Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 5 października 2009

Kto zabił misia?

Pamiętacie Matta Taibbi - mam nadzieję - z jego obrazoburczego artykułu przeciwko Goldmanowi? Krucjata trwa dalej. Matt zabrał się teraz za głębszy pokład kryzysu, mianowicie sposobu i wczesnych faz jego powstania. Pisałem tu szeroko o genezie kryzysu, gdzie niezmiennie pojawiają się ciągle ci sami podejrzani: CDS, short selling, pochodne walutowe. Niezmiennie także pojawiają się dwa momenty kluczowe kryzysu, wyznaczające jego fazy (etapy): upadek Bear-Stearns oraz Lehmana.

Pojawiły się niedwuznaczne podejrzenia, uzasadnione faktami, że za obydwoma stoi niewidzialna ręka, która te wydarzenia sprowokowała. Taibbi idzie dalej, wskazuje nawet broń, której użyto przy rozwałce: gołe zlecenia sprzedaży akcji, tzw. naked short.

Artykuł Taibbiego wyszedł w ... Rolling Stone, jego omówienie jest tu.

Według jego ustaleń 11.03.2008, a więc tuż przed upadkiem Bear-Stearns ktoś zawarł astronomiczny zakład na opcjach i kupił opcje put na tygodniowy kurs akcji tego banku w wysokości ... połowy ich chwilowej ceny. Opcje kupiono za kwotę 1,7 mln$, a więc niebagatelną. Po tygodniu ten śmiały zakład przyniósł nabywcy opcji zysk w wysokości 270 milionów! W chwili jego zawierania wydawał się być absolutnie pozbawiony sensu. Ktoś władował ogromne pieniądze, które aby mogły się zwrócić, wymagały spełnienia się rzeczy graniczącej z cudem, a mianowicie że w przeciągu tygodnia piąty bank inwestycyjny świata będzie wart mniej niż połowę. O dziwo tak właśnie się stało. Śmiały hazardzista nie był bowiem ryzykantem, ale szulerem. Upadek Bear-Stearns był ukartowany i przygotowany w szczegółach. Jak to się rozegrało?

W uzgodnionym terminie duzi gracze na rynku sprzedali ogromne ilości akcji BS, doprowadzając do załamania się kursu i spirali paniki. Bank, pozbawiony solidnego fundamentu krótkoterminowego finansowania (upadek zaaranżowano w chwili rolowania dużej porcji długu), zabezpieczanego zwykle akcjami własnymi, nie ma możliwości ich uregulowania i z dnia na dzień staje się niewypłacalny. Tak się szczęśliwie złożyło, że w poczekalni już był umówiony przez swatów biały rycerz, nikt inny tylko wielki JPM, przejmujący BS w rezultacie za grosze.

Ten sam mechanizm zastosowano przy upadku Lehmana, kiedy przed rokiem jego sytuacja powoli stawała się coraz trudniejsza, bowiem kolejni partnerzy w rozmowach o finansowaniu odchodzili z kwitkiem. Nagle nastąpiła panika i bank w ciągu jednego dnia znika z powierzchni. Co intrygujące, upadła spółka sądzi się obecnie z JPM (no proszę) o kilkanaście miliardów gotówki, które JPM bezprawnie zatrzymał w Londynie, przyspieszając (wyzwalając) agonię. Atak shortów zamknął długoletnią historię tego banku. Lehman wcale nie musiał upaść. Kilkanaście mld to więcej, niż mu było potrzebne do przetrwania.

Taibbi zwraca uwagę, że gdyby nie przemyślane paniczne ataki short sell, prawdopodobnie oba banki istniałyby nadal w niezmienionej formie, ponieważ wcale nie były gorsze od swoich rywali. Jednakże, w sensie darwinowskim okazały się słabsze do konkurencji, która doprowadziła do ich upadku, przejmując ich aktywa i rynek za grosze. Przy osiągnięciu szczytu kredytu bankowego i rozpoczęciu lawiny deflacji konsolidacje (kanibalizm) są nieuniknione, bowiem rynku nie wystarczy dla wszystkich. Zastosowane metody jednak nie miały nic wspólnego z normalnym działaniem wolnego rynku, a wszystko z wolną amerykanką, czyli najzwyczajniej gangsterką.

Na czym polega goły short sell? Ano na tym, że makler zawiera transakcje sprzedaży akcji, których nie posiada. Niektórzy maklerzy (arbitrzy) mają prawo do takiego działania, jeśli wymaga tego utrzymanie ciągłości rynku. Wszyscy inni, stosujący takie praktyki, w świetle amerykańskiego prawa (i zdrowego rozsądku) są oszustami. Aby coś sprzedać, trzeba tym dysponować. Owszem, istnieje nawet usankcjonowana instytucja pożyczania akcji (leasing), pozwalająca agresywnym graczom na zniżkę wypożyczyć za drobną procentową opłatą akcje od posiadaczy na czas kupowania opcji, aby móc ją rozliczyć. Wówczas sprzedają pożyczone akcje (jak własne), aby odkupić je i oddać w chwili wygasania opcji, gdy są już tańsze.

W przypadku Bear-Stearns oraz Lehmana sprawcy, siedzący w cieniu, nie zadawali sobie nawet trudu pożyczaniem akcji. Sprzedawali nie istniejący towar, którego nie mieli, w skoordynowanej akcji zniszczenia giełdowego kursu spółek. Giełdowa zmowa i manipulacja w najczystszej postaci. Dowód? Proszę bardzo. Tylko jednego dnia, 11 marca 2008 nie rozliczono transakcji sprzedaży akcji BS w wysokości ... 5 procent kapitału spółki. Niedomknięte (nie rozliczone) transakcje wiszą w systemie jako non-delivery (nie dostarczono) i stanowią właśnie gołą sprzedaż. Nie ma banku, który może wytrzymać podobną operację bez szwanku. Pół biedy (może nie całkiem), kiedy te akcje lądują na rynku legalnie. Oznacza to zwykle załamanie kursu, bo to ogromna masa, poza spółkami Karkosika taki obrót oznacza sytuację kryzysową. W przypadku BS sprzedawane akcje nie istniały, pojawiły się dosłownie z powietrza. Czy mogły mimo to spowodować panikę? Oczywiście, nawet większą niż oryginalne, bo na rynku pojawiła się w wyniku oszustwa dodatkowa płynność, coś jak quantitative easing Benka, albo spontaniczne rozwodnienie kapitału przez nadzwyczajną emisję.

O całej sytuacji oczywiście jest poinformowana komisja papierów i giełd i jak dotąd nie wszczęła żadnego postępowania. Informacje tu cytowane pochodzą właśnie od nich, gdyż na bieżąco monitorują stan rynku. O sprawie pisze dziennikarz giełdowy w czasopiśmie ... muzycznym. Wall Street Journal, Financial Times milczą. Nic się nie stało, proszę się rozejść.
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut