory szum, na forach cała masa nowych wpisów. Krążą pogłoski o ogłoszeniu stanu wojennego, zamknięciu banków (bank holiday), tajnych wojnach i innych szalonych sprawach. Jednak moje informacje telefoniczne, rozmowy, e-maile podpowiadają mi, że dzieje się coś bardzo złego. Dwóch moich przyjaciół zadzwoniło do mnie, mówiąc o konsekwencjach spadku obligacji 30-letnich, kupionych na aukcji w ostatni czwartek i pytali czy wiem co to oznacza. Citi i BoA dziwnym trafem mają wielką ilość obligacji CDS, w związku z napompowaną stopą 6,05%. Koszty banków szacowane są na 400 miliardów każdy, jeśli zostaliby oni zmuszeni do rozliczenia otwartych kontraktów swap i pochodnych do poniedziałku lub do końca miesiąca.

Swapy oraz instrumenty pochodne, które miały zapobiec upadkowi, może wreszcie zostały uruchomione, ale nikt nie był w stanie tego potwierdzić. Wszystko co działo się wokół siedziby NY FED, wyglądało jak strefa wojny z setkami kamer wokół budynku, a dziennikarze nieustannie spekulowali na każdym z kanałów TV.

21:00 ET

Nie wiem kto w to uwierzy, ale Bloomberg odtworzył fragment wywiadu z Jimem Rogersem w programie “tuż po godzinach szczytu” w którym powiedział “tak właśnie wygląda upadek waluty i jeżeli nie byłeś na to przygotowany zostajesz zmieciony”. To zdanie przebrzmiewało cały czas u Bloomberga i we wiadomościach na całym świecie. Chicago Futures zostały zamknięte na zlecenie CTFC i SEC, była to ważna wiadomość, ale zupełnie bez znaczenia ponieważ nie było możliwości aby COMEX, czy ktokolwiek inny mógł nadążyć za popytem na metale szlachetne, a z ostatniego wydruku wynikało, że złoto przebiło $1579 za uncję, a co gorsza metale przemysłowe osiągnęły nieprzyzwoite ceny, np. $6,79 za funt miedzi!

Rynki w Szanghaju nakazano otworzyć wyłącznie dla klientów krajowych, nie pozwalając na rozliczanie transakcji zagranicznych w dolarach U.S. Takie posunięcie pozwoliło komunistom opanować kontrolę swoich banków bez wpływów z zewnątrz. Niestety plotka, potwierdzona godzinę później przez FNC, informowała, że chińskie wojska zostały rozmieszczone we wszystkich amerykańskich i brytyjskich oddziałach banków w obrębie Chin. Panikę czuło się w internecie i w powietrzu wokół. Główne wydanie wiadomości o pełnej godzinie miało być jeszcze bardziej szokujące.

22:00 ET

CNN przerywa inny program podając pod tytułem “KRYZYS FINANSOWY 2010” wiadomość z ostatniej chwili :” co najmniej dwóch członków zarządu funduszy hedgingowych popełnia samobójstwo w swoich biurach w Nowym Yorku. Ani ta wiadomość nie podtrzymała zaufania, ani też oświadczenie Sekretarza Skarbu Timothy Geithnera o godz. 10:00 p.m. ET, iż “rząd w pełni kontroluje sytuację, a światowa panika jest zupełnie nieuzasadniona”. Kiedy kończył oświadczenie zapewnił, że rynki finansowe będą prawdopodobnie otwarte o czasie w godzinach rannych. Chichot w tle zespołu CNBC z Gasparino i Griffth mówił resztę.

