Go To Project Gutenberg

środa, 30 września 2009

Wanted and desired



Emmanuelle Seigner, pamiętna choćby z filmu Frantic, odwiedziła swego męża w areszcie deportacyjnym w Zurichu. Perypetii policyjnych Harrisona Forda doświadcza Polański teraz osobiście od szwajcarskich federalnych psów gończych, nasłanych przez Berno na oficjalną prośbę ministerstwa sprawiedliwości z Waszyngtonu. Polańskiego zdjęto na lotnisku w Zurichu w przeddzień gali na jego cześć, gdzie miał odebrać nagrodę za całokształt twórczości.

Frantic sur CineMovies.fr
CineMovies.fr

Polański ma na swym koncie list gończy za gwałt na nieletniej z roku 1977, na imprezie w willi Jacka Nicholsona.

Vol au-dessus d'un nid de coucou sur CineMovies.fr
CineMovies.fr

Jednego Polańskiemu nie można zaprzeczyć: kolorowego życiorysu i absolutnie barwnej twórczości. Nie można mu także zaprzeczyć nieodpartego upodobania do pięknych i fascynujących kobiet (które zazwyczaj przewyższały go wzrostem - to uwaga oczywiście zezowatego!) Jest w jego życiu ciekawy rys, który spina całą historię, godną dwóch Franticów i trzech Lotów nad kukułczym gniazdem.

Kilka lat wcześniej, w rok po premierze kultowego filmu Polańskiego Dziecko Rosemary, będącego zenitem jego twórczości

Rosemary's Baby sur CineMovies.fr
CineMovies.fr

w okrutnej satanistycznej jatce ginie w domu w Bel Air z rąk Charlesa Mansona jego żona, będąca w ósmym miesiącu ciąży, Sharon Tate, wraz z trójką przyjaciół.



Wanted Roman Polański siedzi teraz w szwajcarskim kiciu, ponieważ - jak niedwuznacznie sugeruje niemiecki Ter Tagespiegel - Berno uległo politycznemu naciskowi Waszyngtonu, który może wywierać skuteczny wpływ na Szwajcarów od czasu ich uległości w sprawie UBS i tajemnicy bankowej.

O zbieżności, czy przypadkowości terminu aresztowania nie może być mowy. Polański został aresztowany niemal na schodach prowadzących na bankiet, aby go upokorzyć. Warto pamiętać, że obecnie stale mieszka w Szwajcarii, gdzie ma w Gstaad dom i odnaleźć go tam i ująć można go było praktycznie w dowolnej chwili.
© zezorro'10 dodajdo.com

wtorek, 29 września 2009

Projekt budżetu. Foreks negatywnie.

Projekt budżetu ministra Wzrostowskiego został negatywnie oceniony przez forex. Właśnie następuje wyłamanie z dotychczasowego uspokajającego kolebania między 2,08 a 2,18. Siłę ruchu potwierdza masowy wykup waluty, który jednak nie daje nadziei na szybkie odbicie. Euro jeszcze nie jest wykupione do złotówki. Polecam prorokom nieustającego wzmacniania naszej waluty oraz ich wyznawcom. Przeczytaj przy okazji też ostatnią analizę z tej przegródki, ot tak, dla śmiechu.
© zezorro'10 dodajdo.com

Jeśli nie wiadomo o co chodzi...

11.09.09 obchodziliśmy ósmą rocznicę zamachów terrorystycznych, które swym rozmachem rzuciły Amerykę na kolana, bezradną, zagrożoną. Informacyjny wir globalnie w mediach rozbijał się z prędkością paru machów, na skalę której jeszcze nie było. Jeśli dla historyków XX wiek rozpoczyna zamach w Sarajewie na ks. Ferdynanda to 11 września rozpoczął wiek XXI.

Dlaczego o tym piszę skoro wszystko na ten temat zostało już powiedziane?

W rocznicę 9/11 przeczytałem parę artykułów na topowych polskich portalach : Interii, WP, Onecie . Moją uwagę przykuły dwa fakty:
1) nigdy wcześniej na taką skalę w rocznicę 9/11 nie pisano o spiskowych teoriach w artykułach tychże portali
2) byłem zaskoczony ilością komentarzy do ww. artykułów, które wzywały bądź do nowego śledztwa, bądź do zaprzestania okłamywania społeczeństwa – generalnie ilością postów opowiadających się za spiskiem.
Postanowiłem przyjrzeć się lepiej tym wydarzeniom, których reperkusje trwają do dziś – stąd też temat jak najbardziej aktualny :)
Zasadniczo o wyznawcach teorii spiskowej mówi się jak o ciemniakach, oszołomach itp.

Mi nie zależało na wybielaniu nikogo. W ramach procesu poznania chciałem odwrócić tę formę retoryki i zapytać: Kiedy teoria spiskowa przestaje być teorią? Wtedy kiedy pojawiają się fakty, które są sprawdzalne.
Przejdźmy więc do nich :)

Obecnie dominuje wersja: Zamach zorganizował lider Al-Kaid’y Osama Bin-Laden. Został on przeprowadzony przez 19 terrorystów, którzy 11.09.01 opanowali 4 Boeing’i. Dwa z nich Lot 11 i 175 uderzyły w budynki Word Trade Center a Lot 77 w Pentagon, ostatni samolot Lotu 93 rozbił się w wyniku walki pasażerów z porywaczami w Shanksvill w Pensylwanii. W wyniku zniszczeń i pożaru po 56 min zawala się południowa WTC2, nieco później po 102 minutach od trafienia upada północna WTC1

Można rozumując według oficjalnego trendu postawić tu kropkę, możesz czytelniku ją tam umieścić albo czytać dalej…

19’tu rozbójników i Osama Bin-Laden – najbardziej poszukiwany terrorysta świata od 14 września 2001 r. choć mówiło się o nim już 11 września; 1, 2.
Podziw bierze jakie CIA było od tego dnia sprawne :)
Ciekawa jest również historia jego działalności w latach ’80 kiedy sponsorował i organizował wówczas jeszcze bojowników – Mudżahedinów w Afganistanie. Z wielu źródeł możemy przypuszczać iż zaczął on współpracować z CIA: 1, 2, 3, 4, 5.

19’tu rozbójników - porywacze jak logika wskazuje powinni zginąć podczas zniszczenia samolotu. Jednak okazuje się, że kilku z nich mogło przeżyć :)
Abdulaziz al-Omari; 1, 2, 3, 4

Waleed Alshehri; 1,
Mohand Alshehri; 1,
Salem Alhazmi; 1
O tym, że nie odnaleziono czarnych skrzynek Lotów 11 i 175 w gruzach WTC nie będę wspominał. Pominę również fakt odnalezienia paszportu Satam’a al Suqami w tychże gruzach.

Zastanawiającym jest jak udało się owym 19’tu [idę na rękę oficjalnej wersji] terrorystą przejąć 4 samoloty. Według doniesień CNN oraz materiałów zebranych przez 9/11 Commission pasażerowie jak i załoga, która była przeszkolona na wypadek porwania została zaskoczona i sterroryzowana box cutter’ami oraz nożami, czego jednak nie udowodniono. Porwania samolotów zdarzały się w przeszłości, ponad 30 lat wcześniej porwano 5 jednostek.
Zdecydowanie możliwym do wyjaśnienia jest dysfunkcja NORAD (Dowództwo Obrony Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej i Kosmicznej). Instytucja ta jest powołana do monitorowania i przechwytywania samolotów również cywilnych na mocy porozumienia z FAA nad Ameryką Północną. Panuje powszechne przekonanie, że nie można było wytropić porwanych samolotów po tym jak wyłączono transpondery. Jednak NORAD mógł dzięki doskonałej technologii śledzić porwane maszyny. Opieszałość w podejmowaniu działań w dniu 9/11 nie zdarzyła się nigdy wcześniej ani później.
Na stronach: NORAD'u, aviationnow oraz fragmentu 9/11 Report mamy dokładny opis działań podjętych tego dnia, wynika z niego:
Bardzo opieszała reakcja na doniesienia FAA na temat zniknięcia Lotu 11 z radarów (8:21), której dowodem jest wysłanie myśliwca przechwytującego o 8:52 czyli 8 min po ataku na WTC1 (8:46) i aż 11 minut po otrzymaniu informacji o wyłączeniu transpondera przez Lot 175 (8:43).

O 8:56 FAA zanotuje zmianę kursu Lotu 77, może to wskazywać na atak terrorystyczny.

O 9:03 dochodzi do zderzenia Lotu 175 z WTC2 - NORAD ma 100% pewność o ataku terrorystycznym przy wykorzystaniu samolotów.
Jego reakcją jest poderwanie myśliwców F16 z Hampton w Wirginii o 9:24 na wcześniejszą informację o zmianie kursu Lotu 77 na Waszyngton i zamachu na WTC2.

O 9:28 transpondera wyłącza Lot 93, w jego kierunku zostaje wysłany będący już w powietrzu F16, który nie zdążył uprzedzić ataku na Pentagon o 9:37.

Lot 93 rozbija się w Shanksville w Pensylwanii o 10:03.
Dopiero o 9:40 FAA wydaje rozkaz natychmiastowego lądowania wszystkim samolotom znajdującym się w strefie powietrznej USA!!!
Co więcej myśliwcom przechwytującym w cale się nie śpieszyło:

F15 wyruszył z Otis odległego o 153 mile od New York. NORAD podał że F15 był (o 9:03 atak na WTC2) 71 mil od celu. A wiec możemy wyliczyć jego średnią prędkość ponieważ wiemy, że w powietrzu był o 8:52:
(153 mil - 71 mil)/(9:03 - 8:52) = 447 mp/h
podczas gdy jego maksymalna prędkość mogła wynosić 900 mp/h, z full ammo
podobnie z F16 startującymi z Hampton w celu przejęcia Lotu 77:
105 mil/(9:49 - 9:30) = 340 mp/h
podczas gdy jego maksymalna prędkość mogła wynosić 915 mp/h z full ammo

Coś tu nie gra? Przecież gdyby Ruskie chcieli zrobić Amerykańcom kuku to by roznieśli ich w pył przy takiej skuteczności przechwytywania!!
Powodem tak opóźnionej reakcji NORAD'u mogły być ćwiczenia woskowe tego dnia:
Vigilant Guardian - manewry symulujące ataki powietrzne na USA; 1, 2, 3
Northern Vigilance - symulacja wkroczenia Rosyjskich samolotów do przestrzeni powietrznej Kanady i USA; 1

Przyjrzyjmy się teraz samym celom ataków.

SHANKSVILLE - to miejscowość w Pensylwanii gdzie doszło do rozbicia się Lotu 93 najprawdopodobniej w wyniku walki pasażerów z terrorystami; 1 .
Co do tego zdarzenia zastanawiające są dwie sprawy:
1. Dlaczego tylko na pokładzie tego samolotu doszło do 'buntu' porwanych?

Stosunek pasażerów do terrorystów był znaczny 34 + 7 członków załogi vs 4 terrorystów w tym dość sporo mężczyzn. A jednak zdecydowanie mniej niż w samolocie AA'11 gdzie ten stosunek wyglądał następująco 76 + 11 vs 5. Warto to chociażby porównać ze wspomnianym już porwaniem Lotu 219, gdzie terroryści byli uzbrojeni w broń palną. Oczywiście to tylko gdybanie.
2. Spostrzeżenie, które sami możecie zweryfikować:





Dość "not typical for plane crash" i nie zgadza się to z relacjami świadków, które zresztą są dość sprzeczne; 1 2 3 4 jednym słowem bajzel.

Przyjrzyjmy się zatem zdjęciom z katastrofy:

1 2 3 4 5 6 i porównajmy je ze zdjęciami innych katastrof: 1 2 3 4 5 6.
Wątpliwości budzi wielkość szczątek, w tym silnika który pozostawił po sobie Boeing 757.

PENTAGON - serce Departamentu Obrony USA, prawdopodobnie najlepiej strzeżony budynek w Ameryce, został trafiony przez Boeinga 757 Lotu 77 pilotowanego przez Hani'ego Hanjour o 9:37. Co wiemy o okolicznościach tego zamachu?

Nawaf Alhazmi i Khalid Almihdhar porywacze AA'77 byli niezdolni do pilotowania samolotu, byli jak "Dumb and Dumber" pomimo, że próbowali się uczyć latać.
Istnieją kontrowersje dotyczące możliwości przejęcia i kontrolowania samolotu a następnie trafienia w Pentagon przez Hani'ego. Według opinii jaką nabył zdobywając licencje pilota możemy mieć wątpliwości co do jego wyczynu. Szkolił się w szkole JetTech, gdzie wylatał 21 godzin na symulatorze Boeinga. Ponownie szkoli się w Air Fleet Training Systems jednak odmawia się mu samodzielnych lotów. Hajour w sierpniu 2001 próbował jeszcze wypożyczyć Cessn'e 172 w Freeway Airport jednak nie uzyskał zgody od kierownika Marcel'a Bernard, który podsumował "His flying skills were so poor overall that [instructors] declined to rent a plane to him without future training". A jednak Hani ogarnął się w stresie i przez 41 min pilotował Boeinga 757 kończąc lot ostrym skrętem przy 237 m/s trafił w remontowaną część Pentagonu. Nie na darmo nazwano go "the operation’s most experienced pilot".


Przejdźmy do analizy zdjęć miejsca uderzenia Boeing'a.
Na tym zdjęciu widzimy Pentagon po ataku z lotu ptaka od frontu, na uwagę zasługuje rozległy pożar dachu. Na tym możemy zobaczyć nie naruszone szpule z kabli oraz nie naruszony trawnik. Na kolejnych dwóch możemy przyglądnąć się 'zniszczeniom' od statecznika i naruszonym przez skrzydła oknom. Zdjęcia te nie pokazują w 100% zniszczeń przed zawaleniem się stropu, jednak istnieją fotografie, które pokazują znacznie więcej.

Oto jedno z nich:


Dziura, którą widzicie została zrobiona przez domniemanego Boeinga 757, który miał rzekomo przebić 3 pierścienie Pentagonu. Przyjrzyjmy się jej z bliska oraz z bardzo bliska. Więcej fotek. Problem polega na tym, że nie wyjaśniono co ją spowodowało. Nie mógł to być nos samolotu gdyż zrobiony jest z bardzo wrażliwych materiałów. Przyjrzyjmy się pozostałością po 60'cio tonowym samolocie. I tu natrafiamy na kolejną białą plamę. Ze szczątek, które pozostały żadna nie daje pewności, że mamy do czynienia z samolotem takiej masy. Fragment domniemanego układu napędowego Boeinga, nie przypomina on 12 tonowych silników odrzutowych Pratt & Whitney.

Nie zdarza się aby uległy stopieniu, czy też kompletnemu zniszczeniu: 1 2 3

Jeszcze jedno zdjęcie szczątek domniemanego Boeing'a, ewidentnie nie dostają chłopaki za godzinę, umowa o dzieło jak nic :-)


WORLD TRADE CENTER - kompleks 7 budynków tworzących Światowe Centrum Handlu. Wszyscy widzieliśmy sam atak, wbicie się samolotów w budynki. Jednak nie wielu z Nas przyjrzało się materiałom wideo z tego dnia, nie pokazywano w TV wszystkich tylko te najlepsze.

Jeszcze mniej osób wie, że tego dnia zawaliły się nie dwa a trzy budynki.

Przejdźmy więc do analizy zamachów na Manhattanie.

WTC1 i WTC2 słynne bliźniacze wieże, zostały trafione kolejno o 8:46 i 9:03. Wszyscy to widzieliśmy, nie dało się tego nie zobaczyć w światowych mediach. Pominę więc analizę umiejętności pilotażu przez terrorystów - zakładamy, że je posiadali.
Faktem budzącym największe kontrowersje jest samo zawalenie się wież. Według konstruktorów budynki te były zaprojektowane aby mogły wytrzymać uderzenie Boeing'ów a powodem zawalenia był pożar, który doprowadził do stopienia się stali. Jednak oficjalne raporty NIST nie potwierdzają tego, nie ma w nich mowy o stopionej stali. Podobnie raport FEMA, według którego przyczyną zawalenia się wież było osłabienie mocowań stropów do szkieletu/kolumn wież tzw. pancake theory. NIST jednak znalazł swoje wytłumaczenie zawalenia się budynków tzw. inward bowing theory, która tłumaczy, że wyginające się w dół podłogi pociągnęły do środka zewnętrzne kolumny [okalające budynek], te z kolei wygięły się do środka i nie stanowiły już oparcia dla góry. Problem, w tym że tłumaczy się owo wygięcie pożarem paliwa lotniczego. I tu dochodzimy do kolejnych dwóch sprzeczności:
Jet fuel - nie osiąga temperatur, które pozwoliłby na stopienie stali.
Stal wykorzystana do budowy WTC miała atesty takie jak ASTM E119, które gwarantowały jej wytrzymałość na temperatury 1093 stopni Celsjusza przez kilka godzin.
To poważny problem gdyż konwencjonalny pożar nawet spotęgowany kerosenem nie mógł osłabić konstrukcji tym bardziej stopić stali.
"...molten steel" - najpierw twierdzono, że była potem całkowicie to zdementowano.
Problem, w tym że doniesienia o stopionej stali były i możemy to zweryfikować bardzo dobrze:
William Langewiesche jedyny pismak, który miał pozwolenie na wstęp do Ground Zero napisał w swojej książce "in the early days, the stream of molten metal that leaked from the hot cores and flowed down broken walls inside the foundation hole".

Leslie Robertson inż. konstruktor WTC, napisał "21 days after the attack, the
fires were still burning and molten steel was still running".
Alison Geyh zajmująca się badaniem szczątków WTC napisała "In some pockets now being uncovered, they are finding molten steel."
Według członków New York Air National Guard’s strażacy odnajdywali stopioną stal "One fireman told us that there was still molten steel at the heart of the towers’ remains. Firemen sprayed water to cool the debris down but the heat remained intense enough at the surface to melt their boots."
Istnieją nawet wywiady z ekipami strażaków:



Dodatkowym dowodem na istnienia ogromnych ośrodków emisji ciepła w gruzach WTC są zdjęcia termowizyjnym aparatem wykonane 16 i 23 września. Zobacz koniecznie!
Co mogło doprowadzić do zawalenia, stopienia stali jeśli nie mógł to być konwencjonalny pożar tak jak Windsor Tower w Madrycie ?
Mark Loizeaux szef Controlled Demolition Inc. uważa, że nie byłoby możliwością dokonać kontrolowanego wyburzenia ani WTC 1 i 2 ani WTC7 bez uwagi osób trzecich a wybuchy - nikt się na nich nie zna.
Jednak niepokojące są informacje, o których relacjonują naoczni świadkowie:


Oglądnijmy więc uważnie nagrania z zwalenia się wież WTC 1 i 2:


Zasadniczym argumentem przeciwko powyższej kompilacji jest argument iż owe wybuchy, które widzieliśmy mogły być spowodowane przez ciśnienie powietrza spowodowane zapadaniem się pięter [około 10 pięter/s]. Można trzymać się kurczowo tego argumentu lecz jak widzimy na ww. materiale owe wybuchy występują często znacznie poniżej fali załamania oraz wyrzucają znaczną ilość materii [na odległość 15 m].

World Trade Center 7 - katastrofa ta była najbardziej tajemniczą wśród budynków WTC.
Doszło do niej o godz. 17:20, siedem godzin po zawaleniu się bliźniaczych wież. Niestety jak i w przypadku WTC 1 i 2 raport FEMA dotyczący zwalenia się tego budynku stawia więcej pytań niż odpowiedzi. Główną przyczyną miał być pożar pomiędzy 5 a 7 piętrem, który doprowadził do osłabienia konstrukcji i zawaleni się budynku. W ten sam deseń uderza NIST, opierając się na Raporcie Federal Building and Fire Safety.
Wiemy, że i w gruzach WTC 7 odnaleziono stopioną stal [zdjęcia termowizyjne].
Zobaczmy zatem jak wyglądało zawalenie się WTC 7:


Szybko prawda :) Czy to wam czegoś nie przypomina?