23:00 ET

Jakoś obraz Blankefeina, prezesa Goldman Sachs i James’a Dimon’a, prezesa JP Morgan, wydających wspólne oświadczenie przed budynkiem NY Federal Reserve, który był nadawany we wszystkich kablówkach i finansowych serwisach informacyjnych, spowodował więcej dyskusji i narastającej wokół paniki. Nadchodziły meldunki, że karty kredytowe od co najmniej dwóch godzin nie działają w całym kraju. Redakcje cały czas podawały tę informację, ale nie było żadnej reakcji ze strony VISA, czy Master Card, ani kogokolwiek kompetentnego.

00:00 ET 22 lutego 2010

Teraz już oficjalnie była panika. Lokalne stacje podawały, że sklepy spożywcze zostały wyczyszczone do ostatniej półki, że pieniądze w bankomatach uległy wyczerpaniu i że nigdzie w kraju nie będą uzupełniane. Nawet moja lokalna stacja podała, jak to reporterzy ze stacji chcieli się zalogować na stronę banku i ich przerażenie, kiedy zobaczyli

404 - NOT FOUND

01:00 ET

WWOR i WCBS informują, że na stacjach paliw w Nowym Yorku i północnych obszarach New Jersey zapasy są na wyczerpaniu, mimo że karty kredytowe nie działają. Stacje na kablówce i serwisy ekonomiczne tylko powtarzały przemielone wcześniej informacje. Światowe rynki były zamknięte i wszyscy wstrzymywali oddech, aby zobaczyć co się stanie następnego ranka.

02:00 ET

Właśnie walczyłem z sobą żeby nie zasnąć, kiedy prezes NY Federal Reserve Denis Huges podszedł do mikrofonów razem z Dimonem, Blankfeinem i zszokowanym Benem Bernanke. Hughes natychmiast przekazał głos Bernanke, który powiedział że Prezydent powinien wygłosić mowę do narodu o godz. 7 a.m. Bernanke powiedział również, że czuje, że to tylko przejściowy okres, i że wszyscy powinni wierzyć w Stany zjednoczone z mocną walutą i stabilnym systemem bankowym. Po tym oświadczeniu stacja Bloomberg przełączyła się na rozmowę z analitykiem finansowym z Singapuru, który stwierdził, że w tej chwili USA jest wielką dymiącą czarną dziurą w ziemi i jedyną mądrym krokiem byłoby, aby wszystkie bezwartościowe dolary wrzucić do niej, tak aby wróciły do ludu, który będzie mógł się nimi ogrzać, paląc w piecach tej zimy.

03:00 ET

Ktoś na forum zamieścił informacje z WTOP, że widziano żandarmerię ustawiającą punkty kontrolne i barierki w całym Waszyngtonie, w ciągu godziny nie nadeszło żadne nagranie wideo ani inne potwierdzenie w tej sprawie. Zrobiłem sobie podwójną kawę, zamiast ustawić zegarek na 05:00 i spróbować chwilę się zdrzemnąć, ale nie miałem zamiaru przegapić dnia, który na pewno przejdzie do historii Ameryki.

05:09 ET

O żesz w morde!. Wyłączyłem budzik i uświadomiłem sobie, że zasnąłem przed komputerem i telewizorem, a na ekranie CNBC cały czas przypływała informacja tłustym drukiem na jaskrawej czerwieni “ODLICZANIE DO ORĘDZIA” i licznik odmierzał czas pozostający do 07:00 a.m.ET. Na wpół obudzony przerzucałem kanały i zauważyłem w CNN, był przekaz wideo z helikoptera WSB w Atlancie, pokazujący jak Policja Stanowa Georgii zamyka wszystkie ulice wewnątrz trzech kwartałów wokół Federal Reserve Bank w Atlancie oraz wokół Federal Home Loan Bank. Wybudziłem się całkiem, kiedy wróciłem do komputera, zobaczyłem ponad 200 nieprzeczytanych wiadomości. Wszystko o występujących brakach, problemach z łącznością internetową, nie działających kartach kredytowych i najgorsza ze wszystkich, że stacje benzynowe mają na wyczerpaniu paliwo. Były i inne szokujące informacje, o tym że zawieszono loty międzynarodowe w wielu miastach USA, jako że przewoźnicy mieli zgłosić wszystkie samoloty do godz. 2:30 a.m. ET w gotowości bojowej C.O.D. (Call of Duty) Zawieszono ogromną liczbę lotów, zarówno wewnątrz USA, jak i na świecie. Nawet dla nas, którzy przestrzegali przed tymi wydarzeniami, efekty kaskady były zaskakujące.