Ciekawy jest również fakt podania przez mas media o zawaleniu się WTC 7 podczas gdy budynek jeszcze stał; 1 2. Kaczka dziennikarska? :)
Zastanawiająca jest nie tylko symetryczność zawalenia, bez częściowych odpadów ale i sama prędkość. Zajmijmy się nią.
W
finalnym raporcie na temat WTC 7 NIST opublikował po wielokrotnych zarzutach: "A more detailed analysis of the descent of the north face found three stages...(2) a freefall descent over approximately eight stories at gravitational acceleration for a approximately 2.25 s..."
Co to oznacza?
Nie mniej i nie więcej niż fakt tego, że przez 2,25 s WTC7 zawalał się z prędkością swobodnego spadku. Czyli przez 2,25 s zapadania się WTC7 siły statyczne jej konstrukcji nie działały - prościej ujmując budynek nie stawiał oporu [najdrobniejszego] zwalającym się piętrom. Jest to nie możliwe bez udziału sił trzecich.

Zadziwiającym jest również fakt, że WTC 7 zawalił się doszczętnie choć był znacznie mniej narażony na szkody niż pozostałe budynki kompleksu WTC.

Gwoździem do trumny oficjalnych wyjaśnień zawalenia się wież jest publikacja pracy naukowej dr Niels'a Harrit'a, który przewodził badaniom pyłu z Manhattanu. W czterech niezależnych próbkach odkryto nano-termit . Oto link do ww. dokumentu w formie pdf i online. Termit dzięki swej właściwości egzotermicznej - wywołuje mocną reakcję cieplną o temperaturach dochodzących do 3000 stopni C. Jest używany zarówno jako materiał wspomagający spawanie ale również w pirotechnice jako materiał wybuchowy w tym do kontrolowanych wyburzeń.

Kilka ciekawostek na zakończenie:
- 11 września 2001 r. pierwszy raz w historii doszło do całkowitego zawalenia żelbetonowego wieżowca w wyniku pożaru, co najdziwniejsze miało to miejsce trzy razy tego dnia
- Komisje powołane w celu wyjaśnienia okoliczności zdarzeń dysponowały budżetem:

  • Katastrofa promu Collumbia 50 mln USD
  • The Zippergate - Bill Clinton 40 mln USD
  • Katastrofa Challengera 75 mln USD
  • The 9/11 Commission 12 mln USD

- Komisje powołane w celu wyjaśnienia okoliczności zdarzeń, rozpoczęły pracę po:

  • Pearl Harbor 6 dni
  • J.F.Kennedy 7 dni
  • Challenger 7 dni
  • The 9/11 Commission 441 dni

- Od 1997 znana jest technologia Global Hawk - umożliwia ona zdalne sterowanie samolotem. Obecnie dostęp do tej technologi ma Armia USA (RQ4 Global Hawk).
- W żadnym z porwanych samolotów nie uruchomiono sygnału 7500 transponder, który informuje kontrolę lotów, że jest zagrożenie porwania.

- Izraelska firma Odigo zajmująca się tworzeniem komunikatorów internetowych została na dwie godziny przed atakiem na WTC poinformowana z anonimowych źródeł o zagrożeniu.

- Rok przed atakiem 9/11 odbywały się ćwiczenia symulowanego ataku terrorystycznego na Pentagon pod kryptonimem MASCAL.
- Jest również i wątek giełdowy w końcu to blog Zorra.
W dniach poprzedzających zamachy doszło do bardzo wzmożonego zakupu opcji put na akcje United Airlines (UAL) i American Airlines (AMR). Jak wiecie tego typu zagranie robi się gdy przewiduję się spadek wartości akcji. Podobnie spekulowano o Boeing Company i Raytheon Company, z tym że na ostatniego kupowano opcje call.
Masowy wykup opcji put miał miejsce w dniach 5-10 września.
Reasumując zacytuję fragment opracowania naukowego prof. Allen’a M. Poteshman z University of Illinois.
Consequently, the paper concludes that there is evidence of

unusual option market activity in the days leading up to September 11 that

is consistent with investors trading on advance knowledge of the attacks.”
Zazwyczaj liczysz kasę i się chwalisz jak to zarobiłeś bez kropli potu dużo siana, a tu proszę ktoś nie podjął 2,5 mln baksów, ale czemu? więcej informacji na stronach: 1, 2, 3, 4


Starałem się nie komentować materiałów, które przedstawiłem to zadanie należy do Was.
Jeśli chcielibyście poznać ten temat lepiej, polecam kilka profesjonalnych stowarzyszeń, które zajmują się gromadzeniem i propagowaniem informacji o zamachach terrorystycznych tego dnia. Do najbardziej wyczerpujących temat należą:
Scholars for 911 truth oraz Architects & Engineers for 911 truth, na stronie tych ostatnich możecie zobaczyć profesjonalne prezentacje na ten temat.

Nie wiem kto stoi za zamachami, nie będę też spekulował. Lecz każdy z Was może to osobiście zrobić odpowiadając sobie na pytanie: Kto zarobił na 11 września?

Tego typu pytania i analizy należy podejmować. Pamiętajmy że kłamstwo powtórzone 1000 razy staje się prawdą. A wydarzenia z 11 września 2001 r. są najprawdopodobniej najlepiej udokumentowanym w internecie wydarzeniem historycznym. Demokracja daje nam swobody ale również wymaga zaangażowania, czynnego uczestnictwa.

Czytając ten blog od jakichś dwóch miesięcy zdałem sobie sprawę jak dużo nie wiem, myślę że wielu z Was miało podobne odczucia. Jeśli chcemy by było lepiej musimy myśleć perspektywicznie. Powinniśmy czuć się odpowiedzialni za nasz kraj i jego mieszkańców abyśmy nie skończyli jak Amerykanie.

Ogłupionym społeczeństwem można bardzo łatwo manipulować, bez względu czy rządzi G.Debilju Busz czy Barack Hip Hip Hoooray Obama.



© zezorro'10 dodajdo.com

Licznik długu USA

Polski licznik długu (spójrz na prawo) to jest małe piwo, co ja mówię, to jest oranżada w proszku. Prawdziwy dług jest poniżej.




© zezorro'10 dodajdo.com

poniedziałek, 28 września 2009

Patrz i licz

Temat długu był na tyle ciekawy, że tekst zajumany z mojej strony krąży teraz bezimiennie po wykopie. Nie po to publikuję, żeby to siedziało w piwnicy, ale prawo cytatu do czegoś zobowiązuje. Proszę zatem jumaczy o linkowanie do źródła, jeśli już ktoś tę pracę docenia na tyle, aby ją komuś innemu polecić. Ciąg dalszy długu sensu largo pociągnął Adam, prowokując do napisania licznika polskiego długu. Oto on, według najświeższych danych MF. Prąbardzo.




dług publiczny Polski
 PLN


Jeśli się nie wyświetla, nie szkodzi, znaczy że blogger kastruje skrypty we wpisach, licznik jest po prawej stronie. see ya.
Licznik w formie skryptu do ściągnięcia ze strony autora, Tomasza Mazura.
© zezorro'10 dodajdo.com

Rozwolnienie dolara 14: zasysanie płynności

Mamy chwilowe umocnienie, spowodowane czynnikami technicznymi, w tym głównie podażą obligacji. Nie da się pompować wszystkiego jednocześnie, więc chyba dojechaliśmy do rozstajów. Dolar pod wpływem pompki Benka zmiękł i wszedł w długi kanał spadkowy. Jego determinacja jest zdefiniowana bardzo długą słabością dolara - spójrz niżej. Dolar jest chronicznie wyprzedany, co znaczy że Benkowa płynność, która uratowała zbankrutowany, piramidalny system bankowy, bez przerwy i systematycznie ucieka w inne aktywa (czytaj z lolara w eurasa, jena i juana).

Chwilowo, po odbiciu od bandy wyprzedania, dolar musi się trochę wzmocnić, zakres ruchu - .6930, albo - jak kto woli 0,50 na RSI. Przy tym odczycie dolar będzie znowu względnie "wykupiony" i rozpocznie się nawrót. Wszystko oczywiście pod warunkiem, że Bibi Netanjahu nie zbombi zombie Ahmadi-Nejada, bo wówczas lolar i nafta jadą na Gdańsk.

© zezorro'10 dodajdo.com

niedziela, 27 września 2009

Kupuj akcje kopalni złota i linii lotniczych, Faber dixit

W uzupełnieniu swoich wcześniejszych przepowiedni Faber powtarza, że dolar jest bezwartościowy, a pompiarz Benek doprowadzi do hiperinflacji. W jednej z wypowiedzi, przytaczanych tu przez zezowatego jest nawet obrazowa mowa, że Benek (a z nim reszta świata) będzie drukował, jakby jutro nie istniało.

W tych okolicznościach przyrody, skoro giełdy idą do góry, Faber twierdzi, że będą iść dalej, a jeśli nawet nie, to inwestycja w akcje jest dobrym zabezpieczeniem przed inflacyjnym spadkiem wartości. Dolar jest śmieciem, a kupowanie obligacji, gdy Stany czekają lata niskich, a praktycznie realnie ujemnych stóp procentowych, jest kiepską inwestycją. Giełda zatem, jako hedge na tę inflację, powinna być dobrym rozwiązaniem.



Wszystko ładnie i pięknie, tylko jakoś tak zezowaty z przekąsem zauważa, że jak tylko Faber zapowiedział odbicie dolara (ostatnio, pisałem o tym) oraz korektę na giełdzie, to lolar się zwalił, a giełdy poszły jeszcze w górę. Tyle na temat prognoz krótkoterminowych Fabera.