05:30 ET

Kilka rynków europejskich próbowano otworzyć w koordynacji z rynkami z bliskiego wschodu, ale spadki były tak poważne, że po 10 minutach organy zarządzające podjęły decyzję zamknięcia w ciągu pół godziny:

Rosja - 35%

Arabia Saudyjska - 43%

Izrael - 22%

Szwajcaria - 17%

Niemcy DAX - 41%

CAC40 - 29%

FTSE100 - 32%

Euro podskoczyło o kolejne 10% w stosunku do USD i franka szwajcarskiego i jest obecnie warte 1,40 USD. Podczas dyskusji nad przyspieszającym tempem kłopotów dolara amerykańskiego, w Europie zamykano banki w kolejnych krajach, aby zapobiec ich upadkowi. Niestety dla Brytyjczyków, funt szterling był teraz tak słaby, że wart był 1/3 euro a i to na wybranych parkietach. W oczekiwaniu na pełną godzinę pokazywano na kanale ogólnokrajowym migawki z zamieszek przed bankami we Frankfurcie i Glasgow. O godz. 5:55 a.m. ekran telewizora zaciemnił się i pokazała się informacja BREAKING NEWS o następującej treści:

OBAMA i BERNANKE PRZEMÓWIĄ DO NARODU O GODZ. 6 A.M. EST

06:00 ET

Przemówienie poruszało sprawy kluczowe, było uroczyste i na temat. Obama ogłosił tygodniowy bank holiday. Wszelkie transakcje kartami kredytowymi i wszelkie transakcje jakiegokolwiek rodzaju zostały zawieszone na okres 7 dni. Wszystkie rynki finansowe miały zostać zamknięte do odwołania. Raty hipoteczne i płatności rachunków zostały zamrożone na okres 30 dni i nie podlegały w tym czasie oprocentowaniu i egzekucji i objęło to prawo federalne. Wszystkie szkoły, publiczne jak i prywatne zostały zamknięte na 72 godziny. W stanie Waszyngton D.C. ogłoszono stan wojenny i nakazano się wszystkim obywatelom przestrzegać godziny policyjnej od godz. 8:00 p.m. do 8:00 a.m. następnego dnia. Jakby nieobecny Ben Bernanke podszedł do mikrofonu, aby zakomunikować, że razem z Prezydentem Obamą, Sekretarzem Skarbu Geithnerem i wszystkimi prezesami Rezerwy Federalnej, wybierają się do Genewy na nadzwyczajne posiedzenie grupy G-20, MFW, Banku Światowego i ONZ w sprawie stabilności finansowej. Bernanke poinformował również, że Citigroup N.A. i Bank of America zostają znacjonalizowane i pozostają od tej chwili pod kontrolą Sekretarza Skarbu Stanów Zjednoczonych pod auspicjami FDIC, oraz że Sheila Bair powinna to zakomunikować o godz 8:00 a.m. Kończąc przemówienie Przewodniczący Rezerwy Federalnej w widoczny sposób wyczerpany stwierdził, że jedynym celem spotkania przywódców świata finansów jest zapewnienie obywatelom stabilnej waluty. Zauważyłem, że nie powiedział jaką walutę ma na myśli.

08:00 ET

Od tej pory CNBC, Fox Buisness i Bloomberg były zawalone po uszy ogromną ilością ilością informacji, które próbowały nadać przez kablówki. “Ameryka na krawędzi”, było pouczanie i rozpaczanie, mówiono o tym, że byki dostały śmierelny cios od perma-bear i za każdym razem próba odpowiedzi “jak przetrwać najgorsze” itp, itd.