Co do hiperinflacji, to polecam Faberowi studiowanie zezowatego, bo najwyraźniej nie wie, że Stany są obecnie w strukturalnej deflacji, to znaczy więcej kredytu jest umarzane (spłacane/spisywane na straty), niż tworzone. Skąd to wiadomo? Z ostatnich studiów kreacji pieniądza. Agregaty pieniężne Benka są ujemne, M2 się zwija, skąd Faber wyczaruje hiperinflację, nie wiadomo. Benek w każdym razie, przez najbliższe kilka lat, zanim nie zbankrutuje Stanów do reszty, hiperinflacji nie wydrukuje, bo M2 musiałoby w sposób niekontrolowany wzrastać, a na razie spada. Zezowaty doda jeszcze, że będzie spadać, dopóki Benek nie wynajdzie kolejnej spekulacyjnej hiperbańki, która pozwoli napełnić oklapnięty kredytowy balon. Zajmie to co najmniej kilka lat. Do tego czasu o antyinflacyjnym zabezpieczeniu w akcjach można spokojnie zapomnieć. Tyle o prognozach długoterminowych.

Reasumując, można kontrariańsko zaryzykować, że właśnie powinna zacząć się korekta, która szczególnie mocno dotknie amerykańskie linie lotnicze ;) Pasuje to w końcu do scenariusza ratunkowego długich obligacji, bo wiadomo, giełda w dół - obligacje w górę. Kończą się środki na qe (czytaj pokątne zakupy obligacji przez Benka), więc skądś środki na nowe, słoniowe emisje długu USA muszą się znaleźć. Banki centralne Chin i Japonii jakby coraz mniej chętne. Co zrobi Benek? Być może wydrukuje brakujące zera, a być może mała załamka na NYSE pozbawi go kłopotu. Jedno jest pewne. Ostatnim bastionem obrony będą obligacje 10Y+, na których stoi cała piramida FHA, MBS, Fanny+Freddie etc. Kiedy wzrosną procenty na długich obligacjach, załamie się piętrowa konstrukcja, a do tego Benito nie może dopuścić.
© zezorro'10 dodajdo.com

środa, 23 września 2009

Co dalej ze złotówką

Wczoraj padło pytanie, co dalej ze złotówką. Będzie dalej się umacniać, czy nie? Jakie są perspektywy długo- i krótkoterminowe? Na początek zobaczmy, co mówią analitycy.

Złoty na krawędzi Krzysztof Stępień
Dziś uwagę zwraca przecena złotego. Kurs CHF/PLN dociera do 2,755, czyli górnej granicy , jaka trwa już od ponad miesiąca. Długi czas jej tworzenia pozwala zakładać, że po wybiciu z niej w którąś ze stron będziemy świadkami zdecydowanego ruchu.

I to jest prawidłowa diagnoza. Skoro konsolidacja trwa już ponad miesiąc, ruch będzie znaczący.

Złoty jeszcze się umocni! Sławomir Dembowski
Sadzę, że w ciągu najbliższych tygodni dobre nastroje na giełdach w USA w połączeniu z dalszą presją na osłabienie dolara przełożą się na umocnienie złotego również w relacji do franka i euro. Skutkować to powinno wybiciem w dół z 6-tygodniowych faz konsolidacji. Do października kurs franka mógłby spaść w rejon 2.55-2.62 PLN, natomiast kurs euro osiągnąć target w rejonie 3.92-3.95 PLN – tłumaczy analityk.
O targecie tak myślał zezowaty latem, doceniając początek operacji mocna złotówka, ale ostatnio trochę zwątpił. Za cholerę ponadto nie rozumie, jaki związek ma słaby dolar z naszą giełdą. Owszem, NYSE ma dodatnią korelację z emerging, nawet bardzo mocną, ale w drugą stronę to mi nie działa. Benek rozwalający lolara nie pompuje GPW, tylko NYSE, a już upatrywanie Benka w roli obrońcy złotego to trochę za wiele. Złotówka jest zależna od euro, drogi panie, a nie od dolara, bo bilans dolarowy mamy mizerny. Trochę się to ostatnio zmieniło, od kiedy Wzrostowski zaciągnął polskie eurobondy w dolarach. Skoro lolar flaczeje, to normalnie euro pozostaje obojętne, oddziaływanie przez koszyk jest minimalne, chyba że upadek Benka oznacza np. wzrost eksportu albo zatrudnienia, a tu nic z tych rzeczy. Wniosek: chyba ktoś na siłę chce obronić target 3,95.

Złoty się umocni, frank przegoni dolara money
Ale - jak przekonują analitycy banków i domów maklerskich, przepytani przez Money.pl, ta druga grupa już niedługo znów będzie miała powody do radości. I to długotrwałej. Średnia prognoz sześciu ekspertów jest dla siły złotego wyraźnie optymistyczna.
...A Polska przegoni Japonię. W czym? Nieważne, ważne że przegoni.

Krótki wniosek z przeglądu: jest byczo, złotówka podjęła marsz ku świetlanej przyszłości i będzie już tylko w górę. Czy aby na pewno?

Złotego czeka radykalne osłabienie Jankowiak
Spodziewam się, że po informacjach dotyczących znacznego wzrostu deficytu budżetowego i długu publicznego, rynki zareagują znacznym spadkiem wartości złotego. O tym, że do końca roku za euro będziemy płacili mniej niż 4 zł można zapomnieć - powiedział w sobotę PAP główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu Janusz Jankowiak.
Jankowiak zaznaczył, że "nie sposób przewidzieć długofalowej reakcji uczestników rynku, ale z pewnością będzie ona zależała od wiarygodności całej strategii prezentacji budżetu państwa, także wiarygodności planów prywatyzacyjnych rządu".
"Trzeba poczekać na projekt budżetu. Wtedy będzie możliwa pełna analiza zachowań inwestorów" - powiedział Jankowiak.

Kubełek zimnej wody na główki anali od świetlistego szlaku. Nic dodać, nic ująć.


Czas popatrzeć zatem na wykres.

Mamy wyraźne dwa kanały: letnie pompowanie wzrostowskie (za eurasy) oraz złotą polską, jesienną stabilizację. Obecna konsolidacja, wyznaczona wahaniami 4,08-4,18, nosi znamiona dystrybucji, albo zamierzonej obrony kanału. Duży gracz zepchnął kurs na dół i zadowolony trzyma go na tym poziomie. Próby wybicia są karane przez jakieś instrumenty pochodne, typu opcje.


Długoterminowe determinanty złotego:
  • umocnienie do euro w chwili wstąpienia do węża walutowego - obecnie decyzja odroczona do 2011-12 (ad calendas graecas, rynki nie myślą w tej perspektywie)
  • dobre perspektywy wzrostu ze względu na immanetne cechy rynku: młoda populacja produkcyjna, chłonny rynek (duże potrzeby - infrastruktura, konsumpcja), dystans do Europy zachodniej działający jak magnes inwestycyjny
  • narastający dług publiczny i postępujące naprężenia strukturalne (ZUS, KRUS, fundusze celowe, rządowe itp.), wymagające pilnych reform

Krótkoterminowe determinanty złotego:

  • kryzys światowy, nieufność do rynków wschodzących - grożąca plajta Ukrainy i Łotwy
  • brak uczestnictwa w euro, co daje swobodę, ale też lotność kursów
  • pogarszająca się koniunktura, przychodząca z opóźnieniem, ale niechybnie, w ślad ze spadkiem eksportu przyjdzie ochłodzenie nastrojów i konsumpcji
  • wzrostowskie czary nad budżetem, w którym od dawna wiadomo (patrz co zezowaty pisał zimą) że brakuje kilkadziesiąt mld, zatem czeka nas podwyżka podatków, zatem spadek koniunktury jest niechybny
  • pochodna czarów wzrostowskich to obniżenie ratingów Polski zimą, po ogłoszeniu budżetu. Teraz już nieważne czy bilans się będzie zgadzał, ważne że będzie trzeba dużo, dużo pożyczyć na pokrycie wydatków, a pieniążki nie będą w całości pochodziły z podatków, bo tych jest za mało.

Wnioski
Pomimo długoterminowych sił ciągnących złotego do góry, krótkoterminowo wszystko przemawia na jego niekorzyść. Dlatego tak fałszywie brzmią chóralne zapewnienia anali, że teraz już tylko do góry. Z jakiego powodu pyta się zezowaty. Euro służące do wzmocnienia złotego wkrótce się skończą, gorzej jeszcze - trwająca w Europie w najlepsze stagnacja spowoduje kurczenie się eksportu, który po rewelacyjnych cenach obronił polską koniunkturę (+1,1%). Teraz z tym koniec. Zamówienia spadają, razem z euro. Entuzjazm konsumpcji też spadnie, w miarę zwolnień. Spada zatem podaż waluty od eksporterów, ale pozostaje popyt inwestycyjny (nie pozostaje, spadł o kilkadziesiąt procent, nikt nie buduje nowych fabryk w recesji). Czynniki negatywne tej jesieni będą narastać, a nie maleć, wszystkie jednocześnie, pod jednym wspólnym mianownikiem z twarzą ministra od cudów.

Wczoraj zezowaty napisał, że złotówka może się jeszcze umocnić, do 3,90 a nawet 3,70. To prawda, ale po bliższym przyjrzeniu się powyższej analizie wypada uznać taki scenariusz za mało prawdopodobny. Nie daj się uśpić obroną kanału. To, że rynek na pozór zignorował wyprzedzający atak obronny Wzrostowskiego (sam w sobie rzeczywiście kawalerski, zezowaty nie odważyłby się z podniesionym czołem przyznać, że zgubił 52 miliardy, ale w Warszawie to najwyraźniej nie dyskredytuje ministra finansów), o niczym nie świadczy. Sprawdzianem będzie budżet, a ten - już wiadomo - będzie marny. Tymczasem przez foreks przewalają się unijne eurasy i ich pochodne, skutecznie blokujące złotego w paśmie wahań. Niestety zarówno strumień zasilający zaraz wyschnie, jak i jego pochodna, a jeśli nawet nie, to ogranicznik pęknie po docenieniu piękna potrzeb pożyczkowych Polski w przyszłym roku i jego wpływu na popyt na waluty. Im dłużej zatem trwa pozostawanie w paśmie, tym mniej prawdopodobna jest dalsza aprecjacja złotego. Jeśli zatem chcesz kupować edka, to niebawem nastąpi ten moment, bo dłużej niż do połowy października zezowaty by nie czekał. Jeśli do tego momentu oczekiwany marsz złotówki do 3,90 się nie ziści (a coraz marniejsze są szanse - popatrz na RSI), to ziścić się nie mógł.

Potwierdza to wskaźnik RSI, odbudowujący się systematycznie od poziomu całkowitego wyprzedania (poniżej 30) do obecnego ok 60. Przy 70 zezowaty zgaduje że strzeli. RSI tłumaczy, dlaczego złotówka nie powędrowała poniżej 4,00 na przykład. Przecież jeśli rzuci się więcej na foreks to powinien zezwolić na ten ruch. Owszem, ale kosztem przegrzania. Nie da się połknąć więcej, niż włożyć do ust. Pompowanko wzrostowskie dojechało aż do bandy wyprzedania na początku sierpnia i groziło przegięciem rynku, stąd wniosek, że złoty fundamentalnie nie może wspiąć się wyżej. W chwili dojścia do bandy uczestnicy rynku najwyraźniej domknęli pasmo przez doświadczalnie wyznaczony "punkt bólu". Znając się nawzajem jak łyse konie, zahedżowali swe pozycje przez opcje i koniec "negocjacji". Złotówka nie mogła spaść poniżej 4,080 i wiadomo to od ponad miesiąca. Czemu zezowaty o tym nie wiedział? Bo tam nie zaglądał, zajrzał wczoraj po odpowiedzi na pytanie pod poprzednim wpisem, bo lubi sprawdzać swoje sądy. Jeśli i ty chcesz takie rzeczy wiedzieć, musisz zapytać zezowatego, nie ma innego wyjścia ;)

© zezorro'10 dodajdo.com

poniedziałek, 21 września 2009

Rozwolnienie dolara 13: carry trade

Czy dolar się rzeczywiście poddał?
Takie jest moje zdanie, potwierdzone w tej - każdy przyzna - przydługiej serii. Naturalnie pewności nie ma nigdy, taki jest urok tej zabawy, ale ryzyko pomyłki, tym razem minimalne. Nie kłamią działania Benka i wykresy. Wyczekiwanie na Godota w postaci ostatniej fali nie nadeszło. Spirala teraz kręci się w dół. Oczekiwanie na tę mityczną falę wcale nie było pozbawione podstaw, bowiem nie tylko znani spekulanci całkiem niedawno ją zapowiadali - nota bene tuż przed obsuwką - ale miał ona swoje podłoże fundamentalne. Jest nim ssący strumień deflacji, wołający likwidowane, lewarowane kredyty do jankieskiego domu. Ten proces jeszcze się nie skończył i prędko wcale nie ma zamiaru ustać.

Co to znaczy rozmiękczanie
Jak w każdej dziedzinie psychologii, najważniejsze jest spojrzenie rynku. Kiedy zezowaty mówi, że Benkowi udało się rozmiękczyć dolara, to znaczy, że rynek wierzy, że jest go dużo i nie grozi mu zakrzep. Gotówki nie zabraknie teraz i w przyszłości. Nie trzeba chować dolarów po kieszeniach, bo go nie zabraknie, już nad tym strażak Ben czuwa. Spójrz na ostatnie wpisy i wykresy. Opadający kanał usd/eur dobitnie świadczy o przełamaniu ostatniej fali. To dowodzi zmiany oceny rynku. Dokonało się pomimo trwającego deflacyjnego zasysania, a skoro tak, to taki jest to negatywny werdykt rynku. Czy w najbliższej - i dalszej - perspektywie można się spodziewać powrotu do panicznego poszukiwania dolarów? Być może, ale bezprecedensowe działania pompiarza Bena przekonały świat, że potrafi pompować w absolutnie niekonwencjonalny sposób, a właściwie na dziesiątki sposobów. Rynek uznał ten sukces i lolar sflaczał.

Czy rozmiękczanie jest trwałe
Nic na tym świecie nie jest wieczne, ale - sam/a przyznaj - tak szybka załamka lolara też cię dziwi, prawda? Anale coś tam rozprawiali o dwóch-trzech latach a tu taki zorg. Nawet zezowaty, przepowiadający szybsze ruchy, się zdziwił tym razem. Skoro udało się ruszyć wieloryba o pojemności kilkudziesięciu bilionów gotówki i kilkuset bilionów w derywatach, to nie jest przypadek. Co najważniejsze, rynek nie tyle uznał sztukę pompiarza - to tłumaczy zejście do linii 0.700 - ile oczekiwanie pozostawiania na dole przez dłuższy czas - które tłumaczy załamkę. Raz takie przeświadczenie wystąpi, jest praktycznie nieodwracalne, zaraz zobaczysz dlaczego.

Co zobaczyły bondy
Zezowaty twierdzi, że do świadomości rynkowej dotarło przekonanie, opisane tu wcześniej, że Benek nie ma wyjścia, musi pilnować rentowności długich bondów jak najniżej, inaczej budżet i całą konstrukcję szlag trafi, bowiem potrzeby pożyczkowe jakby nie maleją. Jedyna nadzieja w tym, że bondy przez najbliższe 10 lat nie wrócą do historycznych średnich powyżej 7 procent, czyniąc przy okazji USA bankrutem. Rynek zakłada, że Benjamin tego dopilnuje, bo nie ma innego wyjścia. Patrząc na symulacje długu i wcześniejsze wpisy, trudno się z tym nie zgodzić. Z jednym zastrzeżeniem: zezowaty twierdzi, że sztuka Benka się nie uda, bo bondy muszą dawać - na jego oko - co najmniej 7,5% rocznie. Taka jego subiektywna wycena. Pożyjemy, zobaczymy, jeśli spełni się wycena ZZ, to zapewne nie w tym roku.

Realistyczna ocena, że Benek nie ma innej drogi ratunku, tylko utrzymywanie ceny długich bondów, doprowadza do wniosku, że rynek FX dojrzał do decyzji, że trzyma go za j... i w związku z tym, skoro lolar w dającej się przewidzieć przyszłości będzie dawał niski procent, przestaje być atrakcyjny jako lokata, totalny frontalny odwrót od lolara. Od momentu zadziałania tego mechanizmu, zaczyna się on sam nakręcać, co przeżyli niedawno na swej skórze Japończycy.

Enter carry trade.
Oczekiwanie taniego finansowania w dolarze powoduje, że staje się on walutą nie tyle rezerwową, co finansującą. Oznacza to, że spekulacja aby uzyskać wyższe zwroty po świecie będzie finansować się w dolarze. Do mianowania na walutę carry trzeba mieć wiarygodną gwarancję niskich stóp w przyszłości. Taką gwarancję dostarczył Geithner z Bernankem, pokazując deficyty nadęte jak okiem sięgnąć jak brzuchy głodnych dzieci w Somalii. FX uwierzył.

Ktokolwiek zatem ufa teraz, że to tylko taka chwilowa korekta, myli się. Mechanizm carry trade ma bowiem zdolność wzmacniania. Oczywiście nic nie zagwarantuje, że zaraz nie wybuchnie kolejny kryzys i dolar znów się nie umocni, jednak prawdopodobieństwo tego jest znikome.

Na koniec spojrzyjmy na to od optymistycznej strony. Skoro USA osiągnęły peak credit, czy nie jest rozsądne ekonomicznie ratowanie dolarowego systemu finansowego przez powiększenie bazy klientów na inne segmenty? Dotychczas motorem był amerykański konsument, lokujący w nieruchomości. Ten jakby na najbliższą dekadę przysiadł, ale banki muszą podreperować swoje bilanse, najlepiej poza dotacjami podatkowymi. Co więc pozostaje? Kredyt kupiecki na kupno reszty świata. "Tanie finansowanie załatwię." Carry trade jest ratunkiem dla zbankrutowanych banków. Kłopot w tym, że odbędzie się to kosztem Europy, taniego lolara i drogiego euro. Ale z drugiej strony każdy kryzys kosztuje, największy musi kosztować najwięcej :)

Teraz już wiecie, jak nazywa się kolejna bańka, mam nadzieję. Jeszcze nie? Lollar. Cash and carry.
© zezorro'10 dodajdo.com

Dratewka na balon optymizmu

Nieoceniony Janusz Szewczak ostrzega: Polska gospodarka najgorsze ma dopiero przed sobą. Zezowaty komentuje, a co ma robić, jak taki straszny smok...
Wszystko, co najgorsze w związku z kryzysem i to, co czeka naszą gospodarkę – dopiero przed nami. Wzrost gospodarczy, finanse publiczne, banki i złotego czekają jeszcze wielkie kłopoty. Jak na razie mkniemy ku gigantycznemu wręcz zadłużeniu i bankructwu.