Ogłoszenie o upaństwowieniu dwóch największych banków na świecie było standardowe i krótkie, nie podając przyczyny Pani Bair spowodowała chwilowy paraliż we wszystkich redakcjach swoim oświadczeniem, że “ dalsze konsolidacje zostaną ogłoszone w przeciągu 72 godzin”. Media były zaszokowane, kiedy Kanada ogłosiła, że starają się otworzyć swoje rynki finansowe na dwie godziny, a ich banki będą otwarte dla krajowych klientów prywatnych i przedsiębiorstw od godz. 10 rano do południa. Każdy kto to oglądał TV, spoglądał wokół, zadając proste pytanie “JAK?”

09:00 ET

Zapomniałem zadzwonić do pracy i powiedzieć, że jestem chory, kiedy sobie to uświadomiłem zadzwonił właściciel firmy i zapytał “dobra i co teraz?”, obaj zaśmialiśmy się, tak dla podtrzymania humoru. Rozumiał dlaczego byłem w domu i powiedział, że poinformował pracowników, że zamyka w południe i otworzy, kiedy uda nam się zebrać prawdziwe pieniądze ze sprzedaży lub wynajęcia czegoś. Powiedziałem mu, że wolałbym zadzwonić do niego później do domu, lub spotkać się na polu golfowym z butelką rankiem, oczywiście przy sprzyjającej pogodzie.

Przekaz wideo kiedy prezesi Rezerwy Federalnej, Geithner i Obama wsiadali na pokład Air Force One, odlatującego do Genewy, zrobił na mnie naprawdę przygnębjające wrażenie.

10:00 ET

Rynki kanadyjskie po otwarciu spadły w ciągu dziesięciu minut o 10%, a do godz. 10:30 o 31%. Przerażające było to, że dolar kanadyjski był w fazie wzrostu, mimo że obrót towarowy zawieszono. Wszyscy zastanawiali się, ile będzie kosztować złoto, jeśli rynki dostaną pozwolenie na handel.

Dzień przynosił jedną szokującą wiadomość za drugą, tak że powoli się zaczęły rozmywać. Prezydent i jego świta przybyli do Szwajcarii, gdzie spotkali się z innymi światowymi przywódcami. Niewiele z tego co tam się działo zostało ujawnione. Reportaże z banków obrzucanych przez chuliganów koktailami Mołotowa, w różnych zakątkach USA, weszły do serwisów międzynarodowych i sprawiły, że poczuliśmy się nieswojo. O godzinie 8 p.m. ET przerwano normalne transmisje i nadawano wiadomości alarmowe FEMA, które trwały 10 minut i były powtarzane co godzinę, podając niewiele lub nie podając wcale dodatkowych informacji. To potęgowało rosnącą się panikę.

Dziś przyglądałem się jak umiera nasz dolar w ciągu kilku godzin, chociaż wiedziałem, że został zabity miesiące, jeśli nie lata temu. Zastanawiam się jak bardzo złe informacje nadejdą z Genewy, czy nasi bankierzy i politycy sprzedadzą nasze dusze, żeby zachować swoje miejsca na tylnych siedzeniach.

Zastanawiam się, czy uda mi się jeszcze kiedykolwiek zasnąć.


Licencja i Copyright na zasadach podanych niżej

Creative Commons License

The Day the Dollar Died by John Galt is licensed under a Creative Commons Attribution-Noncommercial-No Derivative Works 3.0 United States License.

Based on a work at johngaltfla.com.
Permissions beyond the scope of this license may be available at
www.johngaltfla.com.

Tłumaczenie: Francisco Domingo Carlos Andres Sebastián d'Anconia

Korekta: ZZ

© zezorro'10 dodajdo.com

muut