Zagraniczne banki i instytucje ratingowe ostrzegają: najgorsze dopiero przed Polską. Czeka nas recesja, wzrost bezrobocia i gigantyczny wzrost zadłużenia, kolejne deficyty oraz osłabienie złotego. Wyniki III i IV kw. będą dużo gorsze niż w pierwszej połowie tego roku.
Generalnie zgoda, zezowaty w ten deseń od stycznia, ale w innej tonacji i trochę wolniej. Nie mkniemy, tylko się posuwamy i nie do bankructwa, tylko do dziadostwa, a to różnica.
Zbyt wcześnie odtrąbiono sukces
Polska rzeczywiście przecież nie dotknęła jeszcze kryzysu. Propaganda sukcesu kwitnie jak za Gierka. Minister finansów zbyt wcześnie ogłosił sukces w krajowych mediach, w których zapanował błogi spokój. Właśnie podnoszone są prognozy wzrostu PKB dla Polski, choć należałoby je obniżyć. Ogłoszono znów nierealny budżet na 2010 r. Olbrzymi deficyt rzędu 52 mld zł w 2010 r. realnie osiągnie wartość znacznie większą, w granicach 90 – 100 mld złotych, bo minister Rostowski z reguły myli się w swych obliczeniach o co najmniej 100 proc., np. prognozował deficyt budżetu na ten rok na poziomie 18 mld, a już zmienił go sam na blisko 30 mld. Spadek zaufania inwestorów będzie postępował. Deficyt budżetowy na 2010 r. nie uwzględnia np. wydatków na drogi rzędu 34 mld zł, które jakimś cudem zniknęły z przyszłorocznego budżetu. Krajowy Fundusz Drogowy ma sobie sam zorganizować aż 31 mld zł, bo inaczej ich nie będzie. Ten kolejny wirtualny budżet przewiduje 1 proc. inflację, gdy dzisiaj, pod koniec roku, zbliżamy się do 4 proc. Równie niemożliwy jest wzrost dochodów podatkowych, w tym wzrost dochodów z VAT–u w najbliższym roku.
Diagnoza miedalnego stylu kuglarza i hochsztaplera Wzrostowskiego poprawna, dratewką ten balon!
Czy leci z nami pilot?
Jeśli minister przyznaje się, że nie ma planu awaryjnego i musi wyprzedać resztkę majątku narodowego za 28 mld złotych, bo inaczej nic mu się nie zbilansuje, to tylko powinno nas upewnić, że taki fachowiec nie powinien sprzedawać nawet używanego auta. To, co wyczynia minister finansów z polskimi finansami, woła o pomstę do nieba. To pewne, że możemy się spodziewać bardzo niekorzystnych rekomendacji dla polskiego długu i polskich papierów skarbowych w najbliższej perspektywie. Rząd ogłasza, że potrzeby pożyczkowe brutto Polski będą wynosić w 2010 r. aż 203 mld złotych, czyli 1/3 całego długu publicznego Skarbu Państwa, jaki uzbieraliśmy przez ostanie 20 lat wolnej Polski, obecnie to 650 mld zł, i jednocześnie twierdzi się, że wszystko jest pod kontrolą. Przez ostatnie 4 lata zadłużenie naszego kraju wzrosło o ok. 20 mld zł. Teraz ten pułap zadłużenia – 200 mld zł – mamy osiągnąć tylko przez 1 rok i to przy wyprzedaży resztek majątku narodowego. Grozi nam pozbycie się ostatniego polskiego banku PKO BP i PZU S.A. Co w takim razie przyjdzie sprzedawać rządowi w latach 2011-2012 – bo niewątpliwie trzeba będzie nadal dopłacać gigantyczne kwoty do OFE i spłacać koszty zadłużenia zagranicznego. To każdego roku pochłonie co najmniej 100 mld zł. Czy w latach 2011 – 2012 przyjdzie nam prywatyzować i sprzedawać Śląsk Opolski, Jeziora Mazurskie, Wawel? Deficyt będzie rósł z pewnością, choć bez konieczności spłaty starych długów. Im więcej pożyczamy, tym większy mamy deficyt i zadłużenie, im większy mamy deficyt i zadłużenie – tym więcej będziemy musieli pożyczać. Tu koło się zamyka. Nieprzypadkowo francuski BNP Paribas rekomenduje swoich klientom sprzedawanie polskich papierów wartościowych, bo Polska będzie musiała sprzedawać na rynku bardzo dużo papierów skarbowych i będzie to nas coraz więcej kosztować. Inwestorzy finansowi już chcą oprocentowania na poziomie 7 do 7,5 proc. przy 10-letnich obligacjach. W 2010 r. z pewnością zażądają wyższego oprocentowania, a chętnych na sprzedawanie i zadłużanie się będzie coraz więcej w Europie, my natomiast z każdym dniem będziemy tracić wiarygodność.
Co do jakości rekomendacji BNP zezowaty by się spierał, niemniej faktem jest że fanfan Vincent nadaje się do kabaretu, a nie finansów. Plecenie bzdur w miliardy rzeczywiście nie podwyższa ratingu Polski, a to z pewnością pozytywnego wpływu na oprocentowanie obligacji mieć nie może. Co więcej, tragiczne jest tempo zmian: od hurraoptymizmu do megapesymizmu (dziura 52-90 mld), niemniej o tragedii, przynajmniej w jej włoskim wymiarze, mowy nie ma.
W 2010 urosną straty finansowe banków
Jakby tego wszystkiego było mało, agencja ratingowa Standrad & Poors ogłosiła analizę dotyczącą wzrostu ryzyka w polskim sektorze bankowym, a zagrożenie to zaczyna być naprawdę poważne. Choć polska opinia publiczna nie jest o tym informowana. „Gazeta Finansowa” w licznych artykułach (np. „Jeszcze banki czy już piramidy finansowe” z 15 maja 2009), ostrzegała, że opowieści o tym, że banków w Polsce absolutnie nie dotknie kryzys, można włożyć między bajki. Według Standrad & Poors są dwie główne przyczyny zagrożenia dla polskich banków: szybki przyrost złych kredytów oraz wysoki udział kredytów w walutach obcych. Do tego dochodzą: znaczące osłabienie złotego, które należy jak najbardziej zakładać – paniczna wyprzedaż złotego dopiero przed nami, to z pewnością doprowadzi do tego, że duża część kredytów Polaków i polskich firm przerodzi się w należności zagrożone i przeterminowane. Oczywiście minister finansów uważa, że to BNP Paribas, Standrad & Poors się mylą, a nie on. Jeśli na to nałoży się recesja, spadek eksportu, rosnący deficyt na rachunku obrotów bieżących w lipcu, to mamy rekordowy deficyt rzędu 565 mln euro, transfer dywidend do banków za granicą w lipcu (to już ok. 1 mld euro) czy spadek inwestycji zagranicznych (jest on rzędu 83 proc.) – pełen komplet zagrożeń i to nie byle jakich.
Znowu diagnoza poprawna, jednak wnioski nie te. O panicznej wyprzedaży nie ma żadnej mowy, natomiast jest zezowata mowa o kolejnym krojeniu frajerów na kursie walutowym.
Banki w Polsce zamiast informować wprowadzają w błąd
To słowa znanego bankiera, prezesa ING BSK B. Bartkiewicza, najpełniej oddające zaniepokojenie tym, co czeka polski sektor bankowy, czyli zagraniczne banki komercyjne działające w Polsce. Po nieśmiałych próbach zainicjowania poważnej debaty na temat wpływu kryzysu na sektor bankowy w Polsce, które próbowali podjąć prezes Morawiecki czy prezes M. Stańczak, wszystko szybko wróciło do normy pod hasłem „jesteśmy najsilniejsi w Europie, nic nam nie grozi”. Dyżurni analitycy serwują nam te same dobre wiadomości: kryzys minął, złoty będzie się systematycznie umacniał, budżet i deficyt są pod pełną kontrolą. Wystarczy tylko sprywatyzować resztkę majątku narodowego i będzie dobrze, jak twierdzi niezawodny Leszek Balcerowicz. Miał absolutną rację prezes ING BSK, gdy mówił: „Wzywam! Dość manipulowania!”.W sektorze bankowym nie podjęto próby postawienia równie zasadniczych pytań, a przecież błędów popełnionych zarówno w sektorze bankowym, jak w całej polskiej gospodarce było co niemiara.
Bańki w Polsce wprowadzają w błąd od daty otwarcia.
Kredytowe szaleństwo trwa w najlepsze
Przedsiębiorstwa i Polacy żyją od 20 lat na kredyt. Majątek został wyprzedany w 70 proc., głównie za granicę. Rosną gigantyczne długi – 650 mld długu publicznego Skarbu Państwa, 200 mld euro długu zagranicznego, 170 mld zł banków działających w Polsce, 80 mld złotych kredytów przeterminowanych zarówno firm, jak i zwykłych konsumentów, ok. 15 mld długów na kartach kredytowych, ponad 200 mld długów z tytułu kredytów hipotecznych, a ok. 2/3 tych kredytów jest przecież w walutach zagranicznych. Już półtora miliona Polaków zalega z płatnościami na kwotę blisko 12 mld złotych, tylko wobec banków. Blisko 600 tys. Polaków posiada po kilka kredytów. Rekordziści nawet po 10 jednocześnie. Udział kredytów zagrożonych może więc wzrosnąć do końca roku do 15 może nawet 17 proc.
Bańki przedłużają swe żniwa, jak mogą. Jest faktem, że słabnący rynek pracy - nawet przy nominalnym wzroście! - doprowadzi poprzez bezrobocie do osłabienia portfela bankowego. Niemniej pamiętać trzeba, że polski portfel kredytowy jest bardzo zachowawczy, zatem bezpieczny.
Czy bankowcy powiedzieli nam całą prawdę
Mimo ogromnej nadpłynności sektora bankowego w Polsce, od 25 do 30 mld złotych, kredytów dla przedsiębiorstw nie ma i nie będzie. Niebezpieczna wydaje się pomoc, jaką NBP chce zaoferować bankom komercyjnym. Prezes NBP Sławomir Skrzypek nie wyciągnął, jak widać, żadnych wniosków z tego, co zdarzyło się w I poł. 2009 r. Szedł bankom komercyjnym na rękę, jak mógł, i co? I nic, kredytów jak nie było, tak nie ma. Cała wolna gotówka banków trafiała znów na oprocentowane konta NBP. „Prezesie Skrzypek nie idźcie tą drogą”. Mamy w Polsce banki, które wręcz toną. Banki, które udzieliły ogromnych kredytów korporacyjnych, takich jak np. Pekao SA, które udzieliło kredytów korporacyjnych na kwotę 60 mld złotych czy Bre Bank. Mają się one dziś czym martwić. Bank, który udzielił gigantyczną, jak na polskie warunki, kwotę 13 mld złotych developerom, może mieć obawy o jej szybki zwrot i stabilne spłacanie. Bank Bre, który udzielił gigantycznych kredytów gotówkowych poprzez swoje ramię Multibank i mBank już odpisał 650 mln złotych z tytułu rezerw. Kredyt Bank niedługo ruszy poprzez swoje ramię Żagiel. A pamiętajmy, że te są oprocentowane bardzo wysoko nawet na 20 proc. W sytuacji gdy właśnie kredyty ratalne i gotówkowe stają się prawdziwą kulą u nogi banków staje się to realnym zagrożeniem dla wielu z nich. Niespłacone długi przedsiębiorstw rosną o 1,5 mld zł miesięcznie. W ubiegłym roku rosły o tyle w ciągu całego roku. Wartość złych długów przedsiębiorstw w Polsce pod koniec lata wzrosła do ok. 25 mld zł. Zbliżamy się więc do rekordu z 2003 r., wówczas było to ok. 30 mld złotych. Olbrzymie kłopoty korporacyjne dla banków w Polsce stworzy pod koniec roku Orlen SA, którego gigantyczne zadłużenie trzeba będzie na nowo renegocjować. Aż 9 banków działających w Polsce znajduje się na liście obserwacyjnej agencji Moody’s z możliwością obniżenia ich ratingu. A przecież polska gospodarka dopiero wkracza w fazę spowolnienia gospodarczego, w fazę prawdziwego kryzysu. W dodatku rośnie bezrobocie, zanosi się na zwolnienie jeszcze kilkuset tysięcy osób do końca br. i coraz bardziej ujawnia się spadek cen nieruchomości, powodujący straty deweloperów. Gwałtowne osłabienie złotego, a w zasadzie sprowadzenie go do poziomu sprzed lipca tego roku, czyli w pierwszej połowie 2009 r., też należy brać poważnie pod uwagę. W okresie letnim złoty został sztucznie napompowany aż o 50 gr., przez co zagraniczne banki inwestycyjne, głównie amerykańskie, kupowały go na potęgę, licząc się z tym, że zapłacą złotówkami za totalną prywatyzację zapowiadaną przez polski rząd. Teraz doszły do wniosku, że nie da się sprywatyzować tak szybko takiej ilości przedsiębiorstw w Polsce i po tak śmiesznych cenach z powodu protestów załóg. Te banki równie gwałtownie mogą się pozbyć zapasów złotego, co osłabi jego notowania. Paniczna wyprzedaż złotego z pewnością dopiero przed nami.
Skoro mają kłamstwo we krwi, oczywiście nam nakłamali, bo bank to w końcu nie jest magiel. Jest faktem, że będą fuzje i przejęcia, bo spółki-matki są słabe, jak szczenięta i stoją na skraju bankructwa. To nieuniknione. Tylko że przejęcie banku w Polsce, ze zdrowym, lub prawie zdrowym portfelem, nie jest żadną tragedią, zarówno dla klientów, jak i dla systemu finansowego.
Banków kryzys nie oszczędzi
Banki komercyjne działające w Polsce ponoszą pierwsze poważne straty związane ze skutkami kryzysu, a to dopiero preludium przed drugą połową roku 2009 i trudnym 2010 r. Banki zarobiły 4,3 mld złotych, czyli dokładnie 50 proc. mniej niż rok temu. PKO BP musiało odpisać na rezerwy w pierwszej połowie br. aż 770 mln zł. Bre Bank będzie musiał odpisać 650 mln zł. Te wszystkie straty bardzo poważnie osłabią pozycje kapitałowe większości banków komercyjnych działających w Polsce. Jest wielce prawdopodobne, że zostaną sprzedane nawet całe banki, na listę transferową mogą w pierwszej kolejności trafić BZ WBK, bo jego irlandzki właściciel ma gigantyczne kłopoty, Millennium Bank, Kredyt Bank czy Bre Bank. Ale niespodzianek może być znacznie więcej. Wali się na naszych oczach eksport (spadek o 24 proc.), obligacje skarbowe sprzedają się coraz trudniej, banki zaczynają uprawiać kreatywną księgowość, spółki giełdowe, jak i banki ukrywają prawdziwe wyniki w swych raportach finansowych. Jedyny czynnik utrzymujący polski wzrost gospodarczy na powierzchni, czyli eksport, przestaje się liczyć. Tempo, w jakim zadłużamy nasz kraj, jest niespotykane. 203 mld złotych potrzeb pożyczkowych brutto tylko w 2010 r. to absolutny rekord. I nie są to pieniądze ani na drogi, ani na lotniska, ani na szybką kolej czy na nowe fabryki. Tylko na zapchanie kolejnej dziury budżetowej, tym razem dziury Rostowskiego i oddanie starych długów. Zadziwia wręcz naiwność i hura optymizm polskich przedsiębiorców, którzy ciągle wierzą w rządowe zapewnienia, że kryzys w Polsce minął i czekają na kolejne cuda gospodarcze.
Wzrostowski hurraoptymizm zezowatemu bardzo się nie podoba i wyjdzie drogo, jak każdy szwindel na dużą skalę. Tu skala jest rzędu 52 mld według samego zainteresowanego, więc i koszty odpowiednie. Na zezowate oko to około 2% od tej dziury rocznie (koszt czarów), czyli okrągły miliardzik, milordzie.
© zezorro'10 dodajdo.com

Multibenek. Ile jest tych lolarów w końcu 2

W poprzednim odcinku Adam Duda pozwolił sobie - z sobie właściwą młodzieńczą niewinnością - wyjaśnić różnice między M0,M1,M2,M3,L,MZM. Polecam zagłębienie się w meandry tajników monetaryzmu wszystkim dociekliwym. Ciekawym świata natomiast, spieszę wyjaśnić przyczyny zezowatej dezynwoltury w traktowaniu agregatów Benka oraz studiowaniu różnic między nimi. Otóż różnice te nie mają najmniejszego praktycznego znaczenia od chwili, kiedy polityka monetarna utraciła swą czarodziejską moc. Osierocone dzieci monetarystów nadal co prawda tułają się po świecie, szukając bezpiecznej przystani, wśród wichrów burzy, zupełnie jak błędni rycerze. Nie tego ich uczono na wykładach. Zezowaty powie z przekąsem: wasz duchowy tatuś też został sierotą umysłowym. Pan Grynszpan przecież niedawno przyznał, że jest w stanie szoku, ponieważ "jego model legł w gruzach". Model legł w gruzach, a żyć trzeba. Co dalej zrobimy, my krety? Co dalej zrobimy, kretyni?

Na szczęście zezowaty ma receptę. Owszem, legł w gruzach cały model monetarny. Oczywiście, że MZM to nie jest M0 (spójrz na definicje pod poprzednim wpisem), tylko - mój drogi Watsonie - nie ma to znaczenia dla denata.



Od chwili upadku Lehmana tzw. mnożnik monetarny M1 spadł do jedności i na tym poziomie wytrwale pozostaje. Co to praktycznie znaczy? Praktycznie znaczy to tyle, że - choćby nie wiem, jak Ben się wytężał - nie wzrasta podaż lolarów w obiegu, taki ma ciężar deflacja. Benjamin nie jest w stanie powiększyć pieniądza w obiegu, mimo iż bohatersko napompował bańki grubo ponad bilionem lolarów. Wszystko co napompował leży nadal w bańku Benka jako rezerwy M0 właśnie. Co to jest zatem ten współczynnik kreacji pieniądza M1, równy dziś jedności? Proszę bardzo. MULTI1=(M1-M0)/M0. Oznacza stosunkowy wzrost pieniądza w obiegu do rezerw. Podobnie zachowuje się MULTI3, który - zgodnie z opisem w poprzednim - powinien być w okolicach 10 (Przypomnę M3 oznacza szeroką klasę pseudogotówki w obiegu).

Świat monetarny się zawalił, bowiem sterowanie się urwało. Nieważne, czy Benjamin rezerwy podniesie, czy obniży, w obiegu gotówka nie zareaguje zupełnie, pominie chytre miny i czarodziejskie wypowiedzi znudzonym milczeniem. Dlaczego? To jest kluczowe pytanie. Otóż w monetarnym modelu klasycznym grupa mędrców pod wodzą Benka ustala cenę pieniądza i poziom rezerw. Sterując poziomem pieniądza w obiegu mogą wpływać na aktywność gospodarczą. Za duża aktywność? Przykręcamy kurek, cena pieniądza automatycznie rośnie, spada ciśnienie, aktywność się normuje. Benek dyryguje ilością pieniądza nie bezpośrednio, ale przez M0 właśnie, high power money. Kiedy M0 rośnie, rośnie ilość pieniądza w obiegu, zgodnie z odpowiednim mnożnikiem: MULTI1-MULTI3. Wszystko działało do czasu. Kiedy nadszedł magiczny moment, mnożniki zwyczajnie sflaczały i równają się jedynce.

Magiczny moment nadszedł po przekroczeniu peak credit. Otóż USA znajduje się w strukturalnej deflacji, spowodowanej zwijaniem kredytu. Więcej gospodarka udźwignąć nie zdoła, jak wielbłąd, którego kark łamie ostatnie źdźbło słomy. W naszej historii źdźbłem okazał się Lehman, ale gdyby nie on, byłby kto inny. Po przekroczeniu ładowności wielbłąda nie da się po prostu obciążyć go jeszcze troszkę, wielbłąd pada.

Inna, ulubiona obrazowa przenośnia zezowatego jest jeszcze bardziej dosadna. Otóż monetarny świat Grynszpanów et consortes działa tak długo, jak znajdują się kolejni do obciążenia kredytem, dopóki działa ekspansja kredytowa. Koń ciągnie wóz pod górę tak długo, jak długo nie przekroczymy ładunku krytycznego. Z początku zwalnia nieznacznie, potem coraz wyraźniej, aby na końcu zatrzymać się zupełnie. To koniec! Niezupełnie. Kiedy wóz (kredyt) jest za ciężki dla konia (gospodarki), koń zsuwa się w dół. Z tym mamy do czynienia ostatnio w Stanach i Europie.

Według modelu monetarnego należałoby przestawić zatem konia z przodu na tył. Niestety ten model w praktyce nie działa. Po prostu i zwyczajnie. Kiedy koniowi jest za ciężko, trzeba zdjąć część ciężaru, albo pozwolić osuwać sie wozowi w dół...
Rozwiązanie monetarne odradzam zupełnie, bo kończy się śmiercią konia pod wozem.

Na rysunku powyżej widać jeszcze jedną prawidłość, której pełne uświadomienie warte jest chwili refleksji. Otóż od roku 1994 (a było to dość dawno) mnożnik kreacji pieniężnej Benka ulega systematycznemu, nieubłaganemu pogorszeniu. Dlaczego? Z powodu opisanego wyżej. Banki coraz mniej emitują pieniądza dłużnego (kredytu) w stosunku do rezerw. W latach '80 MULTI1 był ponad trzy (na każdego lolara rezerw ponad trzy gotówki w obiegu), aby w roku 2005 spaść do marnego 1,7! Wykres obrazuje zatem narastającą niechęć banków do udzielania kredytu! Bzdura, przecież one z tego żyją. Zatem wykres obrazuje - ni mniej ni więcej - tylko stopniową awersję do wchłaniania kredytu w gospodarce, odpowiadającą zwyczajnie malejącej użyteczności długu (opisywane wcześniej). Od pewnej chwili gospodarka nie może (nie chce) wchłonąć więcej kredytu (a co za tym idzie zwiększyć ilość pieniądza w obrocie), bowiem użyteczność kolejnego długu jest zerowa! Kolejne inwestycje nie przynoszą już zwiększenia zysku. Następuje szczyt kredytowy, czyli peak credit.

Monetarne brednie życie zweryfikowało negatywnie. Nie da się władować na wóz więcej, niż można i - jednocześnie - jechać pod górę. Impossible. Myli się jednak ten, kto zawierzy w sieroce jęki Grynszpanów tego świata. Model im się zawalił, życie straciło sens! Spójrz jeszcze raz na obrazek. Czy pogarszające się mnożniki i samo pojęcie peak credit było obce kapłanom Friedmana przez kilkanaście lat? Zezowaty wątpi, jakkolwiek gdyby nadal bronili wiary w swój osierocony, zdruzgotany model, radzi wyrzucić ich na zbity ... za karygodną ignorancję. Po prostu.

Dla każego, kto ma cokolwiek do czynienia z prawdziwym rynkiem jest jasne od zawsze, że motorem kreacji pieniądza dłużnego (kredytu) nie jest wola Benka, ani nastrój chwili, ani zwierzęce instynkty. Motorem napędowym gospodarki, w tym kredytu, jest oczekiwanie na dodatni zwrot z inwestycji. Tak długo, jak wolni ludzie będą oceniali, iż powinni się zadłużyć (wziąć kredyt), aby mieć większy zysk (komfort, prestiż i wygodę), będą to czynić w ramach swych możliwości (zdolności kredytowej). Od chwili, kiedy przestaną tak oceniać przyszłość, niezależnie od czarów Benka, zdolności kredytowej i namowom przez telefon, zadłużać się dalej nie będą. W efekcie emisja pieniądza w obiegu spadnie (spadną MULTI), bowiem nezależnie od tego, ile bazy monetarnej wyczaruje Benek, dopóki istnieje wolność gospodarcza, dopóty decyzja o ilości kredytu będzie należała w ostateczności do kredytobiorców. Jeśli przestaną się zadłużać, mnożnik kreacyjny wyląduje na jedności, a monetarny model klasyczny w śmietniku. I żadna to nowość. To koń ciągnie wóz, a nie odwrotnie (choć ściślej według benitokształtnych "wóz pozwala być ciągnionym"). Na razie koniec podróży. Koń nie chce dalej ciągnąć, a Benek może mu nagwizdać i tyle.
© zezorro'10 dodajdo.com

sobota, 19 września 2009

Global peak credit 2, czyli bądźmy optymistami

Zobaczyliśmy w poprzednim odcinku apokaliptyczną zapowiedź zawału światowych finansów na podstawie ładnej animacji Economista. Zezowaty przemyślał i wypadł z werdyktem, że niby świat się zawali. Nic się nie zawali, uspokoił go stoik. Co ma wisieć nie utonie. Przecież ten dług państwowy to nie koniec świata. Państwa nie upadają. Poza tym jest prywatna gospodarka, ona nas wyciągnie. Nie wolno popadać w pesymizm, tak nas uczą Amerykanie i zobacz: giełda nieprzerwanie wali w górę, aż traderom shorty spadają. Tu nadszedł moment na przerwę. Pora wyjaśnić nieporozumienia.

Nieporozumienie nr 1: państwa nie upadają.

W ciągu ostatnich zaledwie dwóch dekad było kilkadziesiąt dużych niewypłacalności państwowych. Kryzysy walutowe są normą w dzisiejszym świecie. Jeśli do tego doliczyć jeszcze skutki różnych wojen, to upadki państw, zarówno w sensie politycznym (podboje, zmiany granic), jak i tylko finansowym (bankructwo), są zjawiskiem niemal codziennym. Średnio nie ma roku, aby jakieś państwo nie zbankrutowało. To może banał, ale bardzo chcemy (albo media chcą) o tym oczywistym fakcie zapomnieć.

Nieporozumienie nr 2: Prywatne firmy są prężne.

Są tak bardzo prężne, że w wyniku przekroczenia granicy zadłużenia, doszło do powolnej implozji piramidy kredytowej, czyli delewarowania. Świat jest obecnie w fazie deflacji, kiedy ta krusząca się piramida jest naprędce łatana przez fundusze ratunkowe, wyciągane z kasy państwowej. Jak świat długi i szeroki wszyscy stosują technikę "podtrzymywania popytu" Keynesa, która sprowadza się w istocie do tego, że nie dający się utrzymać dług korporacyjny jest przerzucany na barki państwa, żeby tylko system się nie zawalił. Korporacje, czerpiące swe siły witalne z ekspansji opartej na kredycie i międzynarodowym arbitrażu są tak fundamentalnie słabe, że muszą swe długi przerzucać na podatników! Tak są zdolne dziś do ekspansji.

Teraz najważniejsze. Graf opisany w poprzednim wpisie podaje, że prognozowany za dwa lata dług publiczny wyniesie 100% gpb. To oczywiście nie uwzględnia długu prywatnego (gospodarstwa domowe) oraz korporacyjnego (gospodarka, przemysł, finanse). Na zezowate oko w skali świata to będzie razem mniej więcej trzy razy tyle. Zatem globalny dług rzędu trzyletniego produktu globalnego!

Nieporozumienie nr 3: nie wolno popadać w pesymizm.

To największa bzdura, jaką można usłyszeć pod słońcem. Nazywa się to uczenie "syndrom sztokholmski" i polega w skrócie na tym, że ofiara, dostatecznie długo pod wpływem przemocy oprawcy, w końcu zaczyna wczuwać się w jego motywację i ją - o zgrozo - usprawiedliwiać.

Ze wszystkich sił należy próbować obronić swą pozycję materialną przed skutkami "strzyżenia" baranów, a początek tej drogi jest w zrozumieniu, o co tu chodzi.

Jak już doszliśmy do tego momentu, że mamy mniej więcej oszacowany poziom długu światowego, spróbujmy policzyć, co dalej. Średni poziom wzrostu gospodarczego za ostatnie lata był bardzo duży i wynosił ponad 3%, niemniej w obecnej dobie, kiedy deflacja, masowe zadłużanie państw i brak nowych motorów wzrostu, skutecznie hamują ekspansję, Bank Światowy, OECD i liczące się instytucje badawcze wskazują na umiarkowany wzrost w najbliższej dekadzie, co na polski tłumaczy się rzędu 1%.

(obrazek z http://www.eurekareport.com.au)


Zobaczmy teraz, jakie mamy koszty obsługi zadłużenia, wzorcowym przykładem jest FED i obligacje 10-letnie. Najmocniejszy bank centralny i największa waluta. Przeciętne oprocentowanie wynosi 7,5%! Nie ma szansy, aby uwierzyć, że nagle - za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Bena- zerowe oprocentowanie stanie się obowiązującą normą na świecie. Jak rzekł Izaak Newton, co idzie w górę, musi spaść, zatem wypada wziąć - i tak optymistyczną - średnią za normę.



WNIOSKI

Teraz czas na podsumowanie niewesołych wstępnych danych. Jak zwykle rysują się trzy scenariusze. Żeby nie było, iż jestem pesymistą, narysowałem tylko dwa: optymistyczny i realistyczny. Dlaczego pesymistyczny potrzebny nie jest, powinno być graficznie jasne.



Zezowaty z graficzną satysfakcją odsunął się od monitora i rzekł: to by kończyło dowód. System jest do bani. Zwałka. Jakby na to nie patrzeć, już za dwa latka na tym pięknym globie bankierzy będą przejadać co piątego dolara/peso/juana/rubla wypracowanego na świecie. O ile robotnikowi jest obojętne, czyja jest fabryka, byle miał z pracy w niej godziwy dochód, bo z jego poziomu efekt zabaw prowadzi tylko do dyslokacji środków, to już z poziomu społeczeństw nie jest. Jeśli uda się utrzymać tempo wzrostu (gorączkowe pompowanie sflaczałego balona), świat będzie uratowany. Na zezowate oczy w najbliższej dekadzie utrzymać 2% wzrostu pgb przy tanim kredycie się raczej nie da, dlatego nazwał ten scenariusz optymistycznym. Wariant realny niestety prowadzi do stopniowego zawału gospodarczego, gdzie pomimo wzrostu (zwróć uwagę, że przy pogarszającej się makroekonomii raczej wykluczone) pogarsza się stan zadłużenia, aby już w roku 2020 odsetki pożerały 1/3 dochodu. Jest oczywiste, że taka sytuacja jest niedopuszczalna i właściwie bez wyjścia. W końcu cały wypracowany dochód jest zjadany przez odsetki od pożyczonych od przyszłości pieniędzy i giniemy z głodu.

Przemyślenie podanych liczb przekonuje, że powinniśmy się wszyscy zmienić w Munchhausena. Wyciągnijmy się z bagna siłą woli. Wszystko wskazuje na to, że Obama ma za zadanie zarazić nas swoim optymizmem, aby zrealizował się wariant optymistyczny. Musimy być optymistami, inaczej ciężkie chwile przed nami, bo bez mocnego wzrostu spirala długów, tych już nazbieranych i tych, które nasi wybrańcy właśnie po świecie drukują, zwyczajnie ten świat pogrążą. Przy takim wyborze opcji na przyszłość jest chyba jasne, że rządzący staną na głowie, żeby tylko balon wzrostu napompować i - jak zawsze - uciec do przodu. Panika towarzysząca działaniom Big Bena nabiera w tej perspektywie jakby nowego wymiaru.
© zezorro'10 dodajdo.com

muut